Jest jedna nowość: imigranci nie bedą już musieli płacić 65 funtów za wniosek o rezydenturę na Wyspach.
- Wsłuchałam się w głos moich kolegów z parlamentu w sprawie brexitu, odbyłam wiele spotkań w ubiegłym tygodniu. Żałuję, że przywódca opozycji nie chciał wziąć w nich udziału - rozpoczęła swoje wystąpienie Theresa May.
Premier wykluczyła, żeby w parlamencie ustalono, że "twardy brexit" nie wchodzi w grę. May dodała również, że ewentualne przełożenie terminu brexitu nie jest realne, także ze względu na niechęć Unii do takiego rozwiązania.
May zapewniła, że nie ma mowy o wprowadzeniu granicy między Irlandią a Irlandią Północną ani drugim referendum. - To byłaby zdrada wobec naszych obywateli, którzy chcą wyjścia z Unii - mówiła Theresa May.
- To odpowiedzialność rządu, by wynegocjować rozwiązanie, ale moim zadaniem jest słuchać wszystkich kolegów w parlamencie. Będziemy konsultować się z Izbą w sprawie warunków umowy - podkreślała May. I zapowiedziała, że niektóre konsultacje będą niejawne, by "nie osłabiać swojej pozycji negocjacyjnej".
- Co sprawia, że Theresa May myśli, że to co próbowała przedstawic w grudniu poskutkuje w styczniu? Nie zmieniło się nic, czuję się jak w Dniu Świstaka - ripostował lider opozycji Jeremy Corbyn.
65 funtów do zwrotu
Szefowa rządu zapewniła również, że w razie "twardego brexitu" obywatele innych krajów nie zostaną wyrzuceni z Wielkiej Brytanii. Ta zasada ma działać również w drugą stronę, a więc Brytyjczycy w innych krajach też nie mają się czego obawiać.
Co więcej, rząd zniesie opłatę 65 funtów, którą obywatele innych krajów musieli wnosić, jeśli chcieli być uznani za rezydentów Wielkiej Brytanii. A ci, którzy już ją wpłacili, otrzymają zwrot. To jeden z niewielu konkretów, które pojawiły się w wystąpieniu premier Wielkiej Brytanii.
Przedstawienie "planu B" w sprawie brexitu to konieczność po tym, jak w zeszłym tygodniu Theresa May przegrała w Izbie Gmin głosowanie nad pierwotnym planem umowy na linii UE - Wielka Brytania. To była najwyższa porażka urzędującego premiera w historii. Przeciwko umowie głosowało bowiem aż 432 parlamentarzystów.
Mimo to dzień później May utrzymała stanowisko, gdy przepadł wniosek lidera Partii Pracy Jeremego Corbyna, który chciał głosować wotum nieufności. Dzięki głosom północnoirlandzkich posłów Demokratycznej Partii Unionistów (DUP) May wygrała różnicą raptem 19 głosów.
To właśnie Irlandia Północna jest języczkiem u wagi w kwestii brexitu. Unia Europejska chce wprowadzić mechanizm tzw. bezpiecznika (ang. backstop). Miałby on polegac na tym, że nawet po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej na granicy Irlandii Północnej i Irlandii nie wróciłyby kontrole graniczne. To jeden z punktów spornych w negocjacjach.
W poniedziałek jednak minister spraw zagranicznych Polski Jacek Czaputowicz zasygnalizował, że być może kompromisem byłby czasowy (na przykład 5-letni) backstop dla Irlandii. To wyjście przed szereg, bo do tej pory Unia zapewniała o swojej jednomyślności i o żadnych zmianach w wynegocjowanej umowie nie chciała słyszeć. Ta deklaracja może okazać się punktem zwrotnym w negocjacjach.
Debata oraz głosowanie nad planem B ma odbyć się planowo 29 stycznia, ale brytyjskie media już sugerują, że termin ten może zostać przesunięty.
Przypomnijmy, że formalne wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej ma nastąpić w nocy z 29 na 30 marca. Do tego czasu obie strony muszą wypracować porozumienie, by nie doszło do tzw. "twardego brexitu".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl