Polska gospodarka po pandemii mocno się rozwija. Niestety napotyka też na liczne problemy. Jednym z nich jest m.in. brak dostępu do wykwalifikowanych pracowników. Dziś odczuwają to m.in.: firmy z branży IT, handlu, produkcji czy budownictwa. Tymczasem bez nowych pracowników przedsiębiorstwa stracą nie tylko możliwość realizacji kontraktów, ale także wywiązywania się z nowych umów.
Tymczasem aktywność zawodowa Polaków w ostatnim czasie niepokojąco spada. Z danych GUS wynika, że pod koniec 2020 roku na tysiąc osób pracujących przypadało już 860 osób bez pracy. Był to zarazem najniższy poziom od 2014 roku.
Obecnie bezrobocie w Polsce wynosi około 5,5 proc. W dużych miastach jest jeszcze niższe. Z danych Business Centre Club wynika, że wynosi niespełna 2 proc. Równocześnie pracujący i aktywnie poszukujący zatrudnienia to blisko 56 proc. całej populacji zdolnej do pracy. To oznacza, że aż 4 osoby na 10 nie podejmuje pracy lub nie podejmują jej legalnie. Nakłada się na to rosnąca presja na wzrost płac.
Zdaniem ekspertów te dane to sygnał alarmowy dla polskiej gospodarki. Katarzyna Lorenc, ekspertka BCC, uważa, że grozi to m.in. ograniczeniem rozwoju firm. W efekcie wiele z nich rezygnuje z rekrutacji, bo jest to proces czasochłonny i kosztowny.
- Wielu przedsiębiorców woli np. kupować istniejące spółki wraz z pracownikami. Taki krok nie dziwi wobec faktu, że w przypadku rekrutacji specjalistów honorarium osoby rekrutującej może wynieść nawet dwukrotność miesięcznego wynagrodzenia zatrudnionej osoby - komentuje ekspertka BCC.
Problem braku rąk do pracy dotyka zwłaszcza budownictwo. - Musiałem zrezygnować z kilku kontraktów, bo nie mam wystarczającej liczby ludzi. Zatrudnienie nowych osób jest trudne. Koncentruję się teraz na tym, aby zatrzymać pracowników - mówi pan Krzysztof, wykonawca spod Warszawy.
Zdaniem przedsiębiorców zrzeszonych w BCC, konieczna jest pilna reforma urzędów pracy, m.in. zmiana sposobu ich działania, aby uwzględniały także potrzeby lokalnych przedsiębiorców. Postulują także m.in. likwidację możliwości łączenia statusu bezrobotnego i ubezpieczenia zdrowotnego, bo ich zdaniem w rzeczywistości to ogranicza wielkość rynku pracy.
Duża część bezrobocia to bezrobocie strukturalne
Robert Lisicki, ekspert Konfederacji Lewiatan, uważa z kolei, że konieczna jest przede wszystkim zmiana priorytetów polityki zatrudnienia. - Zasadniczym celem powinno być już nie ograniczanie bezrobocia, ale zwiększanie liczby pracowników. Wymaga to jednak od rządu działań skierowanych na aktywizację osób biernych zawodowo, zarejestrowanych w urzędach pracy i znajdujących się poza obszarem tych instytucji, w szczególności kobiet, które nie podjęły pracy po przerwie związanej z wychowywaniem dzieci - twierdzi Robert Lisicki.
Konfederacja Lewiatan krytycznie odnosi się też do obecnych założeń polityki demograficznej. - Są one oparte na tradycyjnym modelu rodziny i wydłużonej przerwie od aktywności zawodowej w związku z opieką nad dziećmi, co nie uwzględnia obecnych uwarunkowań - wyjaśnia ekspert.
Zdaniem Kazimierza Sedlaka, dyrektora w firmie HR Sedlak & Sedlak, duża część bezrobocia na polskim rynku to jednak głównie tzw. bezrobocie strukturalne. - Wielu bezrobotnych to osoby, których pracodawcy nie są w stanie zatrudnić, ponieważ nie mają żadnych kompetencji, często nie chcą pracować. Rejestrują się w urzędzie pracy, głównie po to, aby mieć świadczenia medyczne, starają się w ten sposób przechytrzyć system - twierdzi Kazimierz Sedlak.
Dodaje, że generalnie na rynku pracy zawsze występował problem z dostępnością wykwalifikowanych pracowników. - W początkach transformacji byliśmy krajem, gdy istniała nadwyżka pracowników fizycznych i brakowało ludzi wykształconych, obecnie to nadrabiamy. Musimy mieć też świadomość, że rynek pracy się zmienia i jest coraz bardziej elastyczny i wymagający - ocenia dr Sedlak.
