Według Urzędu zjawisko rozbieżności miedzy informacjami na metce, a rzeczywistością nie jest nowe. Wszystko zaczęło się jeszcze w latach 90. Mniej znane firmy oszukiwały, bo nikt nie kontrolował jakości ubrań.
Łatwiej było w ten sposób zwiększyć marże, ale, jak zauważa rozmówca "Rzeczpospolitej" Tomasz Ciąpała, współzałożyciel Lancerto, jednej z największych w kraju siedzi z odzieżą męską, to po prostu, "robienie klienta w balona".
Do tej pory jednak UOKiK niespecjalnie interesował się tym problemem. Teraz wszystko się zmieniło i producenci odzieży wyraźnie sa na cenzurowanym.
Są na to twarde dowody. Pod koniec lutego Urząd wszczął postępowanie wobec trzech firm, które mają po kilkadziesiąt sklepów: Dastan, Kubenz i Recman. Co udało się ustalić?
W wyniku kontroli udało się ustalić, że koszula Dastan na etykiecie zawiera 80 proc. bawełny i 20 proc. poliestru. Badania jednak wykazały, że poliester jest tu w 65 proc, a bawełna zaledwie w 34,9 procentach.
Z kolei w garniturze męski MONACO firmy Kubenz na etykiecie jest wełna, podszewka z wiskozy. W rzeczywistości jednak poliester stanowił w tym garniturze blisko 70 proc, a reszta wykonana jest z wiskozy.
"Rzeczpospolita" przytacza też inne spektakularne przypadki. UOKiK zapowiada kolejne kontrole.