W rozmowie z money.pl przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty Piotr Moniuszko podkreśla, że listonosze na poważnie rozważają możliwość przeprowadzenia strajku włoskiego. Rozpoczęcie procedury formalnego strajku w obecnych okolicznościach zajęłoby bowiem zbyt wiele czasu (spór zbiorowy, negocjacje i referendum mogą zająć nawet pół roku).
Forma protestu włoskiego zakłada bardzo drobiazgowe wykonywanie obowiązków, które skutkuje paraliżem działań przedsiębiorstwa.
- Nie łamalibyśmy prawa, nasza praca wyglądałaby podobnie jak teraz. Po prostu wykonywalibyśmy ją o wiele wolniej - wyjaśnia Moniuszko.
Poczta Polska zatrudnia na co dzień blisko 80 tys. osób - najwięcej w skali kraju
Jak wyglądałoby to w praktyce? Biorący udział w proteście pracownicy Poczty Polskiej, którzy muszą dostarczyć ponad 30 mln pakietów wyborczych do blisko 14 mln gospodarstw domowych, w żółwim tempie przemieszczaliby się między kolejnymi adresami, doprowadzając do faktycznego zastoju w organizacji wyborów.
Listonosze nie są rozliczani z liczby dostarczonych przesyłek, co sprawia, że ciężko byłoby komukolwiek udowodnić udział w strajku.
Burza wywołana propozycją szefa Porozumienia Jarosława Gowina dot. zmiany konstytucji to zasłona dymna - oburzają się pocztowcy. Już od tygodnia część listonoszy otrzymuje bowiem dyspozycje od swoich przełożonych (płynące z resortu aktywów państwowych), które określają sposób dostarczania pakietów wyborczych do polskich domów.
W doręczaniu przesyłek mają brać udział dwie osoby, z czego jedna pełnić będzie funkcję protokolarną, kontrolując przebieg dostarczania pakietów wyborczych. Zabieg ma na celu zwiększenie transparentności budzących wiele kontrowersji wyborów korespondencyjnych.
Sama przesyłka będzie miała charakter nierejestrowany i po dostarczeniu pod wskazany adres wyląduje bezpośrednio w skrzynce pocztowej.
Listonosze prześcigają się w wymyślaniu sposobów na pokrzyżowanie planów PiS. Jednym z najbardziej "kreatywnych" rozwiązań jest namówienie części wyborców do akcji uchylania skrzynek pocztowych, do których dostarczane będą pakiety wyborcze.
Jeśli bowiem listonosz zastanie niezamkniętą skrzynkę, jedyną możliwością doręczenia przesyłki będzie jej osobiste przekazanie wyborcy. - A na to nie będzie czasu i możliwości - knują pocztowcy.
Nawet do 10 tys. złotych kary grozi właścicielom domów, którzy nie wywieszą w dostępnym miejscu skrzynki pocztowej
Skąd ta niechęć do wyborów korespondencyjnych wśród pracowników Poczty?
- Nie chodzi o preferencje polityczne, bo te wśród nas są bardzo różne - zapewnia Piotr Moniuszko. - Uważamy po prostu, że nie jest uczciwym wobec listonosza wypychanie go na pierwszą linię frontu w dobie pandemii.
Jak podkreśla, wśród jego kolegów po fachu pojawiają się poważne obawy o to, jak firma i jej pracownicy będą postrzegani po wyborach.
- Już teraz słyszymy pod naszym adresem wiele kąśliwych epitetów, a przecież nie wiadomo jeszcze, czy wybory drogą korespondencyjną w ogóle się odbędą.
Czytaj też: Nowy szef poczty rzucony na głęboką wodę. "Facet bez doświadczenia w prowadzeniu potężnej firmy"
W podobnym tonie wypowiadają się stołeczni listonosze, z którymi rozmawialiśmy.
- Jeśli wybory korespondencyjne faktycznie dojdą do skutku, wszyscy pracownicy Poczty z miejsca zostaną okrzyknięci "pomagierami władzy", a my oprócz narażania na szwank własnego zdrowia, stawiać na szali będziemy również renomę Poczty - słyszymy.
Frustrację wśród pracowników Poczty potęguje dodatkowo postawa czołowych przedstawicieli rządu PiS, którzy z jednej strony namawiają do izolacji społecznej, a z drugiej stawiają listonoszy przed największym logistycznym przedsięwzięciem w historii Poczty.
- Wdrażane na szybko przepisy nie zagwarantują bezstronności wyborów ani też bezpieczeństwa pocztowców, którzy będą dostarczali pakiety wyborcze do polskich domów. Na tym można tylko stracić, a jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest przeniesienie wyborów na spokojniejszy czas - komentuje pracownik administracyjny Poczty z 30-letnim stażem.
Poczta Polska zatrudnia ok. 25 tys. listonoszy
W odmiennym tonie wypowiada się natomiast przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Poczty Sławomir Redmer, który w rozmowie z dziennikarzem Radia Zet wykluczył możliwość strajku listonoszy. Wśród swoich wątpliwości dotyczących wyborów korespondencyjnych wskazał jedynie pewne zapisy ustawy, które nie były konsultowane z Pocztą. W jego opinii najwięcej niejasności budzi kwestia potencjalnych skarg na listonoszy.
- Karty będą przesyłane jako przesyłki zwykłe, nierejestrowane. Listonosze będą je wrzucali do skrzynki. Co w sytuacji, jeżeli klient Poczty oświadczy, że nie dostał tego pakietu wyborczego i posądzi listonosza o kradzież? Albo inna sprawa: już dzisiaj klienci sygnalizują listonoszom, że sobie nie życzą, żeby im te pakiety wyborcze wrzucać - argumentował.
Szef resortu aktywów państwowych Jacek Sasin sprawuje nadzór nad Pocztą Polską
O komentarz poprosiliśmy rzeczniczkę firmy Justynę Siwek. W jej ocenie Poczta jako największa i kluczowa spółka infrastrukturalna w kraju "z szerokim dostępem do wszystkich obywateli" już teraz jest w stanie dobrze obsłużyć korespondencyjny udział w wyborach prezydenckich. Jak dodała, pracownicy Poczty mają doświadczenie w dostarczaniu każdego dnia milionów przesyłek.
- Poczta Polska z uwagą śledzi prace legislacyjne w zakresie wyborów korespondencyjnych i czeka na ostateczny kształt ustawy, a także na akty wykonawcze. Jednocześnie we współpracy z Ministerstwem Aktywów Państwowych wypracowywane są szczegółowe rozwiązania w zakresie możliwości obsługi procesu wyborczego przez Pocztę Polską - tłumaczy rzeczniczka.
Przypomnijmy, że ustawa dot. wyborów korespondencyjnych została 6 kwietnia uchwalona przez Sejm i trafiła do Senatu. Marszałek Tomasz Grodzki oświadczył, że izba wyższa "zajmie się nią z najwyższą starannością". - Będziemy musieli zasięgnąć opinii RPO, PKW i Sądu Najwyższego - podkreślił.
Senatorowie zamierzają wykorzystać cały przysługujący czas na konsultacje (30 dni), co może doprowadzić do przesunięcia wyborów na końcówkę maja.
Ponadto w piątek minister zdrowia przekazał rekomendację premierowi. - W formie tradycyjnej wybory mogłyby się odbyć za dwa lata - podkreślił Łukasz Szumowski. Zaznaczył, że jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie, wówczas jedyną możliwością pozostaje głosowanie korespondencyjne.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl