Dotychczas w polskich przepisach drewno energetyczne było sformułowane bardzo ogólnikowo - jako "surowiec drzewny, który ze względu na cechy jakościowo-wymiarowe posiada obniżoną wartość techniczną i użytkową". Brak precyzji powodował, że zapisy interpretowano dowolnie. Ustawa o odnawialnych źródłach energii zobowiązała ministra ds. środowiska do doprecyzowania tej definicji.
Nadrzędną funkcją projektowanego rozporządzenia jest eliminacja zjawiska spalania w energetyce zawodowej drewna, które może zostać wykorzystane przemysłowo w inny, bardziej korzystny gospodarczo sposób - czytamy w uzasadnieniu projektu rozporządzenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak donosi "DGP", ma to służyć racjonalizacji i optymalizacji gospodarki drewnem, a także odpowiadać "społecznemu oczekiwaniu, aby drewno możliwe do wykorzystania w bardziej korzystny ekonomicznie sposób nie było spalane w energetyce zawodowej". Dodatkowym celem jest zmniejszenie presji na wyręb lasów ze strony energetyki zawodowej. Nowe przepisy będą korzystne m.in. dla branży meblarskiej.
- Rozporządzenie jest realizacją jednej z naszych obietnic dla przemysłu drzewnego. Szacujemy, że dzięki niemu na rynek może trafić nawet 1,5 mln m sześc. drewna, które w przeciwnym razie zostałoby spalone w energetyce - zapewnił wiceminister klimatu i środowiska Mikołaj Dorożała.
Branża: rozporządzenie za mało restrykcyjne
Przedstawiciele branży powiedzieli "DGP", że rozporządzenie jest zbyt mało restrykcyjne. Nie podoba im się m.in. to, że za drewno energetyczne zostaną uznane m.in. wióry i trociny, które powinny zostać użyte do produkcji płyt drewnopochodnych. Rozczarowania nie kryje także strona społeczna, bo propozycję ministerstwa uważa za mało ambitną. Chciałaby większego ograniczenia w zakresie spalania drewna.
Jak podkreślono w tekście, projektowane przepisy nie wprowadzają jednak obiecanego w umowie koalicyjnej zakazu, tylko ograniczenie związane z niższą opłacalnością spalania niezaliczonego jako produkcja "zielonej energii".