W nowym Lexusie RZ 450e ma zadebiutować One Motion Grip - pod taką nazwą producent promuje technologię steer-by-wire. Jej najbardziej widocznym elementem jest wolant zamiast tradycyjnej kierownicy przed fotelem kierowcy. Jednak zmiany, które chce wprowadzić japoński producent samochodów premium, nie ograniczają się tylko do nowego kształtu "kierownicy".
Usuwamy mechaniczne połączenie między kierownicą a kołami - mówił polskim dziennikarzom Takashi Watanabe, główny inżynier Lexusa, podczas Kenshiki Forum w Brukseli. Na podobny ruch 40 lat temu zdecydował się sektor lotniczy, ale o tym więcej za chwilę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od kierownicy do wolantu w samochodzie
Analogiczną technologię dla swoich samochodów elektrycznych rozwija też Tesla. W listopadzie część mediów, powołując się na źródła zbliżone do firmy Elona Muska, pisała, że rozwiązanie steer-by-wire może zadebiutować w modelach S/X nawet w 2023 r. Plany zastąpienia kierownicy wolantem ujrzały światło dzienne już w 2021 r. przy okazji premiery nowej generacji Tesli Model S. Elon Musk w jednym z tweetów podkreślał wówczas, że to jeszcze kwestia kilku lat.
Ci, którzy mieli okazję, by spróbować swoich sił z nowym kształtem "kierownicy" Tesli w ręku pisali o różnych wrażeniach. W relacjach można znaleźć zgodne opisy tego, że przy jeździe na wprost (np. po autostradzie) to bardzo wygodne, ale problematyczne bywa w mieście. Tam, gdzie zakres kręcenia kierownicą jest znacznie większy, zdarzało się odruchowo łapać dłońmi za wieniec, którego... nie ma.
Dlatego Lexus przekonuje, że nie chodzi tylko o nowy kształt kierownicy. Takeshi Watanabe podkreślał, że tradycyjna okrągła kierownica obraca się w zakresie 540 stopni, zapewniając pełen zakres ruchomości przednich kół. Wolant, który znajdzie się w Lexusie RZ 450e, obraca się w zakresie 150 stopni. - Umożliwi ten sam zakres obrotu przednich kół, bez konieczności odrywania rąk i robienia "przekładek" w trakcie kręcenia kierownicą - dodał.
Takie rozwiązanie ma z jednej strony zapewniać zwinność przy niższych prędkościach oraz stabilność podczas szybszej jazdy. Ma pozwolić lepiej wykorzystać możliwości, które stwarzają samochody elektryczne. - Maksymalny moment obrotowy jest dostępny od zera, przekazywany wprost do kół. Opóźnienie powstaje między ruchem kierownicą a skrętem kół - wyjaśniał Watanabe. Skoro wystarczy impuls elektryczny, informacja o zamiarach kierowcy może zostać przekazana znacznie szybciej.
Podobnie jak w samolotach systemy sterowania mają być zdublowane, w razie awarii - samochód zatrzyma się.
Otwierają się też nowe możliwości w projektowaniu aut. Technologia steer-by-wire przybliża nas do samochodów autonomicznych i możliwości "kierowania" pojazdem z tylnego fotela. Bo dziś to pozycja kół i połączonej z osią kolumny kierownicy determinuje to, jak projektowane są samochody i gdzie siedzi kierowca.
Gdyby nic się nie zmieniło, to nawet w samochodach w pełni autonomicznych potrzebna byłaby kierownica, która musi się obracać. One Motion Grip usuwa te ograniczenia i pozwoli w nowy sposób podejść do projektowania samochodów - dodał główny inżynier Lexusa.
Na razie rozwiązanie to ma być dostępne w ofercie Lexusa jako opcjonalne. Nadal będzie można kupić model RZ z tradycyjną kierownicą połączoną mechanicznie z kołami.
Fly-by-wire. Jak dżojstik zastąpił wolant w samolocie?
To Airbus na początku lat 80. wprowadził do samolotów pasażerskich technologię fly-by-wire, która pozwoliła wyeliminować mechaniczne połączenia między drążkiem i pedałami w kokpicie a powierzchniami sterowymi na skrzydłach i ogonie. Ich wychylenie, decydujące o kierunku ruchu samolotu, zależało już nie od siły użytej przez pilotów, a od obliczeń komputera. Pozwoliło to też zastąpić wolant dżojstikiem.
Przez lata technologia fly-by-wire odróżniała samoloty Airbusa od konkurencyjnego Boeinga. Amerykański producent w maszynach pasażerskich wykorzystuje ją od czasu B777. Stosowana była też w maszynach wojskowych.
Wśród zalet fly-by-wire wymienia się m.in. możliwość sterowania przez pilotów samolotem z taką samą siłą, niezależnie czy mowa o mniejszej maszynie czy największym samolocie świata, a ponadto zmniejszenie masy własnej. To zaś przekłada się na niższe zużycie paliwa.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl