Nie wiadomo, jak wielu ludzi czerpie zyski z udostępniania domów, mieszkań czy pojedynczych pokoi na krótkoterminowy pobyt turystów, gdyż tak naprawdę nie ma wymogów ewidencjonowania tej działalności. Część podmiotów robi to legalnie w ramach prowadzonej działalności gospodarczej, ale nie jest to zasadą.
Najpopularniejsza platforma służąca do wynajmu nieruchomości na urlop, Airbnb, nie wymaga potwierdzenia, że zgłaszający ofertę działa legalnie. Stąd najem krótkoterminowy prowokuje tak wiele znaków zapytania. W tym kontekście szczególnie ciekawe są wyniki analizy Instytutu Badań Strukturalnych, z których wynika, że w Warszawie 25 proc. wszystkich ofert na platformie Airbnb jest kontrolowanych przez zaledwie 1 proc. właścicieli.
Czy stolica jest jakimś wyjątkiem na tle europejskim? Analitycy zestawili ze sobą 17 miast na kontynencie. Podobna struktura właścicielska jest w Londynie, Moskwie, Tallinie i Barcelonie ( przypadku stolicy Katalonii odsetek jest minimalnie wyższy), ale miasta te zdecydowanie zamykają zestawienie. Na przeciwległym biegunie znajduje się Kopenhaga, w której, jak piszą analitycy, "udział 1 proc. jest pięciokrotnie niższy". W Berlinie, Amsterdamie i Helsinkach 1 proc. właścicieli kontroluje 10 proc. ofert na platformie.
- Tak wysoka koncentracja poddaje w wątpliwość możliwość zmniejszenia #nierówności przez ekonomię współdzielenia – zwraca uwagę IBS.
Z czego wynika tak duża koncentracja lokali w rękach tak niewielkiej grupy? Lwia część ofert w serwisie pochodzi od firm wyspecjalizowanych w wynajmie krótkoterminowym, który w popularnych miejscach turystycznych jest dalece bardziej dochodowy niż wynajem długoterminowy. Firmy dysponują nierzadko kilkudziesięcioma mieszkaniami. Oferty pochodzące od osób prywatnych stanowią zdecydowaną mniejszość.
Czytaj też: Wynajem będzie coraz droższy. Rząd bierze pod lupę właścicieli mieszkań, a rykoszetem mogą dostać najemcy
Zaczęło się od dmuchanych materaców
To pokazuje, jak bardzo Airbnb odszedł od tego, czym był w 2007 r., gdy 25-letni Brian Chesky stracił pracę i nie mógł dorzucić się do czynszu za mieszkanie, które zajmował wspólnie z kolegą, Joe Geb¬bia. Wpadli na pomysł, że skoro w mieście odbywa się doroczna konferencja Amerykańskiego Towarzystwa Projektantów Przemysłowych, a wielu uczestników nie może znaleźć miejsca w hotelu, to może warto zaprosić ich do siebie za drobną opłatą?
Koledzy nie mieli wprawdzie wolnego łóżka, ale rozłożyli zapasowe dmuchane materace. W pakiecie zaoferowali śniadanie. Tak skromnie zaczął się biznes, który wkrótce miał zmienić światową turystykę.