Akcją zainteresowali się dziennikarze "Wyborczej", którym udało się ustalić bulwersujące szczegóły szczepienia w PKO BP. Pracowników banku szczepiła firma Warsaw Genomics, która w stolicy nie ma własnego punktu szczepień.
Jak pisze "Wyborcza" Warsaw Genomics ma punkty szczepień Górowie Iławieckim oraz w pobliskich wsiach: Pieszkowie, Kamińsku i Kandytach. To 300 km od Warszawy.
"Wyborcza" pisze, że w siedzibie PKO BP było kilka stanowisk szczepień z nazwami tych mazurskich miejscowości.
W efekcie szczepienia zrealizowane w biurowcu państwowego banku są zarejestrowane jako wykonane w woj. warmińsko-mazurskim. To niejedyna dziwna okoliczność.
Aby zorganizować akcję, Warsaw Genomics zrealizowało szczepienie wyjazdowe. Tego rodzaju usługa jest najlepiej wyceniana przez NFZ, który płaci medykom za podawanie preparatów. Nic dziwnego – w taki sposób szczepionki aplikuje się osobom obłożnie chorym oraz pensjonariuszom domów opieki.
Michał Kuczmierowski, prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, zapewnił "Wyborczą", że podczas akcji w PKO BP nie było żadnych nieprawidłowości. Jednak z informacji przekazanych przez RARS wynika, że do 22 kwietnia Warsaw Genomics otrzymał 3690 szczepionek przeciw COVID-19. A na szczepienie pracowników PKO BP nie dostał żadnej dodatkowej puli, którą trzeba byłoby na przykład wykorzystać w ekspresowym tempie.
W odpowiedzi na pierwszą publikację "Wyborczej" na temat szczepień, PKO BP oświadczył, iż akcja z 10 kwietnia była "promocją szczepień". Dziennikarze ustalili jednak, że część pracowników nie miała o niej pojęcia.