Poniedziałkowa katastrofa samolotu MiG-29 wykazała raz jeszcze, że nie można już odkładać zakupu jego następcy. Jest to kolejny wypadek z udziałem MiG-29 na przestrzeni kilku miesięcy. Wcześniej samoloty te pełniły 28 lat bezawaryjnej służby.
Jednak obecnie już 30-letnie maszyny pokazują, że zbliża się kres ich możliwości. Stąd decyzja MON o przyspieszeniu zakupu nowych samolotów piątej generacji i błyskawiczna rezygnacja z zakupu bomb dla rosyjskich Su-22 i MiG-29.
W ramach programu Harpia, Polska planuje zakup 32 najnowocześniejszych maszyn wielozadaniowych. Pośpiech jest wskazany, bo obecnie naszego nieba strzeże 48 samolotów F-16 i 18 maszyn Su-22.
- Te 60 samolotów to zdecydowanie za mało. Ponadto Su-22 są wysłużone i moga jedynie realizować misje uderzeniowe. Nie nadają się już do zwalczania celów w powietrzu i rozpoznania. Nasza doktryna obronna przewiduje, że powinnismy mieć 8 eskadr czyli 104 samoloty wielozadaniowe - mówi money.pl Bartosz Głowacki, ekspert ds. lotnictwa wojskowego ze "Skrzydlatej Polski".
Te ponad 100 samolotów, to akurat tyle, by strzec naszej przestrzeni powietrznej i realizować misje dla NATO, do których jesteśmy zobowiązani. Chodzi tu o patrole nad państwami nadbałtyckimi, ale też misje bardziej odległe - jak np w Iraku.
Bez 30 MiGów, które po kolejnej katastrofie zostały uziemione, dużo za dużo brakuje nam do tej setki. - Dlatego MiGi musza wrócić, technicznie zdolne są jeszcze latać do 2030 r. Poza tym, nie mamy wyjścia - mówi Głowacki. Jednak ich kolejne awarie sprawiają, że na drodze do nowych maszyn trzeba wcisnąć gaz do dechy.
Deklaruje to minister Błaszczak, ale warto jednak zdawać sobie sprawę, że trudno tu oszukać czas.
Długa kolejka po samoloty
- NIe ma szans. Conajmniej 2 lata zajmuje analiza tysięcy stron dokumentacji technicznej, nie jest to romans ani kryminał. Czyta się to bardzo wolno. Finowie dali sobie na to 3 lata. Potem przetarg i dopiero możemy stanąć w kolejce po samoloty, a my przecież nawet nie ogłosiliśmy przetargu - mówi Bartosz Głowacki.
Tymczasem kolejka po amerykańskie F-35, do wyboru których wyraźnie skłania się MON, jest bardzo długa.
- W zeszłym roku miesięcznie produkowano 7 takich maszyn. Tempo ma zostać zwiększone ale i tak po przetargu i pierwszych dostawach jeszcze 4 lata piloci będą się na nich szkolić. Do czynnej służby trafią w 2030 r. Tak się jednak stanie, jeżeli jutro rozpoczniemy całą procedurę - wylicza ekspert "Skrzydlatej Polski".
Dlaczego to tak długo potrwa? Oprócz przewlekłej procedury i kolejki po nowe samoloty, trzeba jeszcze zbudować lub zmodernizować lotniska, bazy, hangary.
- To nie jest zakup samochodu z salonu. Maszyny trzeba będzie jeszcze dostosować do naszych systemów. F-35 to latający komputer. Jego system ALIS, monitoruje maszynę w czasie rzeczywistym, pozwala planować misję, współpracować z naziemnymi wyrzutniami rakiet i innym uzbrojeniem - mówi Głowacki.
- To potężny system teleinformatyczny, musimy umieć odbierać zakodowane dane. Do tego potrzebny jest też szerokopasmowy internet nad Polską. Pewnie możemy wspierać się amerykańskim, ale przed nami też duże inwestycje.
11 lat czekania?
Jak się więc okazuje, w tym przypadku - przyspieszenie oznaczać może conajmniej 11 lat oczekiwania. Pytaliśmy MON, jako resort rozumie przyśpieszenie deklarowane przez ministra Błaszczaka. Jednak do czasu opublikowania tego artykułu, nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi.
Ponadto na wszystkie pilne zakupy już za chwilę może nie starczyć pieniędzy. Na realizacje Planu Modernizacji Technicznej na lata 2019-2026r. MON przewidział 165 mld zł. Są już w nim zawarte wydatki na samoloty, okręty, Patrioty i inne programy.
Jednak jest to wartość, w ocenie ekspertów przeszacowana, bo powstała w oparciu o zbyt optymistyczne prognozy wzrostu PKB.
Co maja wspólnego pieniądze na wojsko z PKB? Cały budżet MON zależy od tempa rozwoju gospodarczego. Obecnie resort obrony dostaje 2 proc. PKB. Zatem im ten wskaźnik będzie wyższy, tym więcej będzie dla wojskowych.
Optymiści z MON
- Założenia finansowe MON są zbyt optymistyczne. W ciągu ostatnich 10 lat PKB wzrastał średnio o 3,3 proc. rocznie. Trudno zakładać żeby nagle to miało się znacząco zmienić. Tymczasem planiści w MON są takimi właśnie optymistami - mówi money.pl Michał Likowski, ekspert wojskowy i redaktor naczelny branżowego magazynu "Raport WTO".
- Przewiduje, że ostatecznie do wydania do 2026 r. na modernizacje będziemy mieli zatem tylko około 120 mld zł. To może być za mało jeśli policzymy potrzeby i zatwierdzone już programy do realizacji.
W ocenie innego eksperta z magazynu "Nowa technika wojskowa", pieniędzy może być jeszcze mniej.
O budżet PMT i planowane wydatki również pytaliśmy w resorcie. Czekamy na odpowiedź.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl