Ci, którzy nie złożą deklaracji w ustawowym terminie, muszą się liczyć z grzywną 500 zł. Jeśli mandatu od policji lub straży miejskiej się nie przyjmie, a przez to sprawa zostanie skierowana do sądu, kara może wzrosnąć dziesięciokrotnie. Do nawet 5 tys. zł.
Taki scenariusz, jak podaje portal GetHome.pl dotyczy ogromnej liczby osób. Samych budynków mieszkalnych, jak wynika z danych Geoportal.gov.pl, jest w Polsce 6,2 mln. Główny Urząd Nadzoru Budowlanego mówi natomiast o 4,2 mln złożonych deklaracjach. Większość dotyczy właśnie domów, hoteli, pensjonatów, akademików itp.
- Jest raczej mało prawdopodobne, że do końca czerwca wszyscy właściciele i zarządcy budynków zarejestrują wykorzystywane w nich źródła ciepła. Być może nie wszyscy zdają sobie sprawę, że chodzi nie tylko o kotły czy piece, ale także tzw. kozy i bojlery - komentuje ekspert portalu GetHome.pl Marek Wielgo.
Polacy nie deklarują źródeł ogrzewania budynku przez rząd?
Zdaniem Marka Wielgo liczba złożonych deklaracji do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków (CEEB) świadczy o kilku problemach. Po pierwsze - rządowi nie udało się przekonać Polaków, że zebrane dane pozwolą lepiej walczyć ze smogiem i ubóstwem. A to - po drugie - oznacza, że wiele osób ogrzewa dom w niedozwolony sposób, chociażby śmieciami.
Opinia ta nabiera sensu w kontekście rosnących cen węgla, które sięgają kilku tys. zł za tonę. Piotr Woźniak, były minister gospodarki i były prezes PGNiG we wtorkowej rozmowie z w RMF FM powiedział, że "3 tys. zł za tonę węgla, który służy do ogrzewania i w dużej części do gotowania posiłków, dla gospodarstw indywidualnych — to jest zabójstwo, to jest nie do przeskoczenia cena".
W kontekście obowiązku deklaracji źródła ogrzewania budynku zaznaczmy, że kara za jej brak nie będzie nakładana z automatu. Obowiązuje tu możliwość zastosowania tzw. czynnego żalu. Chodzi o to, że w praktyce czas na złożenie wniosku jest do momentu otrzymania mandatu.