Artykuł powstał w ramach 2. edycji akcji #moneypomaga. Prowadzisz biznes turystyczny? Zgłoś swoją firmę i wypromuj ją na łamach money.pl. Szczegóły akcji znajdziesz tutaj.
Wyjątkowa gmina na Warmii i ucieczka działacza Solidarności przed milicją
Wystarczy wyjechać kilkanaście kilometrów za Olsztyn, żeby trafić do artystycznego serca Warmii. Tam w kilku wioskach niedaleko Jonkowa można trafić na festiwal alternatywnego teatru lub inne wydarzenia. - We wsi Pupki w latach 80. XX wieku kilka osób kupiło chatę. Nazywała się "spółka". Była to taka hipisowska komuna - opowiada 31-letni Stanisław Kamionka, który prowadzi dom gościnny Kawkowo w Nowym Kawkowie niedaleko wsi Pupki na Warmii.
I właśnie tam, w drugiej połowie lat 80. XX wieku, ukrywał się ojciec Stanisława, który działał w "Solidarności" w Warszawie. Jego kolega, z którym drukował ulotki opozycyjne, został zatrzymany, więc Krzysztof postanowił ukryć się przed aparatem bezpieczeństwa. Krzysztof Kamionka w warmińskiej głuszy spędził około dwóch lat (1986-87) i tak zakochał się w tych okolicach, że postanowił w 1989 roku kupić tam ziemię. Jego syn, Stanisław, urodził się już na Warmii. Gmina Jonkowo po upadku PRL była popularnym kierunkiem przeprowadzek osób związanych ze środowiskiem artystycznym i akademickim. W tej chwili działa tam Teatr Węgajty oraz powstało dużo gospodarstw agroturystycznych stawiających na warsztaty, działania artystyczne i edukację ekologiczną.
Stanisław Kamionka właśnie tam prowadzi swoje gospodarstwo Kawkowo. W domu na gości czekają 4 łazienki, 10 pokoi, biblioteka, wi-fi, salon z kominkiem. Na miejscu znajdują się: slackline, grille oraz przestrzeń na ognisko. W Kawkowie odbywają się głównie warsztaty i imprezy okolicznościowe. W stodole na gości czeka ogromny parkiet, w którym można urządzić nawet imprezę taneczną. Ten 130-letni dom nawiązuje do tradycji warmińskich chat i w takim duchu został wyremontowany.
Remont nieruchomości nie należał do łatwych zadań. Poprzedni właściciel doprowadził stary pruski dom do ruiny. Na początku nie było tam nawet bieżącej wody. Rodzina Kamionków remontowała dom pokój po pokoju. W połowie lat 90. do rodziców Stanisława sąsiedzi i znajomi zaczęli "podrzucać" swoje pociechy. - Rodzicom tak się to spodobało, że postanowili prowadzić w domu kolonie i obozy dla najmłodszych - mówi obecny właściciel. - Wróciliśmy do Warszawy, a dom działał jako miejsce obozów. Rodzice stwierdzili jednak, że inne biznesy idą im lepiej, a prowadzenie takiego ośrodka wymagało uzyskiwania kolejnych pozwoleń, co w tamtych czasach wiązało się z wymuszeniem łapówek - podsumowuje. W Warszawie Stanisław skończył szkołę średnią i studia.
Stanisław ucieka do lasu
- Jak miałem 25 lat, to stwierdziłem, że nie chcę już mieszkać w Warszawie i chcę wrócić na Warmię. Zaproponowałem rodzicom, że otworzę tam własny dom gościnny - opowiada Stanisław. W 2015 roku zaczęły się prace remontowe. Budynek, mimo że ma ponad 100 lat, nie został objęty nadzorem konserwatora zabytków. - Pewnie tylko dlatego, że stoi na takim odludziu, że nikomu nie chciało się tu przyjechać, żeby wpisać go do rejestru - śmieje się Warmiak z urodzenia.
Na całe szczęście Stanisław Kamionka ukończył wzornictwo i architektura jest mu niezwykle bliska, dlatego w trakcie remontu starał się utrzymać oraz wzmocnić warmińskość tego miejsca - np. poprzez odtworzenie tradycyjnego układu okolicznego ogrodu.
Tu sztuka jest dosłownie jest w każdym obejściu
Gmina Jonkowo jest na mapie całego regionu miejscem unikalnym. To tu odbywa się co roku festiwal Sztuka w Obejściu. Wszyscy chętni mogą odwiedzić gospodarstwa agroturystyczne, w których mają miejsce wystawy.
- Są tu bardzo mocne relacje sąsiedzkie. Na takim poziomie zwykłego codziennego życia. Przyjeżdża do nas np. nauczyciel jogi z Olsztyna i sąsiedzi się zbierają i ćwiczą - opowiada o tej małej sąsiedzko-artystycznej wspólnocie Stanisław. Oczywiście ma to też pewien wymiar ekonomiczny. - Jeżeli nie będzie u mnie wolnego terminu, to polecę sąsiada. W drugą stronę też tak to działa - mówi przedsiębiorca.
Poczucie wspólnoty jest niezwykle ważne w trudnych czasach. - W zeszłym roku mogliśmy działać tak naprawdę trzy miesiące. Poprzedni rok był bardzo słaby, bardziej na przeżycie. Mam szczęście, że nie mam domu obciążonego kredytem i jestem w stanie obniżyć koszty, ale od września nie zarobiłem nic - opowiada o działalności Kawkowa w trakcie pandemii właściciel. Straty idą w dziesiątki tysięcy złotych. - Nie objęła nas tarcza 6.0, bo ona dotyczyła tylko dużych hoteli. Powinna nas objąć tarcza 7.0 i 8.0. To będzie jakieś 10 tysięcy złotych. Dostałem też środki w ramach pierwszej ogólnej tarczy w kwocie 10 tysięcy - wylicza.
Czytaj też: Z Wysp Kanaryjskich na Dolny Śląsk. Zostawili gorący klimat dla dworku w środku lasu
- Światełkiem w tunelu był specjalny projekt unijny z funduszem covidowym. W czasie, gdy zostałem poproszony o dosłanie poprawek, sam zachorowałem na koronawirusa. Z powodu choroby wysłałem dokumenty dosłownie dzień po terminie i choć urzędniczka powiedziała, że wszystko jest poprawnie wypełnione, to nie przyjmie dokumentów i nie mam możliwości odwołania się - opowiada przedsiębiorca.
Stanisław ze względu na to, że sam przeszedł COVID-19, wie, że ta choroba naprawdę jest nieprzewidywalna i groźna. - COVID jest realnym zagrożeniem i z tego powodu staram się przeczekać maksymalnie długo jak się da. Poczekać, aż ludzie będą wyszczepieni, żeby nie było już ryzyka dla zdrowia - mówi właściciel gospodarstwa Kawkowo.