- Dzisiaj trudno jest wypowiadać się jednoznacznie dlatego, że sytuacja jest niezwykle dynamiczna. Przyrosty zachorowań są rzeczywiście bardzo duże, mogą one jeszcze wzrastać - powiedział w poniedziałek Dworczyk w TVN24. Jego słowa cytuje PAP.
To wyraźna zmiana w narracji, która jeszcze kilka miesięcy temu była dla członków rządu nie do pomyślenia.
Zaczął jeszcze w czerwcu ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski. - Pewne formy obostrzenia mogą być ponownie wprowadzane. Lockdownu nie da się wprowadzić ponownie, widzimy jakie to są skutki dla gospodarki - mówił w programie "Newsroom".
- Przygotowujemy się na drugą falę epidemii jesienią, ale absolutnie nie dyskutujemy o ponownym lockdownie - zapewniała z kolei w lipcu ówczesna wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz.
Podobnego zdania był jej następca Jarosław Gowin, który na przełomie września i października w TVP podkreślał, że "drugi lockdown nie wchodzi w grę".
Minister finansów? Proszę bardzo. Tak mówił w sierpniu o obostrzeniach. - Lokalne, powiatowe, to jak najbardziej, ale to naprawdę katastrofa musiałaby być, żeby był ogólnokrajowy lockdown - zarzekał się Tadeusz Kościński.
I wreszcie premier Mateusz Morawiecki. - Potrzebujemy restrykcji w takim zakresie, który nie doprowadzi albo doprowadzi w niewielkim stopniu do zamknięcia gospodarki - mówił w ubiegły poniedziałek.
Mija tydzień, a szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów już tak kategoryczny nie jest. Mówi o "dynamicznej sytuacji" oraz twierdzi, że "trudno się wypowiadać".
Dworczyk w TVN24 również zapewniał, że rząd będzie chciał uniknąć zamykania gospodarki. - Ale dzisiaj mówienie w sposób stanowczy, jednoznaczny, że coś się wydarzy, albo coś się nie wydarzy, wydaje mi się, że jest niedobre, bo sytuacja jest po prostu bardzo dynamiczna i musimy dostosowywać nasze działania do jej rozwoju - dodał szybko.
Wydaje się więc, że na stole wciąż są wszystkie scenariusze. Z tymi najdrastyczniejszymi włącznie.