To była sensacja na skalę światową. 12 lutego gruchnęła wiadomość, że w Krakowie na świat przyszły pięcioraczki. Taki cud zdarza się raz na 52 miliony ciąż. Dwaj chłopcy i trzy dziewczynki urodzili się w 28. tygodniu ciąży, przez cesarskie cięcie. Rodzice Dominika i Vincent Clarke nadali im imiona: Charles Patrick, Henry James, Elizabeth May, Evangeline Rose oraz Arianna Daisy.
Dzieci ważyły od 710 do 1400 gramów i mierzyły po ok. 40 centymetrów każde. Tydzień później nadeszła smutna wiadomość o śmierci Henry’ego Jamesa. Drugi z chłopców do teraz, z uwagi na trudności z oddychaniem, nie opuścił szpitala.
- Bardzo liczyłam, że na Dzień Matki będziemy w domu już w komplecie, ale nie ma na to szans - mówi w rozmowie z money.pl Dominika Clarke, mama pięcioraczków. - Mały jest bardzo słaby. Zaczął jeść moje mleko, ale po zjedzeniu jest wyczerpany. Musi jeszcze zostać pod opieką lekarzy - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mąż pani Dominiki, Vincent, co drugi dzień wsiada w samochód i pędzi do synka do Krakowa. To aż 300 km w jedną stronę.
- Na paliwo wydajemy teraz fortunę. Nasz bus dużo pali, ale przecież musimy to jakoś przetrwać - wzdycha zasmucona mama.
Państwo Clarke poza maluchami mają też starsze dzieci. W sumie dzieci jest jedenaścioro.
Afrykańskie plemię i produkcja suplementów na płodność
Jak sobie radzicie? - pytam.
- Zaskakująco dobrze - rozpromienia się pani Dominika. - Mamy szczęście, bo dzieci są bardzo spokojne, niewiele płaczą. Na tym etapie w sumie tylko jedzą i śpią. Choć ostatnio zaczęły już wodzić wzrokiem za starszym rodzeństwem - opowiada.
Logistyka dnia codziennego to coś, w czym rodzice takiej gromady muszą być prawdziwymi ekspertami. Duże zakupy i produkty, które kupują najczęściej, zamawiają przez internet. Pieluchy, ubrania, buty, kosmetyki, chemia - to wszystko dostarcza kurier, który przyjeżdża co kilka dni. Ale po jedzenie trzeba pojechać. Zakupy to zadanie dla taty i najstarszych synów.
- Dostają długą listę zakupów i znikają na pół dnia - mówi nam pani Dominika. - Ja zostaję z najmłodszymi dziećmi - dodaje.
Dominika i jej pochodzący z Anglii mąż prowadzą dwie firmy. Jedna zajmuje się sprzedażą suplementów diety na płodność, druga eksportuje polskie produkty m.in. do Wielkiej Brytanii.
- Za tą pierwszą firmą kryje się moja osobista historia - od razu zaznacza pani Dominika. - Po urodzeniu dwóch synów nie mogłam zajść w trzecią ciążę. Okazało się, że mam endometriozę. Poroniłam, gdy jeszcze mieszkaliśmy w Anglii i to było traumatyczne doświadczenie. Konsultowałam problem z lekarzami, dużo czytałam. Znalazłam informację o afrykańskim plemieniu, w którym rodzą się bliźniaki. Nawiązałam z nimi kontakt. Okazało się, że w ich diecie jest rodzaj ziemniaka, zawierający naturalny estrogen, czyli kobiecy hormon. Postanowiłam sprowadzić go do Anglii - opowiada.
Pani Dominika znalazła małą afrykańską firmę, która zgodziła się zrobić z warzywa ekstrakt. Zapakowany w beczki towar trafił na Wyspy.
- Firma w Anglii przebadała ekstrakt, przeszedł on stosowne badania i uzyskaliśmy proszek do spożywania. Zaczęłam go zażywać. Kiedy zaszłam w ciążę, to, co zostało, postanowiliśmy sprzedać. Bez żadnej reklamy wszystko rozeszło się na pniu. Zrozumiałam, jak wiele par ma podobne problemy do naszych. Tak wpadliśmy na pomysł otwarcia firmy - mówi pani Dominika.
