- Kierowca parkował tam, gdzie akurat było wolne miejsce. Mnie zajął miejsce dwa razy. Zatrzymywał się po południu, wyjeżdżał rano. Po kilkunastu dniach mieliśmy go z sąsiadami serdecznie dość, więc skrzyknęliśmy się w kilku i po prostu wypchnęliśmy auto – opowiada pan Jacek, mieszkaniec osiedla na warszawskiej Pradze.
Sposób na pozbycie się parkującego na cudzym miejscu samochodu radykalny, ale okazuje się, że jeden z niewielu, który naprawdę może zadziałać. Kto chce zgodnie z prawem doprowadzić do usunięcia samochodu, który zaparkował na jego stanowisku, musi uzbroić się w cierpliwość i czekać, aż niestosujący się do zasad kierowca po prostu odjedzie. Chyba że jest gotów wyłożyć kilkaset złotych na odholowanie.
"Też tak miałem. Odkręciłem tablice i policzyłem 10 zł za każdy dzień parkowania" – pisze na forum osiedlowym pan Paweł. Za szybą zostawił numer telefonu.
Pomysłowy mieszkaniec nie napisał, czy dzięki temu przyspieszył "zniknięcie" intruza, więc trudno powiedzieć, czy pomysł wart jest powielenia.
- Nie polecam, bo w polskim prawie samosądy są niedopuszczalne. Nie ma znaczenia, że to kierowca tego samochodu jako pierwszy naruszył nasze prawo do korzystania z przypisanego nam miejsca parkingowego, za które płacimy. Jeśli wezwie policję, ta przyjmie zgłoszenie o kradzieży tablic rejestracyjnych i na nic się nie zda tłumaczenie, że właściciel miejsca nie chciał ich na stałe zabrać, a jedynie ukarać tego, kto mu zajął miejsce – ostrzega Przemysław Piwecki, rzecznik prasowy poznańskiej straży miejskiej.
Chybiony jest tez pomysł zakładania blokady. Uprawnione są do tego tylko służby.
- Nie można nikogo pozbawiać prawa do korzystania z jego własności, a założenie blokady właśnie taki skutek powoduje – wyjaśnia Piwecki.
Może więc, zamiast podejmować ryzykowne działania, lepiej poprosić służby o usunięcie postawionego niezgodnie z zasadami pojazdu? Zadzwonić zawsze można, ale niestety, nie należy spodziewać się interwencji.
- Policja i straż miejska strzegą porządku w ruchu drogowym tylko w miejscach publicznych. Co innego, gdyby na prywatnym parkingu zaistniała sytuacja zagrożenia, np. kolizja lub włamanie do samochodu – wtedy możemy interweniować. Ale nie odholujemy auta zaparkowanego na cudzym miejscu postojowym – wyjaśnia rzecznik prasowy poznańskiej straży miejskiej.
Moje miejsce – ale tylko "niby"
- Policjanci przyjechali. Byli bardzo mili, ale poinformowali mnie, że jedyne co mogą, to odnotować, że taka sytuacja miała miejsce. Powiedzieli mi, że to jest moje prywatne miejsce parkingowe, w związku z czym mogę dochodzić swoich praw na drodze sądowej w procesie cywilnym oraz zadzwonić po lawetę i na własny koszt odholować nieproszone auto - tłumaczy pani Marta.
Kobieta nie ukrywała rozżalenia.
- Kupuję sobie kawałek ziemi i okazuje się, że w rzeczywistości nie jest mój. Ktoś może sobie na nim dobrowolnie stanąć i nikt nie może mi pomóc. To trochę tak jakby do ogródka przed domem przyszedł bezdomny i rozbił się z namiotem - powiedziała w rozmowie z WP.
Sąd – dużo zachodu, rezultat mało pewny
Co robić w takiej sytuacji? Kto nie chce czekać aż kierowca z własnej woli odjedzie, może odholować samochód na własny koszt i mieć nadzieję, że właściciel zwróci koszty. Z dużym prawdopodobieństwem można zakładać, że nie będzie skłonny płacić za usunięcie samochodu i parking strzeżony, więc konieczne będzie wytoczenie powództwa cywilnego. To z kolei wiąże się z koniecznością napisania pozwu, załączenia dowodów, wniesienia opłaty – nie wspominając już o tym, że w pierwszej kolejności poszkodowany musi ustalić, kto jest właścicielem samochodu.
Skutek? Większość właścicieli miejsc parkingowych machnie ręką i poczeka aż intruz sam odjedzie.
Brzmi to jak naruszenie prawa własności w świetle prawa. Poseł Marcin Święcicki z PO postanowił zapytać Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji, czy rozważa zmianę przepisów tak, by policja czy straż miejska były uprawnione do podjęcia interwencji.
"Policja może błyskawicznie ustalić właściciela samochodu, ukarać go mandatem, założyć blokadę albo odholować auto i wyegzekwować odpowiednie opłaty od sprawcy zdarzenia. Jest rzeczą zadziwiającą, że procedury dopuszczają całkowitą bierność Policji i straży miejskiej w sytuacji wtargnięcia sprawcy na cudzą własność, jej zajęcia i użytkowania" – przekonuje poseł Święcicki w interpelacji.
"Fakt pozostawienia pojazdu na stanowisku postojowym należącym do innej osoby i bez jej zgody, jakkolwiek naganny z punktu widzenia zasad współżycia społecznego oraz być może będący świadomym naruszeniem prawa własności, nie musi być wykroczeniem" – czytamy w odpowiedzi.
Minister przypomina, że to zarządzający parkingiem musi w odpowiedni sposób oznaczyć miejsca postojowe, a ponadto może, wspólnie z mieszkańcami danego budynku, ustalić sposób zabezpieczenia wykupionych indywidualnie miejsc postojowych przed parkowaniem pojazdów przez osoby nieuprawnione.
Zmian więc nie będzie, bo w ocenie Ministerstwa, obowiązujące przepisy "umożliwiają skuteczną walkę z kierowcami naruszającymi zasady prawidłowego parkowania na terenach należących do wspólnot lub spółdzielni mieszkaniowych, a tym samym nie wymagają obecnie zmian legislacyjnych".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl