Tak zwany mały ZUS miał być rewolucją. Zapowiedź niższych składek dla najmniejszych przedsiębiorców stanowiła jeden z filarów tzw. piątki Morawieckiego. Gdy jednak zapisy ustawy zaczęły faktycznie obowiązywać, błyskawicznie okazało się, że szereg wyłączeń znacznie ograniczy liczbę jednoosobowych firm, które zyskają na nowych przepisach.
Zainteresowanie przedsiębiorców jest ogromne. Jak powiedział w rozmowie z money.pl rzecznik ZUS Wojciech Andrusiewicz, do Zakładu wpłynęło dotychczas 46 tys. wniosków o objęcie małym ZUS-em. To jednak nie koniec i wiele wskazuje na to, że przekroczona zostanie liczba 100 tys. przedsiębiorców, którzy poproszą o możliwość opłacania niższych składek. - Przewidujemy, że szczyt przypadnie na przyszły poniedziałek i wtorek. Dlatego też zwiększyliśmy obsadę infolinii oraz punktów obsługi w oddziałach - dodał.
By zrozumieć skalę zainteresowania programem, warto przypomnieć, że w Polsce istnieje około 2 mln "aktywnych" jednoosobowych działalności gospodarczych. Z kolei Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii, gdy zgłaszało w kwietniu projekt, szacowało, iż skorzystać z niego może około 173 tys. przedsiębiorców.
Jak tłumaczyło w uzasadnieniu, choć przychód poniżej 60 tys. zł (ostatecznie limit jest jednak wyższy i wynosi 63 tys. zł) zadeklarowało niemal 900 tys. firm, ale tylko nieco ponad pół miliona z nich opłacało skadki na ZUS. Urzędnicy resortu wskazywali również, że dla części prowadzących działalność mały ZUS może być nieopłacalny. Dlatego ostateczą liczbę oszacowano właśnie na 173 tys.
Tydzień na wniosek i figa dla nowych
Kilka miesięcy później, gdy ustawa była już przyjęta i nastał rok 2019, przedsiębiorcy dowiedzieli się, że na skorzystanie z "ulgowego traktowania" mają niewiele czasu. By uniknąć płacenia ponad 1300 zł składek miesięcznie, muszą złożyć wniosek o wyrejestrowanie z dotychczasowego tytułu podlegania obowiązkowi ubezpieczeniowemu o kodzie 05.10 i złożenia wniosku o przypisanie do kodu 05.90 najpóźniej do 8 stycznia. Otrzymali zatem zaledwie tydzień.
Do tego dochodzi problem z zasadami rozliczania usług wykonanych w ostatnim miesiącu roku. Grudniowe faktury można bowiem wystawiać do 15 stycznia, a w ZUS należy zadeklarować wysokość przychodu osiągniętego przez cały 2018 rok. W tym wypadku ZUS wyszedł jednak naprzeciw oczekiwanim przedsiębiorców i będzie honorował decyzje o wycofaniu wniosku do końca stycznia, jeśli miałoby się okazać, że przedsiębiorca zarobił za dużo. Z prefencyjnego traktowania nie skorzystają również osoby, które dopiero w 2019 r. postanowią "pójść na swoje".
Jest jednak jeszcze jedna grupa osób, która nie będzie mogła opłacać niższych składek na ZUS i NFZ, choć ich przychody nie przekraczają ustawowego limitu. Mowa o przedsiębiorcach, którzy prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą, ale rozliczają się na zasadzie karty podatkowej. To uprawnienie przysługujące tym, którzy zajmują się usługami czy działalnością wytwórczo-usługową. Np. szewcom. To o tyle istotne, że przykład rzemieślników przywołał sam premier, gdy obiecywał ulżyć przedsiębiorcom.
W ten spoób opłacać poatek mogą także taksówkarze czy przedsiębiorcy prowadzący działalność gastronomiczną, jeśli nie prowadzą sprzedaży napojów alkoholowych mocniejszych niż 1,5 proc.
"Będę musiała zamknąć firmę"
I właśnie ofiarą takiej sytuacji jest pani Patrycja, która skontaktowała się z nami za pośrednictwem formularza dziejesie.wp.pl. "Sama prowadzą małą gastronomię. Robię kanapki, małe przyjęcia. Wszystko ogarniam sama. Przychody to 4-5 tysięcy miesięcznie. Jestem zwolniona z VAT, podatek rozliczam na karcie" – napisała pani Patrycja.
Działalność przez pierwsze 24 miesiące była dla niej opłacalna, ponieważ podlegała obowiązkowi ubezpieczeniowemu na preferencyjnych zasadach. To znaczy, że płaciła około 600 zł miesięcznie. Teraz, gdy ten okres się skończy i składki skoczą do 1300 zł, przyszłość firmy stanie pod znakiem zapytania.
Ze względu na kartę, pani Patrycja nie będzie mogła skorzystać z małego ZUS, choć jej przychody pozwalałaby na taki ruch. Jak przyznaje, gdy składki osiągną pełną wysokość, jej zysk po odliczeniu kosztów towaru, paliwa, danin i wynajmu lokalu, spadnie do około 1200 zł miesięcznie. "To nawet nie jest najniższa krajowa. Gdy będę musiała płacić 1300 zł ZUS, będę musiała zamknąć firmę" – przyznała otwarcie kobieta.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl