Rok wyborczy dla PiS nie będzie łatwy. Jak szacuje główny ekonomista mBanku Marcin Mazurek, 2023 r. przyniesie mocne hamowanie polskiej gospodarki - dynamika PKB spowolni do 0,7 proc. To jedna z najniższych prognoz rynkowych. Ceny mają natomiast wzrosnąć o 9 proc. Kluczowe będzie jednak zachowanie inflacji bazowej (liczonej bez cen żywności i energii) podawanej przez NBP.
Wzrost PKB w 2023 r. problemem dla rządu
Obecna prognoza mBanku zakłada, że wzrost PKB Polski w 2022 r. wyniesie 4,8 proc., jednak kolejne 12 miesięcy będą gorsze.
- Trajektoria gospodarki jest bez wątpienia spadkowa. Każdy kolejny kwartał w ujęciu rdr będzie gorszy. Prognozujemy też bardzo słaby 2023 r. – tu zapewne różnimy się od konsensusu rynkowego. W przyszłym roku zakładamy wyhamowanie wzrostu do 0,7 proc. To chyba najniższa prognoza na rynku - wskazał w rozmowie z PAP ekonomista.
- Z jednej strony gospodarka będzie spowalniała stopniowo, w recesję będziemy wchodzić łagodnie. Z drugiej strony – co wydaje się ważniejsze – nie widzimy czynników, które miałyby doprowadzić do gwałtownego odbicia w 2023 r. Trudno znaleźć jednoznaczny czynnik, który sugerowałby, że w pewnym momencie gospodarka trwale ruszy z kopyta. Trzeba też pamiętać, że na 2023 r. będą przypadać największe negatywne efekty zacieśniania polityki pieniężnej, a gospodarka funkcjonuje przy ograniczeniach podażowych - dodał.
Polska gospodarka już hamuje
Mazurek podkreślił, że już dane z kwietnia pokazują czekające nas zmiany.
- Trzeba być świadomym, że miesięczne odczyty mają ostatnio bardzo dużą zmienność, pokazują już jednak pewną zmianę trendu. W przypadku produkcji warto patrzeć na samo przetwórstwo przemysłowe, które być może jeszcze dynamicznie nie zawraca, nie mamy odsezonowanych, ujemnych dynamik, ale widać, że rośnie wolniej od trendu, który w ostatnim czasie obserwowaliśmy. Widać, że coś jest na rzeczy. Przemysł globalnie spowalnia i Polska też będzie szła w tym kierunku - powiedział ekonomista.
- Co do sprzedaży detalicznej, wreszcie mamy jakąś spójność ze wskaźnikami koniunktury. W danych widać też kilka efektów jednorazowych, które mogły zawyżyć odczyt – cały czas polscy konsumenci realizują konsumpcję w imieniu uchodźców. Gdyby nie było napływu ludności z Ukrainy, polski konsument mógłby być już w recesji. Z uwagi uchodźców i fakt, że wzrost płac całkiem nieźle się trzyma, konsumpcja wciąż jest mocna. Przed nami jeszcze pewnie ostateczne uruchomienie usług – widać to we wskaźnikach koniunktury. Obawiam się jednak, że zobaczymy to dopiero po jakimś czasie, po kolejnych rewizjach PKB - dodał.
Rząd dolewa oliwy do ognia
Zdaniem Mazurka, ekspansywna polityka fiskalna nie przyniesie gospodarce znaczących efektów w ujęciu realnym - spowoduje raczej wybicie w górę inflacji.
- Jeśli chodzi o luzowanie fiskalne w tym momencie, na górce cyklu i powyżej potencjału, to w ujęciu realnym ono niewiele da. Jeśli w dalszym ciągu polityka fiskalna będzie bardzo ekspansywna, to raczej spowoduje to wybicie w górę inflacji, nie przyniesie spektakularnych efektów w ujęciu realnym. W dalszym ciągu jesteśmy w pewnego rodzaju 'podażowej dziurze, z której nie możemy wyjść. Będziemy z niej wychodzić wiele kwartałów, jeśli nie lat - prognozuje ekonomista.
Według niego w tym momencie dosypywanie popytu, nawet jeśli będzie kończyło się wysokimi wzrostami nominalnego PKB, to realnie nie przyniesie niczego spektakularnego.
Jak tłumaczył, z tego względu wątpi on, aby polityka fiskalna stała się zalążkiem nowego ożywienia w 2023 roku. - Patrząc na to jednak z drugiej strony, polityka fiskalna mogłaby stać się bardzo skutecznym narzędziem chłodzenia i równoważenia gospodarki - podsumowuje.
Inflacja bazowa kluczowym czynnikiem
mBank prognozuje, że średnioroczna inflacja CPI w Polsce w 2022 r. wyniesie ponad 13 proc. Główny ekonomista banku zaznacza jednak, że kluczowa jest obecnie ścieżka inflacji bazowej.
- Zakładamy, że średnioroczna inflacja w tym roku wyniesie ponad 13 proc. Wydaje się, że szczyt przypadnie na po wakacjach, wczesną jesień. Natomiast jeśli chodzi o wysokość tego szczytu, wszystko zależy od surowców – tutaj wahania są bardzo duże. Nie wiemy jak dokładnie będzie wyglądał mechanizm przenoszenia cen na konsumenta. Nie licytowałbym się na wysokość szczytu – paradoksalnie każda liczba z przedziału 15-20 proc. jest możliwa - szacuje Mazurek.
- Biorąc pod uwagę, że w obecnym otoczeniu ciężko się prognozuje, lepiej zwrócić uwagę na to, czego tak naprawdę powinniśmy szukać w inflacji, żeby potwierdzać lub obalać swoje tezy. Choć to być może oczywistość, w tym momencie musimy przede wszystkim musimy patrzeć na inflację bazową. Każdy kolejny wzrost inflacji CPI musi w coraz mniejszym stopniu wynikać z inflacji bazowej. Innymi słowy, wtórne efekty cenowe muszą słabnąć - dodał.
W swoim bazowym scenariuszu makroekonomicznym Mazurek zakłada, że w kolejnych miesiącach inflacja bazowa zacznie hamować i Rada Polityki Pieniężnej zakończy cykl podwyżek stóp procentowych we wrześniu, ze stopą na poziomie 7 proc.
- Ostatnie odczyty inflacji bazowej, po odsezonowaniu, pokazywały wzrost o ok. 1 proc. w ujęciu miesiąc do miesiąca. W bazowym scenariuszu zakładam, że będziemy schodzili z tej górki. Im więcej czasu upłynie, tym szybciej. Jeśli jednak tak się nie stanie, będzie to oznaczało, że popyt w gospodarce, siła nabywcza konsumentów i możliwości przerzucania kosztów firm są w dalszym ciągu tak duże, że nie obejdzie się bez długotrwałego i głębokiego zacieśniania polityki pieniężnej - powiedział ekonomista.
W rozmowie Mazurek podkreślił, że w 2023 r. inflacja będzie już miała specyficzną strukturę, w coraz większym stopniu wynikającą ze zmian cen energii.
- Prognozujemy, że w 2023 r. inflacja średnio wyniesie 9 proc., ale w tle będziemy mieć już bardzo opadającą inflację bazową, a głównym generatorem tej inflacji będą właśnie zmiany cen nośników energii - ocenił ekonomista.
- W drugiej połowie 2023 r. możliwe są już korekty stóp w dół. Istotne w tej prognozie jest to, że nie widzimy znaczącego wsparcia dla gospodarki w 2023 r., a więc automatycznie zakładamy, że normalizacja popytu w gospodarce będzie przebiegała szybciej niż wszyscy teraz oczekują - podsumował.