Tadeusz Prześlakiewicz księgarzem jest od przeszło 50 lat. To niemal całe jego zawodowe życie. W rozmowie z money.pl wielokrotnie podkreśla kwestię sukcesji. Marzy mu się, aby jego księgarnia Atlas, która działa od 1967 roku, przetrwała po tym, jak sam zdecyduje się przejść na emeryturę.
Plany te mógł jednak storpedować miniony rok, który już na zawsze kojarzyć się będzie z pandemią koronawirusa SARS-CoV-2.
- Wciąż prowadziliśmy sprzedaż książek i ci, co chcieli, korzystali z tego. Jednak to była zdecydowana mniejszość w porównaniu do ruchu, jaki notowaliśmy przed pandemią. Czasami pusto było przez cały dzień - opowiada Prześlakiewicz.
Księgarnia musiała się przystosować
- Cała sytuacja malowała się strasznie. Podejmowaliśmy rozmaite działania, żeby ją opanować, wprowadziłem do obrotu inne towary, które pozwoliłyby mi zwiększyć przychody - dodaje.
I tak w Atlasie klienci mogą kupić już nie tylko książki i przewodniki, ale także herbaty ceylon produkowane na Sri Lance. Jak podkreśla Prześlakiewicz, picie tego naparu dobrze komponuje się z lekturą książek.
Księgarz próbował też rozszerzyć asortyment o płyny do dezynfekcji. Szybko jednak zrezygnował z tego pomysłu, ponieważ nie potrafił "wyczuć", jak taki towar powinno się sprzedawać.
Niezależnie od obrotów podkreśla jedną kwestię: - Bardzo dobrze się stało, że nie podjęto decyzji, żeby zamykać księgarnie. Z drugiej strony namawiano ludzi do tego, żeby pozostali w domach i nie narażali się na wirusa, co też jest pozytywne. Same pozytywy, lecz ta druga sprawa niekoniecznie przekładała się pozytywnie na naszą kondycję finansową.
- Dzisiaj ta sytuacja jest bardzo niestabilna. W zasadzie jestem stale pod kreską - przyznaje nasz rozmówca. 2021 rok też nie jest dobry. W styczniu obroty ruszyły, ale luty jest z powrotem paskudny.
Fiskus nie wybacza
Co innego 2019 rok. Jak przyznaje Prześlakiewicz, zakończył go z "całkiem niezłym dochodem". To jednak spowodowało, że musiał zapłacić pokaźną kwotę do Urzędu Skarbowego. I w 2020 roku - kiedy wybuchła pandemia - zaczęły się schody.
- Usłyszałem, jak premier mówił, że ci, którzy nie mają możliwości zapłacenia całej powinności podatkowej, powinni mieć możliwość rozłożenia jej na raty. Dlatego złożyłem pismo z taką prośbą, bo nie byłem w stanie zapłacić należności w najgorszym kryzysie - wyjaśnia księgarz.
- Dwa miesiące czekałem na odpowiedź, która była odmowna. Przeczytałem, że z moich dochodów wynika, iż mogę wszystko zapłacić - dodaje nasz rozmówca.
Tarcza 6.0 nie dla księgarzy
Wsparcia księgarze nie uzyskają również z tzw. tarczy branżowej. W wykazie branż objętych pomocą próżno szukać sprzedaży detalicznej książek w wyspecjalizowanych sklepach.
Polska Izba Książki zapytała w grudniu ubiegłego roku resort przedsiębiorczości i rozwoju, dlaczego "tarcza branżowa" ominęła księgarnie. W odpowiedzi, pod którą podpisał się zastępca dyrektora departamentu Zbigniew Wojciechowski, możemy przeczytać, że "pomoc kierowana jest przede wszystkim do tych branż, które zostały bezpośrednio objęte zakazami lub znacznymi ograniczeniami w wykonywaniu działalności gospodarczej".
"Zwracam również uwagę, że przedsiębiorcy, którzy ponieśli straty w związku z epidemią COVID-19, w dalszym ciągu mogą skorzystać z dostępnych środków wsparcia z tarczy antykryzysowej" - podkreślił przedstawiciel ministerstwa.
Dodał też, że tarcza branżowa może zostać rozszerzona, co raz już nastąpiło. Z mechanizmów w niej zawartych wciąż jednak nie mogą skorzystać księgarze.
Czytaj też: Kilka cyfr zmienia wszystko. Jeden sklep dostanie wsparcie, taki sam obok - ani grosza
Trwają rozmowy z resortem kultury
W pomoc branży wydawniczo-księgarskiej być może włączy się jednak Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jak ustalił money.pl, trwają rozmowy nad formą i zakresem pomocy, w których ze strony resortu udział biorą minister Magdalena Gawin i dyrektor departamentu Mecenatu Państwa Mateusz Adamkowski. Informację tę potwierdza nam Polska Izba Książki oraz Instytut Książki.
- W Instytucie Książki są obecnie prowadzone prace nad powołaniem nowego programu wsparcia dla branży księgarskiej. O szczegółach będziemy informować na późniejszym etapie. Projekt programu musi też zostać zatwierdzony przez ministra kultury - wyjaśnia Łukasz Jarocki, rzecznik Instytutu Książki.
Zapytaliśmy resort kultury o trwające prace nad wsparciem dla księgarzy. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy do momentu publikacji.
A jakiej pomocy oczekiwałby Tadeusz Prześlakiewicz? Przede wszystkim liczy na dopłaty do czynszów, które są najbardziej palącym problemem. W trakcie rozmowy wielokrotnie wracał do tego tematu.
Przyznał, że z zazdrością patrzy na sytuację kolegów z branży, którym gminy obniżyły stawki za najem lokalu. Właścicielem jego punktu jest spółdzielnia, która niższą o połowę stawkę wprowadziła wyłącznie na dwa miesiące - w kwietniu i maju 2020 roku.
Widmo Amazona
- Mogłem przetrwać tylko dzięki empatii moich odbiorców, którzy kupowali więcej niż zwykle. Chylę czoła przed tymi ludźmi. Nie jest to jednak na tyle rozległa grupa czytelników, żeby pozwoliłaby mi spokojnie przetrwać - przyznaje.
Prześlakiewicz martwi się też o sukcesję i przetrwanie miejsca, do którego w latach 70. dzisiejszych 50- i 60-latków przyprowadzali za rękę rodzice. Boi się, że prowadzony przez niego punkt podzieli los księgarni muzycznej z Nowego Światu. Nazywa ją "klejnotem", do którego zjeżdżali ludzie z całego świata. Dziś jednak nie ma po niej śladu. Upadła po śmierci właściciela, a jej miejsce zajęła piwiarnia.
Nad księgarniami czyha jednak kolejne widmo - zapowiedź wejścia do Polski Amazona. - Trzeba na to spojrzeć szerzej. Amazon może okazać się także zagrożeniem dla wydawców. Jeżeli koncern zobaczy popyt na daną ofertę wydawnictwa, to ustandaryzuje się na jego wzór, podkupi kontrakty na wydawanie kolejnych tytułów, zajmie jego miejsce, a następnie wyeliminuje go z rynku - przestrzega nasz rozmówca.
Zdarzało się już w ostatnich latach, że klienci wchodzili do księgarni, oglądali uważnie książki, a następnie robili zdjęcie okładki i nie kupowali jej na miejscu. Prześlakiewicz nie ma złudzeń: najpewniej kupili ją w sieci. Nie ma im tego za złe. Zauważa też, że na pojawieniu się giganta nad Wisłą księgarze mogą skorzystać.
- Wyobrażam sobie, że księgarnie będą tworzyć punkty odbioru zakupów dokonanych na Amazonie, a przychodzący klienci będą mogli przyjrzeć się ofercie księgarni i być może kupić jakąś kolejną książkę. Widzę w tym szansę, bo myślę, że innej drogi dla księgarzy nie ma - kończy nasz rozmówca.
Koronawirus pustoszy branżę wydawniczo-księgarską
Wydawać by się mogło, że skoro sprzedaż książek częściowo przeniosła się do internetu, a częściowo do wielkich sieci, to na rynku wkrótce zabraknie miejsca dla małych, niezależnych księgarń. A jednak z danych zawartych w Ogólnopolskiej Bazie Księgarń wynika, że od 2017 roku (momentu startu OBK) do 2020 roku ich liczba stale rosła.
Wzrost nie był spektakularny: w 2017 roku zarejestrowanych było 1847 księgarń, a w 2019 roku - o 61 więcej. Jednak w 2020 roku, naznaczonym pandemią koronawirusa, tendencja się odwróciła. Dziś z danych OBK wynika, że księgarń jest 1811. Największy regres nastąpił po wrześniu ubiegłego roku, kiedy to ich liczba wynosiła jeszcze 1975.
OBK w ostatnim raporcie wskazuje jednoznacznie: liczba księgarń w Polsce w 2020 roku skurczyła się o 266 lokali. To przeszło 14 proc. księgarń mniej przy założeniu, że na koniec 2019 roku było ich 1908.
Najwięcej placówek ubyło w województwie mazowieckim (57), które znacznie dystansuje kolejne dwa regiony na liście, czyli wielkopolskie (27) i śląskie (26). Co ciekawe, 60 proc. zamknięć dotyczyło punktów należących do sieci księgarskich.