Zgodnie z nowymi wytycznymi rządu od poniedziałku do szkół pójdą tylko najmłodsze dzieci, do klas trzecich. Dzieci od czwartej klasy przejdą na tryb nauczania zdalnego. Uczniów szkół średnich taki tryb obowiązuje już od tygodnia.
- Nie do końca rozumiem niektórych idei – przyznała w rozmowie z PAP dr Lidia Stopyra, ordynator Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii w Szpitalu im. Stefana Żeromskiego w Krakowie. Jej zdaniem do szkół nie powinny chodzić nie tylko dzieci od czwartej klasy, ale i te młodsze.
- Rozumiem, że trudno zorganizować zdalne zajęcia dla najmłodszych dzieci, ale jeśli restrykcje mają być skuteczne, to nie mogą być połowicze. Dla młodszych dzieci przestrzeganie obostrzeń, noszenie maseczek, zachowywanie dystansu społecznego jest trudniejsze niż dla starszych. One wciąż będą się zarażać – powiedziała lekarz dodając, że w szkołach i przedszkolach jest wiele ognisk zakażenia.
Od tponiedziałku 26 października dzieci i młodzież w godz. od 8 do 16 nie będą mogły przemieszczać się bez opieki dorosłego. Zasada ta nie obowiązuje, kiedy dziecko idzie do szkoły lub wraca z niej do domu, a także w weekendy i dni wolne od nauki.
Zdaniem dr Stopyry ten zapis też może dziwić, gdyż nasili gromadzenie się młodzieży po godz. 16, czyli po szkole. A przed godz. 16 godz. raczej mało młodych ludzi wyjdzie, ponieważ będą się uczyć zdalnie.
– Z drugiej strony zapis uniemożliwi im np. zrobienie zakupów, pomoc starszej osobie – przecież są różne sytuacje rodzinne. Wprowadzając restrykcje nie unikniemy pewnych uciążliwości, ale nie może być tak, że uciążliwości przewyższają korzyści – mówi lekarz.
Podkreśliła także, że w sytuacji znacznego wzrostu liczby zakażeń i braku personelu medycznego potrzebne są radykalne obostrzenia, które będą skuteczne tylko wtedy, jeśli wszyscy będą się do nich stosować.