Afrykańskie temperatury w Polsce to udręka. Szczególnie odczuwalne są w wielkich miastach. Litry potu, problemy z sercem. Naukowcy wskazują, że jedną z głównych przyczyn jest brak drzew. Cenne tereny w centrach miast są wykorzystywane do maksimum i często dla drzew nie ma miejsca. A ich brak oznacza wyższe temperatury.
- Największe zanotowane kontrasty termiczne miasto - tereny zamiejskie dla miast polskich przekraczają 11°C w Łodzi, sięgają prawie 11°C w Warszawie, 10°C w Krakowie, 9°C we Wrocławiu, 8°C w Lublinie oraz 7°C w Bydgoszczy czy Poznaniu - podaje money.pl prof. Krzysztof Fortuniak z katedry nauk geograficznych Uniwersytetu Łódzkiego. Wskazał jednocześnie, że to ekstrema - zazwyczaj różnica wynosi około 4-6 proc. latem.
Zobacz też: W upały nigdy nie zostawiaj wody w samochodzie
To i tak dużo. Czy temperatura odczuwalna wynosi 25 stopni, czy 29-31 - to kolosalna różnica. A w lato bywa przecież o wiele gorzej.
- Z naszych badań wynika, że różnica ta może wahać się od ok. 10°C do ok. 20°C w zależności od wielu czynników, takich jak pora dnia, temperatura na obrzeżach miasta, usłonecznienie, rodzaj pokrycia powierzchni np. trawa, asfalt, beton, dachówka, sąsiedztwo zbiorników wodnych - podaje money.pl Ewa Strzelecka-Jastrząb z Instytutu Ekologii Terenów Uprzemysłowionych w Katowicach.
Te badania prowadzono na podstawie zdjęć satelitarnych pokazujących temperaturę powierzchni ziemi.
- Często obszarami o podwyższonej temperaturze są nie tylko tereny gęstej zabudowy miejskiej ale też duże asfaltowe place parkingowe, np. przy centrach handlowych, tereny składowisk odpadów, czy także tereny przemysłowe. Obiekty te stanowią „piece”, które dodatkowo podnoszą temperaturę powietrza w mieście - dodaje.
Różnica temperatury powietrza pomiędzy różnymi punktami Warszawy
Obecność drzew obniża średnią temperaturę. Badania Krzysztofa Błażejczyka na terenie Warszawy wskazały, że w leśnych terenach podmiejskich notowano temperaturę średnio o dwa stopnie niższą niż na podobnych terenach gdzie lasu nie ma. A jednocześnie o ponad 4 stopnie niższą niż w centrum miasta. To dane uśrednione dla całego roku, a różnice rosną w czasie upałów.
- Wynika to z tzw. bilansu cieplnego. W przypadku terenów zielonych dużo energii od Słońca jest zużywane na transpirację, czyli parowanie wody przez żywe rośliny. W przypadku "betonowych powierzchni miast" ta energia ogrzewa nam powietrze - mówi money.pl dr hab. Jacek Leśny z Katedry Meteorologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Zakład Klimatologii Uniwersytetu Warszawskiego na potrzeby projektu AdaptCity zaproponował rozwiązanie, które ma pogodzić trend do wykorzystania komercyjnego terenów w centrum z potrzebą klimatyczną. Chodzi o zazielenianie ścian i dachów budynków.
"To tylko jedna z możliwości, której skuteczność potwierdzają doświadczenia innych miast. Takie wykorzystanie zieleni nie tylko ogranicza występowanie MWC (miejska wyspa ciepła - red.), ale również zmniejsza emisję dwutlenku węgla do atmosfery, poprawia retencję wód opadowych, tworzy przyjazną przestrzeń do życia i wypoczynku, poprawia estetykę budynków, stanowi izolację akustyczną i podnosi efektywność energetyczną budynków" - wskazują naukowcy.
Pochłaniacze gazów cieplarnianych
Drzewa przy tym mają wpływ na ograniczanie efektu cieplarnianego. Pochłaniają dwutlenek węgla dużo lepiej niż rośliny krzewiaste. Np. na terenie Chicago obliczono, że usunęły 96 proc. dwutlenku węgla z powietrza, podczas gdy rosnące tam krzewy tylko 4 proc.
Co więcej, w tym samym mieście wyliczono, że właściwie posadzone drzewa oszczędzają energię zużywaną m.in. na klimatyzację w lecie, czy dogrzewanie w zimie w wysokości 50-90 dol. na gospodarstwo domowe. W Tucson wyliczono, że jeśli drzewa mają powyżej siedmiu metrów, to dają nawet 100 dol. rocznie oszczędności na gospodarstwo domowe - przytoczono w pracy "Miasto idealne - miasto zrównoważone" Uniwersytetu Warszawskiego. Chronią przed zimnym wiatrem w zimie, a dają cień i oczyszczają brudne powietrze w lecie.
A jak to jest z drzewami w Polsce? Gospodarka rozwija się błyskawicznie w ostatnich latach i emituje coraz więcej gazów cieplarnianych. Przyrodzie teoretycznie w to graj, bo dwutlenek węgla to podstawowe źródło pożywienia dla roślin, poza słońcem i solami mineralnymi. Kłopot w tym, że drzewa mają już nadobfitość tego akurat "pokarmu".
Od 1990 roku przybyło w Polsce 6,2 proc. terenów leśnych i zajmują one ponad 30 proc. powierzchni naszego kraju. Jak podaje Eurostat w najnowszych statystykach, drzewa w Polsce pochłaniają jednak tylko 8,9 proc. gazów cieplarnianych. W 2017 roku (najnowsze dane) lasy przerobiły ich 36,9 mln ton, czyli o 1 proc. więcej niż rok wcześniej. Problem w tym, że gazów cieplarnianych przybyło na fali wzrostu gospodarki w tamtym roku aż 3,8 proc.
- Powinniśmy lasów sadzić więcej, bo w Polsce mamy dużo nieużytków, które według prawa są polami uprawnymi, ale de facto są nieużytkami. Trzeba jednak zaznaczyć, że lasy nie są remedium na wzrost emisji dwutlenku węgla. W stosunku do wzrostu emisji zbyt późno od momentu posadzenia zaczynają netto pochłaniać CO2 i zbyt mało go pochłaniają. Być może morskie hodowle alg byłyby skuteczniejsze, ale to tylko "być może". Powinniśmy przede wszystkim zmniejszać emisje CO2. To działania, które są dużo bardziej skuteczne, niż sadzenie lasów - mówi dr Leśny.
Tych, którzy już szykują się do rzucania gromów na Polskę, że tak mało drzew sadzimy, z góry przy tym powstrzymujemy przed pochopnymi wnioskami. Poziom 8,9 proc. to wyżej niż średnia dla Unii Europejskiej, gdzie drzewa przerabiają zaledwie 8,1 proc. gazów cieplarnianych.
Nasze 8,9 proc. wygląda przy tym rewelacyjnie na tle takich krajów jak Niemcy, Włochy, Wielka Brytania, Szwajcaria, Czechy, Holandia, czy Dania. W tych dwóch ostatnich krajach lasy pochłaniają poniżej 1 proc. gazów cieplarnianych. Bardzo daleko nam za to do skandynawskiej trójki: Szwecja-Norwegia-Finlandia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl