Niedawno szokowała informacja Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) o ponad 4-procentowym wzroście inflacji. Te statystyki przebili europejscy urzędnicy, którzy wzrost cen w Polsce oszacowali na ponad 5 proc.
Emocje związane z coraz szybciej rosnącymi cenami stara się studzić minister finansów Tadeusz Kościński. W czwartek w Programie Pierwszym Polskiego Radia przekonywał, że inflacja spadnie.
Oczywiście nie oznacza to spadku cen, a jedynie wyhamowanie tempa ich wzrostu. Według ministra inflacja w tym roku zejdzie do 3-3,5 proc. W przyszłym ustabilizuje się w okolicach 3 proc.
Kościński nie kryje, że wysoka inflacja to nie tylko wysokie ceny. Taka sytuacja może wymusić np. wzrost stóp procentowych ustalanych przez Narodowy Bank Polski (NBP), a to oznaczałoby większe oprocentowanie kredytów, a więc i wyższe raty.
- Wolałbym, żeby inflacja była niższa, bo za wysoka inflacja pewnie pociągnie konieczność, żeby zwiększyć stopy procentowe, a to już może spowodować kolejne konsekwencje dla gospodarki - przyznał Kościński.
- Kibicujemy by inflacja zeszła zgodnie z naszymi prognozami do około 3-3,5 proc. w tym roku. W przyszłym roku do około 3 proc. a za dwa lata około 2,5 proc. - dodał szef resortu finansów.
Kościński podkreślił też, że nie możemy wejść w deflację (spadek cen), bo ta ma więcej negatywnych konsekwencji niż inflacja. Zazwyczaj wiąże się z problemami gospodarki i spowolnieniem jej rozwoju.
Minister finansów wydaje się być większym optymistą niż np. ekonomiści bankowi. Eksperci Pekao prognozują, że w najbliższych miesiącach inflacja utrzyma się na wysokim poziomie 4,5-5 proc. Spodziewają się, że sytuacja może skłonić RPP do dyskusji o potrzebie podwyżek stóp jeszcze w 2021 roku.
Z kolei analitycy PKO BP oceniają, że w maju inflacja wzrośnie wyraźnie powyżej 4,5 proc.