Minister rozwoju Krzysztof Hetman na antenie TVN24 przyznał, że "praktycznie skończyły się" pieniądze na program rządu PiS o nazwie Bezpieczny kredyt 2 proc., o czym wielokrotnie informowaliśmy w ostatnich miesiącach. Hetman podkreślił jednak, że mimo to, nowy rząd nie pozwoli zamknąć programu od 1 stycznia 2024 r.
Minister: Bezpieczny Kredyt będzie kontynuowany
- Dlatego wyjdziemy z propozycją kontynuacji programu. Potencjalni kredytobiorcy mogą być spokojni - zaznaczył minister. Zadeklarował też, że w 2024 r. resort ma "usiąść do bardziej kompleksowego programu, który będzie oddziaływał nie tylko na rynek popytu, ale też podaży". - Chciałbym go zmodyfikować, aby był otwarty dla większej liczby naszych rodaków. Może uda się go potanić, nie powodując kosztów dla budżetu państwa - zapowiedział Hetman.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak wskazał w swoim komentarzu do tej wypowiedzi Piotr Sobolewski, starszy analityk Polityki Insight, na programie "skorzystają oczywiście deweloperzy, ale też PKO BP i Pekao, które zdominowały dystrybucję kredytów z dopłatą BGK". Dodał również, że plan nowego rządu może skłonić banki prywatne do ponownego rozpatrzenia, czy nie chcą wziąć udziału w programie.
Deklaracja ministra od razu wywołała reakcje. "Dopłaty do kredytu służą przede wszystkim bankom i deweloperom, nakręcając ceny mieszkań. To ślepa uliczka" - skomentował lider partii Razem Adrian Zandberg. Zgodził się z nim m.in. poseł Przemysław Wipler, który do Sejmu dostał się z listy Konfederacji.
"Chyba Polak po szkodzie postanawia być jeszcze głupszy. Po roku astronomicznych wzrostów cen mieszkań wywołanych PiS-owskim programem dopłat do kredytów, nowy minister z Trzeciej Drogi zapowiada, że… nie tylko nie wycofa się z programu ale jeszcze go podkręci" - skomentował z kolei ruch aktywistów Miasto Jest Nasze.
Kredyt 2 proc. wywołał wzrosty cen i anomalie na rynku
Takie reakcje nie powinny dziwić. Program Bezpieczny kredyt 2 proc. był wielokrotnie krytykowany nie tylko przez polityków lewicy czy aktywistów, ale też ekspertów rynku mieszkaniowego. Wskazywali oni, że chociaż dzięki rozwiązaniu kredyty stały się nieco bardziej przystępne, to wszystko to spowodowało skokowy wzrost cen mieszkań.
Przypomnijmy, że wiązał się z tym szereg skutków i anomalii na rynku: kupujący musieli podejmować decyzje o zakupie i wzięciu kredytu w mgnieniu oka, nie mieli też za bardzo pola do negocjacji, a w niektórych miejscach zaczęto przeprowadzać castingi na zakup nieruchomości.
Teraz eksperci również ostrzegają, że kontynuowanie programu Bezpieczny Kredyt - jeśli nastąpi w nieprzemyślany sposób - może skończyć się drożyzną na rynku. - Trzeba zrobić to mądrze, aby uniknąć sytuacji z tego roku, kiedy zaraz po wprowadzeniu programu ceny na rynku nieruchomości drastycznie wzrosły. W dużych miastach bardzo ciężko znaleźć mieszkanie, które mieści się w założonych widełkach cenowych. A jeśli już się jakieś trafia, zainteresowani prześcigają się w jego kupnie, przez co dochodzi nawet do licytacji - wskazuje Olga Domagała, ekspertka serwisu TotalMoney.pl.
Jak podkreśla, "wyścigi" na zakup mieszkania mogą kończyć się m.in. nietrafionymi decyzjami.
Dlatego z rynkowego punktu widzenia program źle wpłynął na sytuację w sektorze nieruchomości. Deweloperzy dużo na nim zyskali, bo mogli podnieść ceny i sprzedać nieruchomości od ręki. Jednak popyt na mieszkania po wprowadzeniu Bezpiecznego Kredytu wzrósł tak drastycznie, że przegonił podaż, przez co wiele osób nie ma już co kupić. Przedłużenie programu tylko pogłębi ten problem - przestrzega Domagała.
Przypomina przy tym, że zgodnie z zapowiedziami rządzącej koalicji, w grę wchodzi nawet wejście na rynek kredytu 0 proc., ale o tym zadecyduje już Ministerstwo Finansów.
"Irracjonalne poziomy" cen mieszkań
Również Robert Chojnacki, CEO firmy dewelopersko-konsultingowej RedNet Property Group, wskazuje w rozmowie z money.pl jasno: Bezpieczny kredyt "stał się głównym czynnikiem napędzającym wzrost cen nowych mieszkań". Jak podkreśla, widać to m.in. we Wskaźniku Inflacji Mieszkaniowej. Dlatego zaleca "daleko idącą ostrożność" i przeprowadzenie "wnikliwych analiz" przed podjęciem decyzji o kontynuacji programu.
Wartość mieszkań osiągnęła obecnie irracjonalnie wysokie poziomy. Istnieje zatem poważna obawa, iż dalsze wspieranie sektora w tej formie nie zatrzyma tego procesu i paradoksalnie pogorszy sytuację kupujących, którzy mimo atrakcyjnego oprocentowania, będą musieli mierzyć się z rosnącymi cenami i wysokimi marżami nakładanymi przez banki. Pamiętajmy, że każdy kredyt kiedyś trzeba spłacić - dodaje Chojnacki.
Nieco ostrożniej do sprawy podchodzi Patryk Kozierkiewicz, ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich. W komentarzu dla money.pl stwierdza, że jest zbyt wcześnie na rzetelną ocenę funkcjonowania przyszłego programu, szczególnie, że według ministra Hetmana rozważane jest wprowadzenie modyfikacji rozszerzających dostępność Bezpiecznego Kredytu.
Jak dodaje Kozierkiewicz, przedłużenie programu pozwoli "części Polek i Polaków spełnić marzenie o własnym M, co nie byłoby możliwe właśnie z uwagi na ograniczoną dostępność kredytów hipotecznych". Przyznaje on jednak, że uruchomienie BK, połączone z niedostateczną liczbą gruntów pod budownictwo mieszkaniowe, "skutkowało niewielką dostępnością oferty i skokowym wzrostem cen".
- Szczególnie ograniczona została pula mieszkań 1- i 2-pokojowych, które są obiektem zainteresowania osób kwalifikujących się do programu - podkreśla ekspert PZFD.
Jego zdaniem jednak, w 2024 r. wzrosty cen nie powinny być tak dynamiczne jak tegoroczne. - Choćby dlatego, że ostatnie miesiące dały nadzieję na powolną odbudowę podaży - deweloperzy zaczynali znacznie więcej inwestycji niż miało to miejsce w 2022 i w I połowie 2023 r. - wyjaśnia Kozierkiewicz.
Zaznacza też, że gdyby na skutek zmian, wprowadzonych przez rząd, dostępność programu stała się znacznie większa, to inwestorzy mogą nie nadążać z uzupełnianiem oferty. Taki stan, krótkoterminowo, mógłby zaś przyczynić się do dalszych wzrostów.
Rząd musi spojrzeć na rynek mieszkaniowy szerzej
Zarówno Robert Chojnacki, jak i Patryk Kozierkiewicz zwracają uwagę, że Bezpieczny kredyt stymulował głównie popyt na mieszkania, co doprowadziło do braku równowagi na rynku.
- Wspieranie wyłącznie strony popytowej nie doprowadzi do stabilizacji sytuacji na rynku - ocenia Chojnacki. Wskazuje przy tym, że nowy gabinet premiera powinien spojrzeć na problem mieszkaniowy szerzej i "opracować program wychodzący poza jedną kadencję pracy rządu". - Powinien on uwzględniać zarówno sytuację kupujących, jak i deweloperów, ale też brać pod uwagę kluczowy czynnik demograficzny, który jest jednym z największych dla rządu wyzwań nie tylko z gospodarczo-ekonomicznego, ale i społecznego punktu widzenia - zaznacza CEO RedNet.
Patryk Kozierkiewicz również stwierdza, że "nie wolno opierać całej polityki mieszkaniowej na programach stymulujących popyt, a równie ważne – jeśli nie ważniejsze - są wszelkie inicjatywy propodażowe".
Dlatego Polski Związek Firm Deweloperskich zapowiada, że przekaże ministrowi Hetmanowi raport zawierający diagnozy dotyczące problemów rynku. - Wyrażamy gotowość do wzięcia udziału w dyskusjach w jaki sposób możemy usprawnić przepisy, zwiększyć podać, skrócić czas realizacji nowych inwestycji i zasypać lukę mieszkaniową. Mamy nadzieję na merytoryczny dialog z udziałem ministerstwa i branżowych ekspertów - deklaruje Kozierkiewicz.
Michał Wąsowski, dziennikarz money.pl