Protesty w Hong Kongu zaczęły się od przyjęcia ustawy ekstradycyjnej przez władze autonomii, które w ogromnej większości składają się z polityków wspierających Pekin. Wydaje się, że była to jednak przysłowiowa kropla, która przelała czarę goryczy rosnącego wpływu Chin na sytuację w Hong Kongu, który jeszcze do 1997 roku był administrowany przez Wielką Brytanię.
Mieszkańcy miasta mogli obawiać się, że skoro już teraz zakres ich autonomii jest ograniczany, to sprawy przybiorą gorszy okres, kiedy skończy się 50-letni okres przejściowy. Wybory do władz lokalnych były pierwszą pokojową możliwością wyrażenia swojego sprzeciwu przez mieszkańców i przyniosły one gigantyczne zwycięstwo kandydatów pro-demokratycznych.
Wybory te w przeszłości nie cieszyły się wielką popularnością, głosowało zwykle mniej niż 50 proc. uprawnionych. Teraz ta wartość wzrosła do 71 proc., a ponad połowa miejsc przeszła z rąk polityków wspierających Pekin do opozycji. Co jednak oznacza to w praktyce? Mniej niż może się wydawać. Wybierano bowiem 452 osoby zarządzające dzielnicami miasta, mającymi wpływ na takie obszary jak lokalny transport czy wywóz nieczystości, ale już niekoniecznie na "dużą politykę”.
Część z tych osób będzie w składzie Komitetu Wyborczego, ale stanowić będą oni mniej niż 10 proc. jego składu. Komitet Wyborczy z kolei wybiera władze miasta, które nadal pozostają niezmienione. Jest zatem zbyt wcześnie aby powiedzieć, że wybory uspokoją sytuację.
Protestujący mogą uznać, że ich wyniki stanowią legitymację dla twardych rozmów z rządem.
W kontekście Hong Kongu należy jeszcze wspomnieć o przyjętych przez Kongres uchwałach wspierających protestujących. Nie zagłosowała za nimi tylko jedna osoba i teraz wspólna ich wersja trafiła na biurko prezydenta. Ten jednak kluczy w sprawie złożenia podpisu, mając świadomość, że ten jeszcze bardziej utrudniłby podpisanie porozumienia z Chinami, którego na ten moment Donald Trump potrzebuje znacznie bardziej niż Xi Jinping.
Weto Trumpa nie zmieni wiele w sensie prawnym - Kongres je bez problemu przegłosuje. Trump może zyskać sympatię chińskich władz, jednocześnie narażając się jednak na potężny atak w USA. Mamy tam przecież już kampanię wyborczą, a Trump przegrywa w sondażach, mimo że Demokraci nie wystawili jeszcze swojego kandydata. Do wyścigu o nominację dołączył Michael Bloomberg i teraz jest w nim aż 5 liczących się polityków.
Obecny tydzień przynosi w USA Święto Dziękczynienia w czwartek i przypadający po nim Black Friday. Pod kątem danych nie mamy najważniejszych publikacji, inwestorzy skoncentrują się na takich raportach jak inflacja PCE (środa) czy indeks Chicago PMI (piątek). W Polsce poznamy dane o sprzedaży detalicznej, podaży pieniądza i stopie bezrobocia. Złoty zaczyna tydzień dość stabilnie - o 9:30 euro kosztuje 4,2994 złotego, dolar 3,8990 złotego, frank 3,9106 złotego, zaś funt 5,0184 złotego.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl