Walka z gospodarczymi skutkami kryzysu wywołanego przez pandemię koronawirusa pochłania ogromne pieniądze. Rządy wszystkich krajów w tym celu musiały nie tylko głębiej sięgnąć do środków zgromadzonych w budżetach, ale też były zmuszone pożyczać wielkie kwoty.
W przypadku krajów Unii Europejskiej w tym roku pierwszy raz w historii średnie zadłużenie przekroczy 100 proc. PKB. Licznik długu bije też dla azjatyckich tygrysów. Filipiński rząd ogłosił właśnie, że jego zadłużenie przekroczyło niebagatelną sumę 10 bilionów filipińskich peso.
Przeliczając to na dolary, mowa o około 210 mld. To mniej więcej 770 mld zł. To mniej niż wynosi dług publiczny Polski, ale wrażenie robi skala, w jakiej nastąpił ten przyrost.
Tylko w miesiąc dług urósł o 7 proc., a na przestrzeni 12 miesięcy zwiększył się o ponad 2 bilony filipińskich peso, czyli o prawie 27 proc.
Czytaj więcej: "Holding PiS" przegrywa w starciu z COVID-19. Tylko jedna państwowa spółka poprawiła wyniki
Filipiński rząd, cytowany przez ABS CBN, przyznaje, że to efekt walki z koronawirusem. Musiał wyciągnąć ręce m.in. po pieniądze z innych krajów. Od stycznia zadłużenie zagraniczne urosło o blisko 350 mld peso.
Rząd prosi też bank centralny Filipin (odpowiednik naszego NBP) o kolejne 540 mld peso.
Mimo wielkich pieniędzy pompowanych w gospodarkę, PKB Filipin skurczył się w trzecim kwartale o 11,5 proc. Podobnie, w okolicach 10 proc. na minusie, może być bilans całego roku. Przed pandemią kraj ten rozwijał się w tempie około 6 proc. rocznie.