Wypowiedź prezesa NBP Adama Glapińskiego w sierpniowym miesięczniku "Bank" spowodowała, że wróciła dyskusja o zmianie stóp procentowych w Polsce.
"Gdyby koniunktura w Polsce silnie się osłabiła, w ślad za ewentualnym głębszym spowolnieniem w strefie euro, to nie jest wykluczone, że trzeba będzie myśleć o luzowaniu polityki pieniężnej NBP" - napisał Glapiński, co należy rozumieć jako zapowiedź redukcji stóp. Podkreślił zarazem, że najbardziej prawdopodobne będzie utrzymanie ich na obecnym poziomie.
Zdania w gronie Rady Polityki Pieniężnej są jednak podzielone, a prezes NBP jest tylko jednym z dziesięciu jej członków. Ten komunikat osłabił przy tym złotego, co może tylko nakręcić inflację, podwyższając chociażby ceny paliw.
Zobacz też: Wzrost cen w Polsce. Ekspert: "Inflacja wciąż jednak pod kontrolą"
Silnym skrzydłem w RPP, optującym za podwyżką stóp i to już w tym roku są: Kamil Zubelewicz, Eugeniusz Gatnar oraz Jerzy Osiatyński. Do stopniowo skłaniających się w tę stronę zalicza się ostatnio Jerzego Kropiwnickiego.
- Trudno byłoby wyobrazić sobie cięcie stóp procentowych w momencie, w którym krajowa inflacja najpewniej będzie znajdować się w górnych widełkach celu inflacyjnego, jeśli nie powyżej i w którym wysoka prawdopodobnie pozostanie również inflacja bazowa - podaje Roman Ziruk, analityk Ebury Polska. - Naszym zdaniem bardziej prawdopodobne niż ruch w dół jest podniesienie stóp procentowych przez RPP w 2020 roku, czemu sprzyjają ostatnie zmiany w krajowej gospodarce - dodał.
Rada zbierze się kolejny raz dopiero po wakacjach 10 września, a jej decyzja w sprawie stóp procentowych zostanie ogłoszona dzień później. Wtedy okaże się, w którą stronę wieje wiatr w RPP.
Frankowicze mogą mieć lepiej niż złotowicze
Wzrost kursu franka szwajcarskiego w ostatnich dwóch miesiącach o prawie sześć procent uszczuplił portfele wielu kredytobiorców w Polsce. Ci, którzy wzięli kiedyś kredyt we frankach na równowartość 500 tys. zł, teraz muszą miesięcznie płacić o 150 zł większą ratę niż kilka miesięcy temu.
Dużo? Przeciętna pensja w przedsiębiorstwach wzrosła w ciągu roku o średnio 180 zł. Wyobraźmy sobie teraz pracownika, który nachodził się do szefa, walczył, ten zgodził się podnieść mu pensję, a tu zaraz prawie całość podwyżki trzeba w zębach nieść do banku. A resztę zżera inflacja.
To samo co frankowiczów może dotknąć wkrótce tych, którzy brali kredyty w złotym. Wystarczy, że Rada Polityki Pieniężnej podniesie stopy o punkt procentowy. Spłacający raty znajdą się wtedy nawet w gorszej sytuacji niż obecnie frankowicze. Czy to prawdopodobne?
Tak, jeśli inflacja przyśpieszy. W lipcu wyniosła 2,9 proc. i była najwyższa od grudnia 2012 roku. Nie jest to jeszcze szalone tempo wzrostu cen i mieści się w widełkach docelowych NBP, czyli między 1,5 a 3,5 proc., ale sytuacja może się wymknąć spod kontroli.
- Na początku 2020 roku dynamika CPI może przejściowo dotrzeć do 3,5 proc. rok do roku, czyli górnego zakresu celu NBP - szacuje starszy ekonomista ING BSK Piotr Popławski. Główna ekonomistka Banku Pocztowego Monika Kurtek ocenia, że ten poziom może być osiągnięty już w grudniu bieżącego roku.
Ostatnio takie poziomy inflacji były w grudniu 2012 r. Wtedy główna stopa procentowa NBP wynosiła 4,25 proc., a nie 1,50 proc. jak obecnie. Gdyby nasz bank centralny działał tak, jak jeszcze siedem lat temu, to stopy powinny być wyższe od obecnych o jakieś dwa punkty procentowe. Średnia rata kredytu 500 tys. zł przy podwyżce odsetek o dwa punkty procentowe wzrosłaby wtedy o 270 zł miesięcznie.
Taki trend
Ale wiele się w siedem lat zmieniło. Głównie sytuacja międzynarodowa. Ujemne realne stopy procentowe to już chleb powszedni na świecie. Obowiązują w strefie euro, Japonii i Wielkiej Brytanii. W USA, choć jeszcze kilka miesięcy temu Fed planował stopy podwyższać, to po wojnie handlowej z Chinami będą obniżane znów do poziomów niższych od inflacji.
Poza tym, obawiając się wzrostu inflacji, nie można zapominać, dlaczego ona rośnie. W lipcu największy wpływ na wskaźnik miały ceny wieprzowiny, rosnące o 12,4 proc. rok do roku. To przez pomór świń w Chinach. Drożały też mocno warzywa (o 32,4 proc. rok do roku) przez ubiegłoroczną i tegoroczną suszę. O 24 proc. rok do roku droższy jest wywóz śmieci przez wzrost opłat i nowe zasady sortowania.
Wszystko ma swoje konkretne powody i trudno doszukiwać się w podwyżkach wpływu zbyt wysokiego popytu na towary i usługi. Podwyżka stóp procentowych w przypadku wspomnianych cen niewiele by raczej zmieniła.
Poza tym, w największych bankach centralnych świata mówi się raczej o obniżaniu stóp procentowych niż ich podwyższaniu. W takiej sytuacji nawet utrzymanie stóp na niezmienionym poziomie przez RPP będzie traktowane jak zacieśnianie polityki pieniężnej.
To z tych powodów, mimo wzrostu inflacji, na razie w gronie Rady Polityki Pieniężnej nie słyszymy jeszcze o umocnieniu "opcji podwyżkowej".
Ujemne stopy procentowe
Po co w ogóle RPP manipuluje stopami procentowymi? Między innymi po to, by dbać o siłę złotego oraz gospodarki, a w tym celu trzeba inflację trzymać w ryzach. Im wyższe stopy, tym mniej pieniędzy krąży w gospodarce, a więcej leży na depozytach i nie trafia do sklepów, nie zwiększając zarazem popytu na usługi i towary, a więc zarazem ich cen.
Celem NBP jest utrzymanie inflacji w okolicach 2,5 proc. rocznie, bo zapewnia to zarazem zdrowy wzrost gospodarce, jak i stabilny kurs złotego. Taki sam poziom przyjęło wiele dużych banków centralnych na świecie.
Tyle, że wahadło ostatnio wychyliło się zbyt mocno w jedną stronę. Chodzi o tak zwane "ujemne stopy procentowe". To sytuacja, gdy stopy procentowe nie pozwalają na zachowanie wartości pieniądza i nadrobienie przynajmniej inflacji. W ostatnich latach się to zdarzało, tyle tylko, że obecnie różnica między główną stopą NBP, a inflacją w lipcu wyniosła aż -1,4 pkt. proc. Zamiast zarabiać, trzymając lokatę w banku, to tracimy. Tak wysokiej różnicy nie było od 1995 roku.
Czytaj też: Niskie oprocentowanie lokat nie pokrywa nawet inflacji. Na Zachodzie jest jeszcze gorzej
Wtedy gospodarka zaczynała wydobywać się jednak z zapaści i niskie stopy były jednym ze sposobów na jej stymulację. A teraz? W zapaści z pewnością nie jest i rośnie. Co będzie jak w tej zapaści się faktycznie znajdzie, gdy koniunktura światowa zacznie się szybko pogarszać? Wtedy nie będzie już żadnych możliwości, by gospodarkę wesprzeć łagodzeniem polityki pieniężnej, bo już jest super łagodna.
Poza tym zbyt niskie realne stopy procentowe osłabiają siłę złotego, którego obroną ma się przecież zajmować RPP. Drożeją wtedy towary importowane, jak paliwa i ubrania, co tylko nakręca wzrost inflacji. Takie dylematy mają członkowie RPP, a na ich decyzje z niepokojem patrzą kredytobiorcy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl