W debacie wzięli udział również europoseł prof. Ryszard Legutko oraz publicysta Bronisław Wildstein.
Zanim jednak o dominacji Niemiec w Europie - prezes PiS mówił o polskiej drodze do wolności. I to właśnie Jarosław Kaczyński nadawał ton debacie, bo mówił przez jej zdecydowaną większość.
I jak podkreślał, jednym z wymagających celów polityki po komunizmie było "obronienie się przed stworzeniem nowych zależności". - I dopiero dziś jesteśmy w trakcie pozbywania się ich. Gdy wchodziłem do Kancelarii Prezydenta pod koniec grudnia 1990 roku w wykazie telefonów rządowych był telefon do ambasady ZSRR - przypominał. I jak podkreślał, "ambasada rosyjska była włączona w system linii do rozmów poufnych między członkami rządu i innymi osobami pełniącymi eksponowane stanowiska w państwie".
I dlatego jego zdaniem istotną sprawą dla każdego kraju jest "status państwa". - To jest coś trwałego. To jest coś, co określa państwo - począwszy od takiego, którego nawet niepodległość jest kwestionowana, czyli państwa zależnego, aż po supermocarstwo. Zabiegi o wzmocnienie tego statusu przez dłuższy czas sprowadzały się do tego, żebyśmy weszli do NATO i Unii Europejskiej. Sprowadzały się też do tego, żebyśmy mieli dobrą pozycję w Unii Europejskiej - mówił.
I trzecią istotną sprawą dla każdego kraju jest sprawa jego "pozycji". - To jest coś bardzo zmiennego. Nawet supermocarstwa czasem mają lepszą pozycję, a czasem gorszą. O to też ciągle trzeba zabiegać. I jeżeli dobrze analizować politykę mojego śp. brata Lecha Kaczyńskiego, to było to i zabieganie o status, i zabieganie o pozycję - wspominał.
- Jeżeli Kanclerz Scholz bez owijania w bawełnę stwierdza, że Unia Europejska to ma być super państwo pod niemiecką wodzą o światowym znaczeniu, a w zasadzie byłoby to światowe znaczenie tylko dla Niemiec, to tutaj sprawa jest już zupełnie jasna - wyjaśniał.
A jaki jest stosunek prezesa PiS do Unii Europejskiej? - To wejście przez Porozumienie Centrum - jako przez pierwszych - było postulowane. Nie jest tak, że nie zdawaliśmy sobie sprawy z kwestii kulturowych, z różnic kulturowych. To był przedmiot mocnego sporu w naszej partii, już wtedy w Prawie i Sprawiedliwości, który został rozstrzygnięty przez kongres partii. 2/3 partii było za wejściem do Unii Europejskiej, a 1/3 - pod wodzą byłego marszałka Sejmu Marka Jurka - przeciw" - opowiadał.
- On wtedy bardzo precyzyjnie i jasno formułował tezę odnoszącą się do obcości kulturowej w UE w stosunku do Polski - przypomniał prezes PiS. - Przyjmowaliśmy, że wejście do Unii Europejskiej zapewni pewne środki i rynek europejski. A przecież z jednej strony mieliśmy Wspólnotę Niepodległych Państw czyli w zasadzie Rosję, a z drugiej Unię Europejską. Biorąc te wszystkie sprawy pod uwagę, wydawało się, że aby istnieć i się rozwijać musimy wejść do Unii Europejskiej. To było wtedy, jak sądzę myślenie realistyczne - wyjaśniał.
Wydawało się, że aby istnieć i się rozwijać musimy wejść do Unii Europejskiej.
A czym są wspomniane różnice kulturowe? - Kiedy pierwszy raz w ogóle byłem na Zachodzie, w Wiedniu i tam zobaczyłem różne rzeczy, których tutaj nie będę opisywał. To mi zupełnie wystarczyło, żeby zobaczyć, że jestem w innej strefie kulturowej, chociaż było to 33 lata temu - mówił. Nie wyjaśnił jednak, o jakich wydarzeniach mowa. Podkreślał jednak, że Zachód jest obcy Polsce.
- Nie podpisywali umowy o tym, że przyjmujemy cały zespół kulturowy, który reprezentuje zachodnia Europa, który już wtedy reprezentowała i który promowała. Poprzedziliśmy przyjęcie do Unii Europejskiej uchwałą Sejmu o naszej suwerenności kulturowej - zastrzegał. I jak wyjaśniał, jego zdaniem wspomniana uchwała Sejmu została "przez bardzo silną część klasy politycznej zupełnie zapomniana".
- My ją całkowicie podtrzymujemy. My uważamy każdą ingerencję w tę sferę za nadużycie, za złamanie prawa, za realizację tej zasady, która tutaj została sformułowana, "kto silniejszy ten lepszy" - dodawał.
I jak prezes ocenia wejście Polski do UE? - Wtedy nie było wtedy innego wyjścia - mówił. - Nasze wartości wynikają z tradycji chrześcijańskiej. Jednocześnie jest to tradycja wolnościowa - tłumaczył.
Wtedy nie było wtedy innego wyjścia.
Z kolei europoseł Ryszard Legutko stwierdził, że "idealizm w polityce jest dziś niezwykle silny" - Jednak oprócz idealizmu i górnolotnych deklaracji we współczesnym świecie niezwykle dużo jest politycznej bezwzględności - mówił.
A publicysta Bronisław Wildstein w dalszej części panelu zaznaczał, że "zachodnią cywilizację należy bronić przed nią samą". - Obecnie mamy do czynienia z antycywilizacją - kwitował.
- Mówi nam się, byśmy przekroczyli tradycyjne tożsamości, takie jak chociażby państwo narodowe. Efekt jest taki, że w UE rządzą jedynie najsilniejsi. Prowincje mają słuchać centrum i Polska dla nich jest tą prowincją - mówił.
Materiał powstał we współpracy z Instytutem Studiów Wschodnich