- Pracuję w piekarni jako sprzedawca, chcę się dowiedzieć, jakie mam prawa wobec klientów, którzy nagminnie łamią zasady, nie nosząc maseczek i nie dezynfekując rąk - pyta nas pani Małgorzata z Gdańska.
Czytelniczka skontaktowała się z redakcją za pośrednictwem platformy #dziejesie. Jak wyjaśnia, sprzedawcy powinni mieć prawo bronienia się przed ludźmi ignorującymi przepisy.
- Mam w domu dzieci i jak przychodzi mi codziennie kilkunastu takich klientów, to nie wiem, czy nie mają koronowirusa, bo nie wiem, gdzie wcześniej byli, kogo spotkali. Polacy niestety nie szanują nas, sprzedawców - dodaje pani Małgorzata.
Trudno nie zgodzić się z obserwacjami i wnioskami naszej czytelniczki. Wystarczy wejść do jakiegokolwiek sklepu, by zobaczyć klientów bez maseczek. Tymczasem kluczowe dla rozwoju pandemii liczby ciągle rosną. W czwartek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 615 nowych i potwierdzonych przypadkach zakażenia koronawirusem - to był rekord od początku pandemii. Już w piątek został on pobity, by ostatecznie spaść do 548 zakażonych w niedzielę.
Zamknięcie całego sklepu?
Ministerstwo Zdrowia po wielokroć apelowało już do właścicieli sklepów i ich klientów o przestrzeganie obowiązku noszenia maseczek. Rzecznik resortu Wojciech Andrusiewicz w swoich apelach daje też odpowiedź na pytanie naszej czytelniczki.
Jak podkreślał niedawno w rozmowie z money.pl, właściciel sklepu lub personel ma prawo odmówić obsługi klienta bez maski. Ma też prawo wyprosić go ze sklepu. - To powinno wynikać z jednej strony z realizacji przepisów prawa, a z drugiej z troski o innych klientów - wyjaśniał Andrusiewicz.
W ostatnich dniach resort jednak wzmocnił swój przekaz. - Pojawienie się osoby zakażonej koronawirusem w sklepie spowoduje objęcie go kwarantanną i zamknięcie na dwa tygodnie. Ani klienci, ani właściciele sklepów nie chcą mieć zamkniętego sklepu, więc nośmy w sklepach maseczki - przestrzegał Andrusiewicz.
Żeby wszystko stało się jasne i klarowne, dopytujemy w Ministerstwie Zdrowia o szczegóły zamykania sklepów. Dojdzie do tego tylko przy zakażonym sprzedawcy?
Nie wpuszczać bez maseczki?
- W przypadku wykrycia zakażeń w sklepie, niezależnie czy pracownika, czy klienta, kwarantannowane są wszystkie osoby z kontaktu, więc często cały personel sklepu - mówi Justyna Maletka z MZ. Jak przypomina, sprzedawca ma prawo odmówić obsługi klienta bez maski.
Z tym ostatnim twierdzeniem nie zgadza się jednak Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
- Męczy nas to przerzucanie odpowiedzialności. Nie ma żadnej podstawy prawnej, żeby nie wpuszczać do sklepu ludzi bez maseczek. Ich noszenie to indywidualna odpowiedzialność obywatelska. Jeśli jednak powstałoby takie rozporządzenie, to będziemy je egzekwować - mówi Juszkiewicz, deklarująca współpracę handlowców przy pracach nad odpowiednimi przepisami, które to doprecyzują.
Ta odpowiedź nie pomaga zapewne pani Małgorzacie z gdańskiej piekarni, dlatego o obowiązki i liczbę interwencji w sklepach z tytułu nienoszenia maseczek pytamy też policję.
- Nie prowadzimy takich statystyk. W pierwszej kolejności za porządek w placówkach handlowych, w tym przestrzeganie przepisów sanitarno-epidemiologicznych, odpowiadają administratorzy i właściciele placówek. Często porządku pilnują ochroniarze. Kontrole przestrzegania przepisów mogą przeprowadzić pracownicy Państwowej Inspekcji Sanitarnej, których wspieramy w każdy możliwy sposób, również reagując na zgłoszenia obywateli - mówi money.pl rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Ciarka.
30 tys. zł kary
Klienci i pracownicy sklepu mogą więc wzywać policję do klientów bez maseczek. Wydaje się jednak trudne szybkie ujęcie winnego, policja ma przecież i inne obowiązki. Może zatem podczas wspomnianych kontroli inspekcja sanitarna wyłapuje osoby, które nie noszą maseczek?
- Pracownicy Państwowej Inspekcji Sanitarnej nie mają i nigdy nie mieli uprawnień do legitymowania osób prywatnych. Zatem nie mogą kontrolować klientów sklepów ani osób na ulicach. Prowadząc kontrole obiektów z branży spożywczej zwracają uwagę na wyposażenie pracowników w środki ochrony indywidualnej. W regionach turystycznych prowadzone są wspólne kontrole z Policją - mówi money.pl Jan Bondar, rzecznik GIS.
Jak dodaje, to właśnie podczas takich wspólnych kontroli to policja może karać klientów za brak maseczki w sklepie. Przypomnijmy, wysokość mandatu za to wykroczenie to 500 zł.
Najbardziej opornych może też czekać grzywna z sanepidu w wysokości od 5 tys. do nawet 30 tys. złotych, nałożona na wniosek policji. Epidemiolog dr Dariusz Rudaś nie spodziewa się jednak, że apele i kary nakłonią Polaków do noszenia maseczek. Jego zdaniem problem jest gdzie indziej
Po prostu wszędzie?
- Ciągłe noszenie maseczek poza domem jest bezwzględnie konieczne. To najlepszy sposób, wraz z częstym myciem i i dezynfekcją rąk, żeby zatrzymać koronawirusa. Nie chodzi tylko o sklepy, ale każdą aktywność, kiedy ludzie mają kontakt z innymi - mówi epidemiolog.
- Błąd rządzących polega na tym, że robi się wyjątki. Na ulicy bez maseczki, a w sklepie już trzeba ją mieć. Ludzie się gubią. Sytuacja jest na tyle groźna, że powinniśmy poza domem nosić maseczki i kropka - komentuje kolejne apele MZ o noszenie maseczek w sklepach epidemiolog dr Rudaś.
Jak dodaje, matka natura jest bezwzględna i wykorzysta każdy błąd i niewłaściwe działanie. - Prawdopodobieństwo zakażenia w sklepie jest bardzo wysokie. Ten zakaźny aerozol dość łatwo przenosi się na inne osoby, a maseczka go zatrzymuje - podsumowuje dr Rudaś.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie