Premier Mateusz Morawiecki, jeszcze jako minister w rządzie Beaty Szydło, zapowiadał, że "po polskich drogach w 2025 r. będzie jeździć milion samochodów elektrycznych". Na dwa lata przed upływem tego deadline'u, już wiadomo, że to proroctwo się nie spełni. Na koniec sierpnia tego roku w Polsce zarejestrowanych było 48 tys. 533 osobowych i użytkowych aut w pełni elektrycznych (BEV).
Doliczając do nich także hybrydy plug-in i hybrydy, liczba ta rośnie do 84 tys. 947 samochodów. Aut dostawczych i ciężarowych na prąd jest niewiele ponad 5 tys. To najnowsze dane Licznika Elektromobilności, inicjatywy Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych i Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.
Nawet gdyby słowo "samochody" zastąpić "pojazdami", to nadal nie jesteśmy nawet w jednej dziesiątej celu, który wyznaczył Mateusz Morawiecki na 2025 r. Dobra wiadomość jest taka, że dziś "elektryków" jest już dwukrotnie więcej niż jeszcze rok temu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W ubiegłym roku firma Carsmile dla money.pl oszacowała, jak długo zajmie dochodzenie do miliona aut elektrycznych w Polsce. Z analizy tej wynikało, że przy ambitnym i skutecznym planie działania (oraz systemie zachęt) jest to możliwe nawet w 2029 r. Jeśli jednak trzeba będzie liczyć wyłącznie na naturalny rozwój rynku, może to potrwać nawet 107 lat.
Czasu zostało niewiele. Już w 2035 r. w Unii Europejskiej ma być wprowadzony tzw. zakaz aut z silnikami spalinowymi. Oznacza to, że od tej daty w salonach będzie można kupić już tylko auta elektryczne i wodorowe.
- Już dziś musimy zrobić wszystko, żeby ten trend nie spowodował pojawienia się Europy dwóch prędkości, w której Polska pozostanie w grupie krajów wolniej rozwijających się w tym obszarze – ostrzega Jakub Faryś, Prezes PZPM. Podkreśla, że choć wciąż mamy sporo do nadrobienia względem takich krajów jak Francja czy Niemcy, to kierunek został wyznaczony. To nisko- i zeroemisyjność.
Auta elektryczne to za mało. Potrzebne są ładowarki
Kluczowym problemem pozostaje dostępność infrastruktury ładowania. Według Licznika Elektromobilności na koniec sierpnia w kraju działały 3003 ogólnodostępne stacje ładowania, czyli łącznie niewiele ponad 6 tys. punktów ("wtyczek"). Co trzecia z nich zapewniała możliwość szybkiego ładowania prądem stałym (DC). Nadal dwie trzecie to wolniejsze ładowarki prądu przemiennego (AC) o mocy mniejszej lub równej 22 kW.
- W 15 miastach z największą liczbą ogólnodostępnych stacji ładowania znajduje się niemal połowa (1337) wszystkich takich urządzeń w Polsce. W samej tylko Warszawie funkcjonuje więcej stacji niż w województwach świętokrzyskim, lubelskim, lubuskim, podlaskim i podkarpackim łącznie - dodaje Maciej Mazur, dyrektor zarządzający PSPA.
Czy Izera "dowiezie" milion aut Morawieckiego? NIK krytykuje projekt
Szacunki przewidują, że w 2030 r. już dwie trzecie sprzedawanych w UE samochodów to będą auta z napędem elektrycznym. Część z tego tortu chce "ugryźć" Izera, czyli marka aut elektrycznych w rękach ElectroMobility Poland.
- W połowie 2026 r. do sprzedaży ma trafić pierwszy nasz model z nadwoziem typu SUV - powiedział Piotr Mieczkowski, wiceprezes EMP, odpowiedzialny m.in. za sprzedaż, podczas Kongresu Nowej Mobilności w Łodzi.
Projekt, który zrodził się z inicjatywy czterech państwowych gigantów energetycznych, jest już opóźniony względem pierwotnych zapowiedzi. Pierwsze egzemplarze z taśmy miały zjechać w 2024 r. Tymczasem nie ruszyła nawet budowa fabryki w Jaworznie, spółka dopiero w tym tygodniu wygrała przetarg na grunt pod swój zakład. Firma zmieniła strukturę właścicielską, a także projektanta nadwozia. Pozyskała do współpracy chińskiego partnera - firmę Geely, który dostarczy platformę.
Mieczkowski przekonuje, że Izera, choć wchodzi na bardzo konkurencyjny rynek, ma szansę na sukces. - Są badania, które wskazują, że 70 proc. klientów rozważających zakup auta elektrycznego, bierze pod uwagę zmianę marki. Jest duża otwartość na nowych producentów. Wystarczy popatrzeć, jak radzą sobie marki z Azji, to także szansa dla takiego projektu jak Izera - stwierdził.
Piotr Zaremba, prezes ElectroMobility Poland nie ukrywał, że to właśnie Izera może spełnić marzenie premiera o milionie "elektryków na drogach. - To jest perspektywa pewnie 10 lat od uruchomienia produkcji, aby dojść do tej wielkości samochodów - powiedział w połowie czerwca w programie Money.pl.
Ale projekt Izery ostro skrytykowała Najwyższa Izba Kontroli. Jak pisała "Rzeczpospolita", Izba stwierdziła, że rząd źle nadzorował spółkę ElectroMobility Poland, która spóźniała się z realizacją projektu elektrycznego auta, ryzykując miliony z publicznych pieniędzy. Chodzi o dokapitalizowanie spółki kwotą 250 mln zł ze środków Funduszu Reprywatyzacji.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl