Choć pod koniec maja obowiązek noszenia maseczek został mocno zliberalizowany, to w sklepach i zamkniętych pomieszczeniach nic się nie zmieniło.
Podczas zakupów czy załatwiania spraw w urzędzie zasłanianie ust i nosa jest obowiązkowe. Rozporządzenie Rady Ministrów daje jednak furtkę tym, którzy cierpią na choroby układu oddechowego. Furtka jednak okazała się szeroką bramą, bo - jak pokazują wyniki naszego badania - w sklepach coraz więcej osób takiego obowiązku nie przestrzega.
W poprzedni weekend pracownicy UCE Research sprawdzili w prawie 300 sklepach w całej Polsce, jak wygląda egzekwowanie przepisów w praktyce. Wcielili się w nich rolę "tajemniczego klienta". W ramach małej prowokacji dziennikarskiej zaczepiali też pracowników sklepów, pytając czemu nie reagują na brak maseczek u klientów.
Nie masz maseczki? Mało kogo to zainteresuje
Wnioski są zatrważające. Szczególnie jeśli chodzi o brak maseczek wśród klientów. Najgorzej jest w małych sklepach. Tylko w 5 proc. sytuacji pracownik zareagował na brak maseczki u klienta.
W supermarketach zdarzyło się to w 12, a w hipermarketach - 18 proc. przypadków. Najlepiej pod tym względem jest w dyskontach, gdzie pracownicy reagują w jednym na cztery przypadki.
A prawo pozwala na reakcję, a nawet bardziej zdecydowane kroki. - Obowiązujące przepisy dają możliwość nieobsługiwania klientów bez maseczek. Właściciel lub obsługa sklepu powinni na to zareagować. Mogą też wezwać odpowiednie służby - mówił niedawno rzecznik prasowy resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz.
Na taki ruch mało kto się decyduje. Są jednak wyjątki. - W zeszłym tygodniu byłem na krótkim urlopie nad morzem. W jednym z dyskontów pracownica chodziła między alejkami i nakazywała klientom założenie maseczek. Ludzie chowali twarz w koszulkę, a jak pracownica zniknęła z pola widzenia, to nikt już ust nie zasłaniał - mówi nam pan Maciej, który był świadkiem takiej sytuacji.
Problem nie jest odosobniony. Jak pod koniec czerwca pisał Rzecznik Praw Obywatelskich, nawet połowa klientów bagatelizuje obowiązek zakrywania ust i nosa. "Jak wynika z sygnałów i obserwacji RPO, do obowiązku tego stosuje się co drugi klient placówek handlowych i usługowych" - pisał w komunikacie Adam Bodnar.
Pytamy w resorcie zdrowia, czy planowane są jakiekolwiek rekomendacje dla sklepów, które pomogłyby egzekwować tego typu nakaz. Usłyszeliśmy jedynie, że "takich narzędzi ministerstwo nie ma". I że lepszym adresatem takiego pytania byłaby Policja albo właściciele sklepów.
Tydzień temu w money.pl mówił to samo. - Po pierwsze, egzekwowaniem powinni zająć się właściciel i personal sklepu czy zarządca komunikacji miejskiej. W dalszej kolejności możliwe są interwencje służb. My jesteśmy w bieżącym kontakcie z policją - podkreślał Andrusiewicz w rozmowie z money.pl.
Wysłaliśmy pytania w tej sprawie do Komendy Głównej Policji, ale do momentu publikacji materiału nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Dezynfekcja rąk popularniejsza niż rękawiczki
Rozporządzenie Rady Ministrów nakazuje również noszenie rękawiczek lub dezynfekcję rąk przed wejściem do sklepu. Sieci handlowe zdecydowanie stawiają na ten drugi sposób.
"Z przeprowadzonego badania wychodzi, że praktycznie w każdym poddanym analizie sklepie był pojemnik na płyn do dezynfekcji lub automat służący do tego celu. W większości placówek były one napełnione" - wynika z badania UCE Research. Gorzej było w kwestii rękawiczek, które często nie były dostępne bądź były dość mocno ukryte lub praktycznie niezauważalne dla klientów.
W ponad połowie odwiedzonych dyskontów (58 proc.) i hipermarketów (56 proc.), rękawiczek nie było. W supermarketach było już lepiej, choć wciąż w 43 proc. z nich nie można było skorzystać z tej formy zabezpieczenia. Najlepiej sytuacja wyglądała w małych sklepach osiedlowych - rękawiczek wciąż nie było jednak w 39 proc. z nich.
Co więcej, "w części sklepów obok automatów do dezynfekcji rąk było również miejsce na specjalne chusteczki do dezynfekcji uchwytów do wózków, ale samych chusteczek często brakowało".
Pracownicy dają przykład
Najlepiej w badaniu UCE Research wypadają pracownicy sklepów. I to niezależnie od tego, w jakim sklepie pracują. To chyba jedyna optymistyczna informacja płynąca z raportu.
W sklepach typu convenience kasjerzy mieli zasłonięte usta i nos w 89 proc. przypadków, a im większy sklep, tym dyscyplina większa. W dyskontach, supermarketach i hipermarketach ten odsetek wynosił odpowiednio 97, 96 i 98 proc.
Szczególnie w większych placówkach handlowych popularnością cieszą się przyłbice. Swoich kasjerów wyposażają w nie na przykład najpopularniejsze dyskonty.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl