Nie dajcie się zwieść pierwszej literze oznaczenia modelu. To nie jest odmiana Klasy S w wariancie cabrio. Mercedes-AMG SL 63 to przyszywany potomek kultowego modelu SL z lat 50. XX wieku, który wówczas zasłużył na miano najszybszego samochodu drogowego z rodowodem ze sportów motorowych. Akronim "SL" odnosił się do słów Super Leicht, czyli po niemiecku super lekki.
Dzisiejszy Mercedes SL wszedł na rynek w 2022 r. jako model Mercedesa-AMG, to "hybryda" zastępująca trzy inne auta. Chodzi o model SL w gamie "zwykłego" Mercedesa, Mercedesa-AMG GT w nadwoziu typu roadster, a także kabriolet Klasy S - wycofane w latach 2019 i 2020. Można się pogubić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W przypadku aut takich jak to przychodzą na myśl dwa dość podstawowe pytania:
- Dlaczego marka ze Stuttgartu ma taki model w gamie?
- Dlaczego ktoś miałby go kupić?
Na jedno i drugie odpowiedź brzmi: bo może. Mercedes już nieraz udowodnił, że może oferować jeden model w kilku zupełnie odmiennych wariantach nadwozia, nierzadko niszowych. Potem część z nich kasuje, by po jakimś czasie wskrzesić (lub nie). Zresztą, podobnie zresztą jest z Klasą S w wariancie cabrio, która wraca jako ultraluksusowy Mercedes-Maybach SL z dwuosobowym nadwoziem typu roadster.
Jeśli zaś chodzi o odpowiedź na drugie pytanie, kolejny raz przypominają mi się słowa byłego szefa Mercedesa-AMG i Maybacha Philippa Schiemera. - Nasi klienci nie kupują samochodu dlatego, że go potrzebują. Kupują, bo go chcą - stwierdził w rozmowie z money.pl. Nie doszukujmy się więc racjonalności w Mercedesie-AMG SL 63, bo jej tam po prostu nie znajdziemy.
Mercedes-AMG SL 63. Pierwsze wrażenia
Mercedes-AMG SL ma 470 cm długości, 191 cm szerokości i niespełna 140 cm wysokości. Prześwit ma niecałe 13 cm, a rozstaw osi - 270 cm. Samochód wygląda jak przyklejony do drogi - i tak się zresztą zachowuje, o czym nieco później. Z przodu to bez wątpienia Mercedes z charakterystycznym dla AMG grillem, a do tego długą i szeroką maską. Z tyłu niektórzy doszukują się podobieństw do Porsche 911 z niemniej charakterystycznymi "bioderkami" nad nadkolami.
Czy jest piękny? Rzecz gustu. Z pewnością nie wygląda na auto za ponad milion złotych. Z pewnością może się jednak podobać. Zwłaszcza w odpowiednio dobranym kolorze.
Choć znajdziemy tu dwa rzędy foteli, Mercedes określa nadwozie modelu AMG SL jako Roadster, co wiele mówi o użyteczności tych z tyłu. Są symboliczne i posłużą raczej jako dodatkowe miejsce do przechowywania. To auto stworzone dla maksymalnie dwóch osób, podróżujących bez nadmiaru bagażu.
W kokpicie znajdziemy więcej wspólnych elementów z nową Klasą C niż limuzyną spod znaku Klasy S. Jest prawie kwadratowy tablet, który po otwarciu dachu automatycznie ustawia się na sztorc, redukując odbicia światła. Są wygodne, elektryczne regulowane, podgrzewane i wentylowane fotele AMG. Jest schowek w podłokietniku, dwa wygodne uchwyty na napoje.
Materiałowy dach otwiera się i zamyka w ruchu, przy prędkościach do 60 km/h. Można w tym celu przeklikać się przez dotykowe menu i przesunąć po ekranie palec w odpowiednią stronę, albo dwa razy nacisnąć przycisk poniżej i chwilę odczekać. Dach składa się i rozkłada dość zgrabnie - zamiast otwierania wielkiej klapy niczym żagiel, w Mercedesie-AMG SL 63 unoszą się dwa "skrzydełka", spod których wysuwa się konstrukcja dachu.
Biorąc pod uwagę symboliczny charakter drugiego rzędu, na stałe można umieścić nad nimi lekki wiatrochron. Ta siatka sprawia, że kierowcy i pasażerowi nie dokuczają podmuchy wiatru. Komfort podróży z otwartym dachem podnosi regulowany w trzech stopniach nawiew ciepłego powietrza na kark.
Mercedes-AMG SL 63 na drodze
Mercedes-AMG SL 63 to samochód, który ma więcej wspólnego ze sportem, niż ultrakomfortowy kabriolet na długie podróże w stronę zachodzącego słońca. Zawieszenie - nawet po wybraniu trybu Comfort - jest bardzo sztywne. Czuć to zarówno na progach zwalniających, nierównościach asfaltu czy dylatacjach na mostach. Dlatego powtórzę - nie doszukiwałbym się na siłę związków z Klasą S.
"63" to najmocniejsza wersja silnikowa Mercedesa-AMG SL. Kryje się pod nią czterolitrowy silnik V8 biturbo, generujący 585 KM i 800 Nm momentu obrotowego. Nie są to najwyższe wartości w świecie sportowych i luksusowych samochodów, ale nie dajcie się zwieść pozorom. Osiągi robią wrażenie - prędkość maksymalna to 314 km/h, a przyspieszenie do "setki" zajmuje 3,6 s. Do tego silnik świetnie brzmi już od najniższych obrotów. "Prawdziwe" AMG zobowiązuje - w myśl zasady "jeden silnik-jeden człowiek" pod maską znajdziemy plakietkę z imieniem i nazwiskiem konstruktora z zakładu w Affenbach.
Zbiornik ma 70 litrów. Gdy odebrałem kluczyki, prognoza zasięgu wynosiła 360 km. I tak by było, gdybym jeździł Mercedesem-AMG SL 63 po mieście. Niewiele ponad 30-km odcinek do domu przez warszawskie korki w godzinach szczytu wystarczył, by z baku ubyła prawie 1/4. W takich warunkach spalanie to ponad 25 l/100 km.
O wiele lepiej jest, gdy wyjedziemy za miasto. Na drogach krajowych spalanie zmieściło się w granicach 10-11 l benzyny na każde 100 km. Na autostradzie trzeba dodać jeszcze dwa. Ale czy oszczędność paliwa jest tym, czego oczekuje się od sportowego samochodu za ponad milion złotych? Jak Mercedes-AMG SL 63 zachowuje się na torze, można przeczytać w relacji Filipa Bulińskiego w serwisie autokult.pl.
Ile kosztuje Mercedes-AMG SL 63?
Bo gdyby to spokojna podróż bez dachu miałaby być przeznaczeniem, to są inne, również tańsze opcje - takie jak CLE Cabrio czy Klasa E w wariancie cabrio. Jeśli zaś chodzi o brak dachu i prestiż, gdy cena nie gra roli, do gry wchodzi Bentley GTC, Aston Martin DB12 Volante albo kultowe Porsche 911 Carrera. I na tym nie koniec listy.
Cennik Mercedesa AMG-SL Roadstera zaczyna się od 675 tys. zł za najniższą w ofercie AMG jednostkę silnikową "43". Wariant "55" z napędem na obie osie 4Matic+ startuje od 887 tys. 500 zł. Testowany topowy wariant SL 64 4Matic+ to początkowy koszt 1 mln 41 tys. 200 zł. Jednak dostępny jeszcze mocniejszy, hybrydowy wariant SL 63 S E-Performance - to minimum 1 mln 164 tys. 600 zł. I są to kwoty, od których konfigurator Mercedesa-AMG dopiero się zaczyna.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl