Po wprowadzeniu stanu zagrożenia epidemią wybuchła panika. Ze sklepów zaczął znikać papier toaletowy, ryż, makaron, środki do dezynfekcji i drożdże.
Niektórych towarów zaczynało brakować, a ci, którzy zrobili za duże zakupy, zaczęli odsprzedawać to co kupili po zawyżonych cenach.
Część sklepów wprowadziła limity na zakupy. Na przykład jedna osoba nie może kupić więcej, niż dwie kostki mydła, czy jedno opakowanie papieru toaletowego.
Sytuacja wydawała się absurdalna, dlatego sprawie przyjrzał się UOKiK. Urząd stwierdził, że regulacje nie są niezgodne z prawem. Powinny być jednak stosowane rozsądnie.
„W sytuacji ogłoszonego stanu epidemii i możliwego okresowego zwiększonego popytu lub zmniejszonej podaży na kluczowe produkty np. medyczne, higieniczne lub żywnościowe sprzedawcy wprowadzający reglamentację oferowanych dóbr, w celu zapewnienia jak najszerszej ich dostępności, powinni każdorazowo rozważyć, kierując się obiektywnymi, racjonalnymi przesłankami, czy istnieje taka konieczność” – czytamy w opinii UOKiK.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami sprzedawca nie ma prawa odmówić sprzedaży większej ilości towaru, jeśli jest on dostępny i nie ma żadnej istotnej przyczyny.
Jednak zdaniem UOKiK, te przepisy nie powinny obowiązywać w czasie epidemii, bo ważne jest, bo dostęp do określonych towarów mieli wszyscy.
Istotne jest też to, aby kupione w nadmiarze towary nie lądowały później na portalach aukcyjnych w cenach zawyżonych o kilkaset proc., jak miało to miejsce w przypadku maseczek.
„Konsumenci natomiast, dokonując decyzji zakupowych, powinni uwzględniać swoje rzeczywiste potrzeby oraz mieć na uwadze w tym czasie wymagającym solidarności również potrzeby innych. Konsumenci powinni być poinformowani o ograniczeniach ilościowych oraz traktowani w sposób niedyskryminacyjny” – tłumaczy UOKiK.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl