Monika Morawiecka to siostra stryjeczna premiera Mateusza Morawieckiego. Jest córką brata Kornela Morawieckiego, ojca szefa polskiego rządu. Właśnie została prezesem PGE Baltica, spółki należącej do państwowego giganta PGE.
Morawiecka nie jest debiutantką w branży energetycznej. W grupie PGE pracuje już od 13 lat, a przez ostatnie 9 lat była szefową departamentu strategii w spółce.
PGE Baltica do 2030 r. chce wybudować na morzu farmy wiatrowe o łącznej mocy 2,5 GW w polskiej części Bałtyku. Ma to kosztować kilkanaście miliardów złotych. Eksperci mówią, że łączny koszt inwestycji może sięgnąć nawet 30 mld zł.
Wiatraki na morzu mają zacząć działać w 2025 roku, a płynący z nich prąd ma zasilić nawet 4 miliony gospodarstw domowych. Wiatraki staną w odległości około 25-30 km od brzegu, na wysokości Łeby.
Grupa PGE jest obecnie największym producentem zielonej energii Polsce, ale jej działalność to jednak przede wszystkim produkcja energii elektrycznej ze spalania węgla kamiennego i brunatnego. Do spółki należą nie tylko największe elektrownie węglowe w Polsce, ale także kopalnie.
Morawiecka przyznaje, że "nie zawsze była entuzjastką" energetyki wiatrowej, ale tłumaczy, że chodziło tylko o koszty tej technologii. - Dziś z czystym sumieniem możemy mówić, że powinniśmy się tą technologią zająć w kraju - powiedziała w środę Sejmie, prezentując plany PGE Baltica.
Kuzynka premiera była przede wszystkim jednak przeciwniczką rozwijania przydomowych instalacji produkcji prądu na własne potrzeby. - Celem jest produkcja zielonej energii, a nie stworzenie prosumentów - mówiła na początku 2015 roku.
W tym czasie rząd Ewy Kopacz wprowadzał poprawkę prosumencką do ustawy o odnawialnych źródłach energii. Największą nowością była taryfa gwarantowana dla mikroinstalacji, która miała zapewnić opłacalność inwestycji w urządzenie OZE. Szacowano wtedy, że prosumentami może zostać nawet milion Polaków
Jak przypomniał jeden z użytkowników Twittera, Morawieckiej nie podobało się także to, że z powodu promowania produkcji zielonej energii... spadnie popyt na węgiel. - Dlaczego nikt nie łączy sprawy górnictwa ze sprawą poprawki do ustawy o OZE? Przecież popyt na węgiel spadnie jeszcze bardziej - pisała w styczniu 2015 r.
Rząd PiS w 2016 roku mocno przerobił ustawę o OZE, w wyniku czego produkcja energii ze źródeł odnawialnych stała się nieopłacalna. Po kolejnych zmianach w 2017 r. prezes Urzędu Regulacji Energetyki Maciej Bando mówił wrecz o "rasizmie energetycznym".
Przepchnięta w ekspresowym tempie przez parlament nowelizacja ustawy o OZE radykalnie obniżyła opłatę zastępczą, jaką płacą wytwórcy energii, którzy nie kupują jej z odnawialnych źródeł.
Teraz jednak rząd Mateusza Morawieckiego wraca do promowania prosumentów, a promowaniem programu Energia plus zajmuje się minister przedsiębiorczości Jadwiga Emilewicz.
- 2019 rok upłynie pod hasłem prosumentów - zapowiedziała Emilewicz w grudniu. - Polakom będzie się opłacało produkować prąd na własne potrzeby. Przedsiębiorcom będzie się opłacało stawiać farmy fotowoltaiczne. To opłacalne, koszty spadają - podkreślała.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl