Praca w podwrocławskiej fabryce wre. Do sezonu letniego przygotowania zaczynają się już w marcu. Wyprodukowany lód pracownicy odkładają do magazynów, tak by był gotowy na sezon. Z taśmy schodzi 60 ton lodu na dobę.
- W tym roku się naczekaliśmy - przyznaje Agnieszczak. - Maj był zimny, czerwiec też taki sobie, a zwykle to był już szczyt sezonu. Tymczasem dopiero teraz mamy do czynienia z pierwszymi upałami. Ludzie załamują ręce, a dla nas to powód do radości. Przy 30 stopniach jest co najmniej kilkunastokrotnie większy poziom zapotrzebowania na nasze produkty i musimy się uwijać, bo jest mnóstwo roboty - zdradza.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nikt o cenę nie pytał. Liczyło się tylko jedno: na kiedy?
Choć każdy wie, kiedy przyjdzie lato, to każdego roku jest to samo. Temperatury dobijają do 30 st. C., a w fabryce rozdzwaniają się telefony. Sieci restauracji, hoteli i sklepów orientują się nagle, że lodówki trzeba natychmiast wypełnić lodem. Zaczynają się błagania o szybkie dostawy i wszyscy chcą lodu "na wczoraj". Dużym odbiorcą fabryki są także stacje benzynowe, w tym koncern Orlen.
Zeszły rok był rekordowy. Polska fabryka rozwinęła skrzydła na rynkach zagranicznych jak jeszcze nigdy wcześniej. Powód? Z powodu wysokich cen energii związanych z kryzysem popandemicznym wiele zakładów na Zachodzie wstrzymało produkcję.
To było istne szaleństwo - śmieje się Łukasz Agnieszczak. - Były straszne upały. Zamówienia płynęły z Niemiec, Francji, Bułgarii, Hiszpanii. Telefony dzwoniły non stop. Wszystko, co produkowaliśmy, pakowaliśmy na paletach do tirów z chłodniami i wypuszczaliśmy w Europę. Nikt o cenę nie pytał. Liczyło się tylko jedno: na kiedy - dodaje.
Jedno zamówienie jednak szczególnie zaskoczyło. Okazało się, że polskiego lodu pragnie także Islandia. To trochę tak jakby eksportować piasek w Egipcie - mówili pracownicy fabryki.
- Za pierwszym razem myślałem, że to żart. Nie mogłem uwierzyć, że kraj, w którym lodu powinno być pod dostatkiem, robi zamówienie w Polsce - mówi dyrektor zakładu w Prusicach. - Dziś to już nasz stały klient. Prowadzi coś w rodzaju lodowego hotelu. Zawsze zamawia to samo: precyzyjnie docięte bloki lodowe. Towar wysyłamy frachtem w kontenerach - dodaje.
Firmy zamawiają bary lodowe
Bryły lodowe i rzeźby to specjalność firmy. Kiedy kończy się sezon na lód w kostkach, na jesień zaczyna się produkcja najczęściej na zamówienie firm. Dzięki temu zakład ma co robić praktycznie przez cały rok. Jedynie w marcu robi sobię przerwę na konserwację urządzeń.
- Dużą popularnością cieszą się lodowe bary - opowiada Agnieszczak. - Podświetlony kolorami lód wygląda niesamowicie. Metr kwadratowy kosztuje 1,5 tys. zł. Firmy lubią je zamawiać na duże imprezy promocyjne właśnie w okresie jesiennym i zimowym, kiedy bary z lodu mogą postać nieco dłużej. Robiliśmy taki bar także dla restauracji na Rodos. Wyszło pięknie - chwali się.
W poprzednich latach sporo było telefonów od par młodych, które na wesela zamawiały lodowe rzeźby albo swoje inicjały wykute w bryłach. Inflacja jednak zrobiła swoje. Dziś imprezy okolicznościowe to margines.
- Ale zdarzają się telefony od znanych osób - zdradza dyrektor zakładu. - Ostatnio w bryły lodu wkładaliśmy butelki wódki, która była wysyłana w ramach promocji do znanych influencerów. Chodziło o to, by mogli sobie specjalnym szpikulcem wykuć ten trunek z lodu - wyjaśnia.
Po przebudzeniu uruchamia aplikację pogodową
Może się wydawać, że produkcja lodu to zwykle wlewanie wody w formy i zamrażanie jej. Nie jest to jednak takie proste. Kostki lodu, które sami zamrażamy w naszych lodówkach, są matowe. W fabryce chodzi o wyprodukowanie lodu krystalicznego.
- Aby taki uzyskać, woda w trakcie zamrażania musi być w ciągłym ruchu. Pod formami z wodą biegną wężownice chłodzące i specjalne pompki, które ten ruch wywołują - tłumaczy Agnieszczak.
Kiedy do Polski dotrą tropikalne upały, wielu z nas będzie marzyć o tym, by choć na chwilę popracować w fabryce lodu. - To uczucie chłodu na produkcji jest faktycznie kojące - słyszymy w fabryce. Pracownicy, którzy wyciągają bloki lodu z chłodni, muszą już jednak zakładać kurtki. Panują tam temperatura poniżej -20 st. C.
Aplikacje pogodowe w służbowych komórkach to jedno z ważnych narzędzi pracy w lodowym biznesie. Kierownictwo fabryki wciąż śledzi długoterminowe prognozy. - Po przebudzeniu się to pierwsze, co odpalam w telefonie - przyznaje Łukasz Agnieszczak. - Patrzymy w mapy i modlimy się o jedno: żeby późny start sezonu przełożył się na długie lato. Niech potrwa do końca września - dodaje.
Katarzyna Kalus, wydawca money.pl