- Polska gospodarka jest specyficzna, bo charakteryzuje się dużą liczbą małych i średnich przedsiębiorstw, przodujemy też w Europie pod względem samozatrudnienia. Trzeba jednak pamiętać, że o ile małe firmy są bardzo elastyczne, to wydajność i inwestycje to domena raczej dużych przedsiębiorstw - ocenia prof. Jacek Tomkiewicz, dziekan Kolegium Finansów i Ekonomii Akademii Leona Koźmińskiego.
Ekspert zwrócił uwagę, że chociaż połowa pracujących w przedsiębiorstwach jest zatrudniona w małych i średnich firmach, to jednak nie mają one konkurować z dużymi firmami, jeżeli chodzi o produkcję.
- Duże firmy odpowiadają za około 70 proc. produkcji, więc wydajność na zatrudnionego jest tam wyższa i co za tym idzie, także płace są na wyższym poziomie. Większe podmioty przodują też w inwestycjach, ponosząc około 60 proc. wszystkich nakładów wśród polskich firm - wyjaśnia Jacek Tomkiewicz.
- Handel zagraniczny to także domena większych firm [zatrudniających powyżej 249 osób - PAP], z których 70 proc. to eksporterzy - dla firm zatrudniających 10-49 osób tylko 37 proc. produkuje na eksport. Dla importu te wskaźniki to 97 proc. i 56 proc., czyli duże firmy głównie odpowiadają zarówno za udział Polski na światowych rynkach i popyt na produkcję zagraniczną - dodaje.
Jacek Tomkiewicz podkreśla, że każde zamknięcie dużej firmy niesie ogromne ryzyko dla całego lokalnego rynku. Dotyczy to zwłaszcza tych miejsc, gdzie takie firmy działają. Przywołuje tutaj przykład Detroit, czyli miasta USA, które zbankrutowało, ponieważ załamał się przemysł samochodowy. Polskim przykładem może być Wałbrzych, którego sytuacja chwiała się po zamknięciu kopalń.
- Oczywiście Turów, czy Bełchatów, albo Orlen w Płocku to duzi producenci, zatrudniający, podatnicy itd. i ich zamknięcie byłoby wstrząsem dla lokalnej gospodarki - nie ma wątpliwości ekspert.
Jednocześnie jednak uspokoił, że w trakcie kryzysu wywołanego SARS-CoV-2 bankructwa zdarzały się stosunkowo rzadko. - Obecny kryzys jest specyficzny - dzięki pomocy ze strony państwa skala bankructw jest dużo mniejsza niż zwykle w czasie recesji, co jest normą na całym świecie - stwierdza ekonomista z Akademii Leona Koźmińskiego.