Mamy jedynaków pytają: jak ty to robisz?
Suplementy sprzedawali na cały świat. W pewnym momencie zainteresowanie produktami było tak duże, że małżeństwo z trudem radziło sobie z prowadzeniem firmy i wychowaniem dzieci. Firma nadal działa, ale z uwagi na nowe rodzinne obowiązki, ściąganie z Afryki ekstraktu potrzebnego do produkcji suplementów, jest problematyczne.
- Na mannę z nieba nie czekamy. Ja już tak mam, że jak jedne możliwości się zamykają, szukam nowych - opowiada Dominika Clarke. - Po przeprowadzce do Polski otworzyliśmy firmę, która eksportuje produkty "made in Poland" do Anglii, np. żywność, rękodzieło, zabawki, wszystko, co unikalne. Polski biznes trzeba promować, jest na nasze produkty ogromny popyt na świecie. Wykształcenie matematyczne w prowadzeniu firm bardzo się przydaje. Niedawno nawiązałam kontakt z paniami, które szyją i szydełkują. To są przepiękne rzeczy - zaznacza.
Dlaczego rodzina nie została w Anglii?
- Mąż marzył o tym, by zamieszkać w Polsce - tłumaczy pani Dominika. - Rozważaliśmy przeprowadzkę do Stanów, a nawet na Wyspy Kanaryjskie. Ale Vince mówił: w Polsce są cztery pory roku, piękne święta, serdeczni ludzie. Długo nie musiał mnie namawiać - kwituje pani Dominika.
W 2017 r. rozpoczęli budowę domu we wsi Puchacze na Podkarpaciu. Projekt według ich pomysłu rozrysował architekt. To miał być duży dom, bo Clarkowie od zawsze wiedzieli, że pragną dużej rodziny.
Ulga dla dużych rodzin. Trzeba złożyć oświadczenie
Ostatnio mamie wpadł do głowy nowy pomysł. Chce napisać książkę, bo po narodzinach pięcioraczków stała się dla wielu Polek inspiracją. Wszyscy widzieli konferencję prasową po narodzinach maluchów w krakowskim szpitalu i pytają o jedno: jak to możliwe, że mając tyle dzieci, jesteście tacy spokojni?
- Dostaję mnóstwo wiadomości. Mamusie jedynaków czy dwójki dzieci nie mogą tego pojąć - mówi pani Dominika. - A my po prostu już tacy jesteśmy. Dzieci są cudowne, opiekują się sobą nawzajem. Widząc nasz spokój, zachowują się tak samo. Ale swoje sposoby oczywiście też mam - śmieje się, lecz szybko poważnieje. - Ja przeszłam w życiu wyboistą drogę. Moje życie to gotowy scenariusz na film. W domu nie przelewało się, rodzice się rozwiedli. W wieku 15 lat zamieszkałam w internacie w Krakowie i musiałam sama o siebie zadbać. Wiedziałam tylko, że język angielski jest moją pasją i poszłam w tym kierunku - dodaje.
"Życie nauczyło mnie, że trzeba sobie radzić"
Bierzecie 500 plus? - dopytuję.
- Pewnie. Jesteśmy aktywni zawodowo, płacimy podatki. To pomoc, na którą sami się składamy - mówi Dominika Clarke. - Wszystkie pieniądze idą na potrzeby naszych dzieci - zaznacza.
Tyle kosztuje program 500 plus. Rząd pokazał dane
Dodaje, że od gminy dostali wózek i foteliki samochodowe. Kiedy z maluchami trzeba jechać do lekarza, korzystają z pomocy niani, która opiekuje się starszymi dziećmi. Wszystko pokrywają z własnej kieszeni. Dlatego, gdy sąsiedzi proszą Dominikę o korepetycje z matematyki czy angielskiego dla swoich dzieci, nigdy nie odmawia.
- Ludzie pytają, jak to możliwe, że nie wpadamy w panikę, nie martwimy się o to, z czego utrzymamy taką gromadę, gdy coś się posypie? - opowiada. - Nie planujemy na lata, bo to bez sensu. Życie nauczyło mnie, że trzeba sobie radzić - podsumowuje.
Katarzyna Kalus, dziennikarka, wydawca money.pl