Programy socjalne nie sprzyjają aktywizacji zawodowej
Zdaniem ekspertów występujące obecnie problemy na rynku pracy będą się pogłębiały. - Spadek podaży pracy będzie się nasilał. Wynika on przede wszystkim z czynników demograficznych. Z kolei rządowa polityka nie jest nakierowana na aktywizację zawodową nie sprzyja też aktywizacji osób starszych - komentuje dr Maciej Albinowski z Instytutu Badań Strukturalnych.
Jego zdaniem do obecnej sytuacji na rynku pracy w dużej mierze przyczyniło się m.in. obniżenie wieku emerytalnego, skokowe podwyższenie emerytury minimalnej w 2017 roku, a także dodatkowe emerytury.
- Tymczasem niedobór pracowników skutkuje problemami z produkcją, ograniczeniem możliwości zakładania nowych firm oraz zahamowaniem ekspansji przedsiębiorstw. Dlatego w sytuacji ważnym elementem polityki rynku pracy powinno być wspieranie edukacji. Chodzi m.in. o to, aby osoby w wieku 40-50 lat mogły podnieść swoje kwalifikacje i zwiększyć szanse na aktywność zawodową. Niestety ten obszar jest zaniedbany przez państwo - ocenia Maciej Albinowski.
Nie ma dziś pola do dyskusji
Według ekspertów rządowe programy socjalne nie pomogły też w aktywizacji zawodowej. - Z badań strukturalnych wynika, że blisko 100 tys. kobiet mogło zrezygnować z aktywności zawodowej na skutek wejścia w życie programu 500+. Drugim elementem, który wpłynął na spadek liczby rąk do pracy, było obniżenie wieku emerytalnego. Część osób, które weszły w ustawowy wiek emerytalny odeszło z pracy - komentuje prof. Paweł Wojciechowski, były minister finansów.
Obecna polityka rodzinna nie wspiera polityki związanej z aktywizacją zawodową kobiet. Cały czas dominuje ideologiczne myślenie, że praca przeszkadza w wychowaniu dzieci. Tymczasem z badań wynika, że polityka polegająca na łączeniu macierzyństwa z pracą jest najbardziej skuteczna. Tam, gdzie kobietom udaje się pogodzić pracę z macierzyństwem, aktywność kobiet się zwiększa, rośnie także dzietność - uważa Paweł Wojciechowski.
Jego zdaniem demografia jest nieubłagana. W ostatnim czasie doszedł też kolejny czynnik: nadmiarowa liczba zgonów w trakcie pandemii. W efekcie, jego zdaniem, dziś znowu mamy rynek pracownika. Rośnie także presja płacowo-cenowa, a nowe umowy o pracę uwzględniają już rewaloryzację wynagrodzeń w oparciu o wskaźnik inflacji.
- Niestety, obecnie nie ma żadnej przestrzeni do debaty na ten temat, a ekonomiści, którzy nie pochwalają polityki rządu, są wyłączani z dyskusji. Dialog z instytucjami i ekspertami jest więc tylko pozorny - twierdzi.
Związkowcy: Wśród pracodawców pokutuje folwarczna mentalność
Z tymi opiniami nie zgadza się Marek Lewandowski, rzecznik prasowy Komisji Krajowej Związku NSZZ "Solidarność". - W Polsce nie brakuje pracowników, tylko trzeba umieć ich efektywnie wykorzystać. Trzeba inwestować w miejsca pracy i nowoczesne techniki zarządzania, a polscy pracodawcy tego nie robią. Tymczasem to oni tworzą miejsca pracy. Zżymanie się więc na otoczenie, że brakuje rąk do pracy, jest niepoważne - komentuje.
Dodaje, że potencjał polskich pracowników jest marnowany. - Tak się składa, że Polacy, gdy wyjadą za granicę, stają się synonimem produktywności i efektywności - twierdzi.
Jego zdaniem program 500+ nie zmniejszył też aktywności kobiet. - Poziom aktywności kobiet nie zmalał, wręcz przeciwnie - program przyczynił się do wzrostu asertywności wśród pracowników, którzy wybierając rynkowe oferty, stali się bardziej wymagający - mówi.
- Głównym problemem polskiego rynku pracy jest dziś głównie niska innowacyjność gospodarki. Mamy niewiele marek własnych. Nasza gospodarka jest także głównie oparta na niskich kosztach pracy, a to nie jest droga do rozwoju. Pracodawcy muszą się więc zmienić i lepiej zarządzać miejscami pracy. Wśród nich wciąż pokutuje folwarczna mentalność, na zasadzie: rządzę, bo płacę. To już jednak nie działa - podsumowuje rzecznik.