Od marca resort zdrowia w ramach interwencyjnych zakupów maseczek ochronnych wydał 12,7 mln zł - czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej". Ponad 40 proc. tej kwoty trafiło do podmiotów, dla których pośrednikiem był - jak ustaliła wcześniej "Wyborcza” - instruktor narciarski i znajomy ministra zdrowia Łukasz Guńka.
Już w piątek w money.pl minister zdrowia Łukasz Szumowski ujawnił informacje o nieudanym biznesie żony, dotacjach dla brata i zakupie maseczek. - Jestem gotowy na przesłuchanie. Chcę, żeby śledczy szybko przesłuchali mnie i mojego brata - zapewnił nas szef resortu zdrowia.
Czytaj też: Protest w Warszawie. Przepychanki, gaz i łzy
- Zabezpieczyliśmy się możliwie najlepiej. Powiedzieliśmy panu Guńce, że nie zapłacimy za towar, dopóki nie będzie go w Polsce. W praktyce nigdy nikomu nie dostarczyliśmy maseczek niespełniających norm FFP - powiedział "Dziennikowi Gazecie Prawnej" Łukasz Szumowski.
Łukasz Szumowski i jego zastępca Janusz Cieszyński tłumaczą, że w tym czasie zapotrzebowanie na maseczki wynosiło ponad milion sztuk tygodniowo, więc kupowano wszystko. Problem w tym, że podmiotom związanym z Guńką zapłacono znacznie więcej niż innym.
Dla porównania, firmie 3M Ministerstwo Zdrowia za maseczki FFP2 zapłaciło ok. 4 zł za sztukę (pozytywnie przeszły weryfikację), z kolei Łukaszowi Guńce resort zapłacił 38 zł i to za produkt, który ostatecznie okazał się wadliwy. Sam Guńka kupił prawdopodobnie maseczki w Chinach za około 1 mln zł, a państwu sprzedał je za 5 mln zł. O transakcji wiedziało CBA.
- CBA wskazało, że oferta budzi wątpliwości ze względu na niewielkie doświadczenie pana Guńki. W marcu nie było nic, żadnej innej oferty z płatnością po dostarczeniu towaru. Zwracam uwagę, że 3M dostarczyło towar miesiąc później. Kupowaliśmy wszystko, co się dało - powiedział z kolei wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl