Oddział ginekologiczno-położniczy Szpitala Powiatowego w Zakopanem, chirurgia dziecięca we Włocławku, chirurgia ogólna w szpitalu powiatowym w Wodzisławiu Śląskim, oddział hematologii i onkologii dziecięcej w Chorzowie, a do tego oddziały udarowy i neurologii w Rudzie Śląskiej oraz położniczo-ginekologiczny w szpitalu w Mrągowie.
To tylko kilka przykładów różnych oddziałów w polskich szpitalach, które od początku tego roku zostały zawieszone lub zamknięte. Powód? Braki kadrowe: w ostatnich latach więcej lekarzy przechodziło na emerytury, niż rozpoczynało pracę w zawodzie. W efekcie mamy najgorszy wskaźnik liczby lekarzy na 1 tys. pacjentów. Unijna średnia to 3,6 lekarza na tysiąc pacjentów, w Polsce to 2,4.
Ratunkiem miało być zwiększenie limitów na studia medyczne, jednak na efekty trzeba poczekać. Jak długo? Co najmniej 12 lat. Tyle bowiem trwa kształcenie lekarza specjalisty. I to w wariancie minimum.
Pacjenci muszą więc nastawić się na dłuższe poszukiwanie i oczekiwanie na wizytę u psychiatry dziecięcego, hematologa dziecięcego, onkologa czy urologia. Tych specjalistów brakuje najbardziej. Łącznie, jak wylicza Naczelna Izba Lekarska, luka w etatach wynosi 68 tys.
Kolejki do lekarzy można by skrócić w inny sposób, m.in. ułatwiając rekrutację medyków spoza Unii Europejskiej, głównie z Ukrainy i Białorusi. Niektóre placówki, jak Mazowiecki Szpital Wojewódzki im. Jana Pawła II w Siedlcach, już dawno postawiły na to rozwiązanie.
Dyrekcja szpitala sprowadza do swojej placówki białoruskich specjalistów i zatrudnia ich na początku jako sanitariuszy. Przez kolejne miesiące uczą się oni języka polskiego, a następnie przystępują do egzaminu nostryfikacyjnego. Po ostatnim naborze pracę w szpitalu znalazło 16 lekarzy.
- My już nie mamy wyjścia, bo brakuje nam lekarzy chętnych do dyżurowania. Nie mam problemu z tym, aby pracowali w ciągu dnia. Kłopotem są noce i weekendy. Stawki lekarskiego wynagrodzenia za godzinę poszybowały w górę do tego stopnia, że lekarze biorą maksymalnie po 2-3 dyżury w miesiącu i więcej nie potrzebują - mówi portalowi prawo.pl Marcin Kulicki, prezes siedleckiego szpitala.
Przeszkodą jest skomplikowany proces nostryfikacji, czyli uznawania ważności stopni naukowych przez odpowiednie krajowe jednostki. Procedura nie jest łatwa i może trwać latami. W tym roku Naczelna Izba Lekarska zorganizowała 29 takich egzaminów, które zaliczyło 246 osób na ponad 400 (średnio 7 na 10 osób przeszło testy pozytywnie).
Ministerstwo Zdrowia pracuje nad projektem szybkiej ścieżki. Miałaby wyglądać tak, że lekarz, który zna język polski, będzie mógł dostać zaświadczenie ze szpitala, w którym chciałby pracować. Następnie po rocznym szkoleniu i zaliczonym egzaminie będzie mógł pracować przez pięć lat.
- Brak lekarzy jest odczuwalny i poza dyskusją. Polscy lekarze nie boją się konkurencji, ale obniżanie standardów nie jest rozwiązaniem. Gdy będziemy przyjmować lekarzy z zagranicy bez nostryfikacji dyplomu lub zaniżając wymagania, narażamy się na to, że przyjadą do nas lekarze, którzy nie będą mieli odpowiednich kompetencji, a to może zagrażać bezpieczeństwu pacjenta. Z tego powodu wymagania co do kwalifikacji powinny być identyczne – komentuje money.pl Rafał Hołubicki z Naczelnej Izby Lekarskiej.
Może też okazać się, że ukraińscy czy białoruscy medycy wcale nie będą tacy skorzy do pracy w Polsce i wybiorą zachód Europy. O ile w ogóle będą chcieli wyjeżdżać.
- Docierają do nas sygnały, że ukraińscy lekarze wolą teraz zostać w kraju. Po pierwsze, zarabiają lepiej niż kiedyś, po drugie dłuższy wyjazd wiązałby się z odnowieniem kwalifikacji na Ukrainie, po trzecie mają możliwość wyjechania do Czech, gdzie stworzono takie możliwości pracy, o których w Polsce dopiero się myśli – mówi money.pl Paweł Kaługa, szef firmy rekrutacyjnej Greygoose Outsourcing.
Mogą być też inne przeszkody: wewnętrzne, albo raczej polityczne. Mały przedsmak dał ostatnio Aleksandr Łukaszenka.
- Często się mówi, że Białoruś powinna się wzorować na Polsce. Jeżeli państwo tak dobrze się rozwija, to dlaczego są zainteresowani specjalistami z Białorusi, z "dyktatury"? Jeżeli dobrze się rozwijacie, proszę bardzo, nakarmcie własnych lekarzy i niech leczą waszych ludzi - skomentował prezydent Białorusi.
I dodał, że będzie "podejmował działania", by "zatrzymać specjalistów". Przykładem takiej marchewki miałoby być podniesienie płac i budowa tanich mieszkań dla lekarzy i pracowników medycznych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl