Na liście najbardziej zadłużonych krajów świata na czele znajduje się Japonia, z długiem wynoszącym 261 proc. PKB. Dług Japonii jest jednak nie tylko wysoki, ale także w dużej mierze wewnętrzny. Największym wierzycielem rządu w Tokio jest Bank Japonii, który posiada już ponad połowę wyemitowanych obligacji rządowych. Dzieje się tak za sprawą polityki monetarnej, która zakłada skupowanie obligacji w celu utrzymania ich rentowności na odpowiednio niskim poziomie, zapewniając gospodarce niskie stopy procentowe.
Spory udział w japońskim długu publicznym mają także inne lokalne podmioty, a dodatkowo dług ten jest zazwyczaj długoterminowy, co ułatwia zarządzanie nim.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dług Japonii wygląda różni się od innych
Japonia jest więc przeciwieństwem krajów rozwijających się, które często są zadłużone zewnętrznie, na krótki termin i w obcej walucie. Mimo licznych problemów wewnętrznych, takich jak starzenie się społeczeństwa, Japonia to wciąż jedna z największych gospodarek świata, a jen jest jedną z głównych walut na globalnych rynkach. Nie oznacza to, że japoński dług publiczny nie rodzi zagrożeń, zwłaszcza że nigdy w historii finansów nie mieliśmy do czynienia z podobną sytuacją. Stąd też rating kredytowy Japonii (A+/A1) jest wyraźnie niższy od najlepiej ocenianych państw świata i tylko nieznacznie wyższy od Polski (A-/A2).
Drugie miejsce Grecji
Na drugim miejscu na liście najbardziej zadłużonych krajów świata jest Grecja, z długiem wynoszącym 177 proc. PKB. Grecja, która jest symbolem kryzysu zadłużeniowego, zdołała ograniczyć rozmiary swojego długu, choć wciąż jest on ogromny. W szczycie pandemii w 2020 roku Grecja przekroczyła 200 proc. PKB, a obecny poziom jest porównywalny ze stanem z 2011 roku. Walka Grecji z długiem trwa już drugą dekadę i trudno powiedzieć, kiedy się zakończy. Ostatnio jednak agencja ratingowa S&P zapaliła światełko w tunelu, podnosząc ocenę kredytową Grecji ze "śmieciowej" do inwestycyjnej. Analitycy agencji widzą nadzieję we wzroście gospodarczym — w 2023 roku ma to być 2,3 proc., a za rok 3 proc., co da wynik wyraźnie wyższy od średniej dla strefy euro.
Analizując grecką tragedię zadłużenia, należy pamiętać o wyjątkowej sytuacji, w której znajduje się ten kraj. Z racji członkostwa w strefie euro, Grecja nie ma pełnej kontroli nad własną walutą, co oznacza, że — mówiąc kolokwialnie — nie może uciec przed długiem we własnej walucie za pomocą inflacji. Ta strategia i tak miałaby liczne wady (z destrukcyjnym wpływem inflacji na gospodarkę na czele), choć politycznie byłaby zapewne łatwiejsza do przeprowadzenia niż ostre zaciskanie pasa, z którym Grecy musieli się zmierzyć w poprzedniej dekadzie. Jeżeli spełnią się prognozy, to do poziomu długu sprzed kryzysu, Grecja wróci dopiero pod koniec lat 20. XXI wieku. Oznacza to, że dorosną całe pokolenie Greków, które będzie kształtowane w atmosferze płacenia za błędy gospodarcze przeszłości.
Wenezuela zamyka podium
Na trzecim miejscu na liście najbardziej zadłużonych krajów świata jest Wenezuela, z długiem wynoszącym 158 proc. PKB. Wenezuela jest najczęściej wspominana w kontekście hiperinflacji, ale jej zadłużenie jest również symbolem katastrofalnej polityki gospodarczej władz tego kraju. Wielu ludzi ma trudności z uwierzeniem, że Wenezuela była kiedyś jednym z najbogatszych krajów świata (podobnie jak dziś pogrążona w problemach Argentyna). Równie trudno uwierzyć w to, co dzieje się dziś w tym kraju, zwłaszcza gdy spojrzy się na to przez pryzmat indywidualnych historii ludzi (w tym kontekście polecam książkę "Gorączka złota" autorstwa słowackiego reportera Tomáša Forró).
Skala wenezuelskiego długu jest mniejsza niż na szczycie pandemii, kiedy MFW notował nawet ponad 300 proc. PKB. Najnowsze doniesienia są jednak dużo bardziej optymistyczne. Po pierwsze, Komitet Wierzycieli Wenezueli pozytywnie ocenia restrukturyzację zadłużenia, o ile w kraju dojdzie do dialogu między władzami a opozycją. Po drugie, złagodzenie amerykańskich sankcji na rząd w Caracas oraz producenta ropy PDVSA wyraźnie podbiło ceny wenezuelskich obligacji, co zwiększyło nadzieję na to, że zobowiązania zostaną spłacone. W tym kontekście w amerykańskich mediach głośno było o funduszu Altana Wealth, który w 2020 roku zainwestował 75 milionów dolarów w wenezuelskie obligacje warte nominalnie 500 milionów dolarów. O tym, czy ta inwestycja okaże się sukcesem, a także czy wenezuelska gospodarka wyjdzie na prostą, w dużej mierze zdecyduje polityka oraz relacje między Caracas a Waszyngtonem, oraz przebieg wyborów prezydenckich zaplanowanych na drugą połowę 2024 roku.