Według "Gazety Wyborczej" 16 marca z Marcinem Szumowskim, bratem szefa resortu zdrowia, skontaktował się drobny przedsiębiorca z Zakopanego, który na co dzień jest instruktorem narciarskim. Miał on zaoferować m.in. maseczki ochronne, kombinezony, rękawice i testy na COVID-19, pochodzące z Ukrainy oraz z Chin.
Marcin Szumowski odesłał przedsiębiorcę do wiceministra zdrowia Janusza Cieszyńskiego. Zakopiański instruktor jednak podczas nawiązania kontaktu z Cieszyńskim miał powołać się na... Łukasza Szumowskiego, ministra zdrowia.
Według informacji przekazanych przez Cieszyńskiego, resort zdrowia zakupił za pośrednictwem przedsiębiorcy MZ 100 tys. masek FFP2, 20 tysięcy maseczek chirurgicznych, 3 tys. przyłbic ochronnych oraz 10 tys. masek FFP2 od innego producenta.
- Do transakcji doszło 30 marca. Łączny koszt wyniósł 4 859 640 złotych brutto - tłumaczył wiceminister zdrowia w odpowiedzi udzielonej "GW" na pytanie, ile kosztowały maseczki ochronne. Dodał, że jednostkowa cena maseczki FFP2 wyniosła 39 złotych + VAT.
Jednak 5 maja Janusz Cieszyński wezwał do siedziby resortu przedsiębiorcę. I zażądał natychmiastowego zwrotu pieniędzy. Był to efekt badań Centralnego Instytutu Ochrony Pracy, z których wynika, że zakupione od zakopiańskiego przedsiębiorcy maseczki nie spełniają norm.
Spotkania z przedsiębiorcą miały miejsce 6 i 11 maja. Z informacji przekazanych przez Janusza Cieszyńskiego wynika, że w ich trakcie "przedstawione były roszczenia" resortu m.in. "w zakresie wad dostarczonego produktu". Przedstawiciele firm, które dostarczyły maseczki, zadeklarowały współpracę z MZ, dlatego też na obecnym etapie o sytuacji nie zostały zawiadomione organy ścigania.
Znajomość z instruktorem potwierdzili Łukasz oraz Marcin Szumowscy. Zdaniem gazety znajomość z rodziną ministra zdrowia miała ułatwić przedsiębiorcy sprzedaż artykułów potrzebnych do walki z pandemią. Z kolei w ocenie resortu, oferta zakopiańskiego przedsiębiorcy została potraktowana jak każda inna. Nie zajmował się tym Szumowski, a wiceminister Cieszyński.
Zwróciliśmy się do ministerstwa zdrowia o komentarz w tej sprawie. Artykuł zaktualizujemy, jak tylko ją otrzymamy.
Jednak do sprawy odniósł się minister Łukasz Szumowski na antenie Radia Zet. Odpowiedział on na pytania m.in. o to, czy znajomość z instruktorem ułatwiła przedsiębiorcy sprzedaż środków ochronnych.
- Połowa fake'ów [jest w artykule - red.], bo nikt nikomu nic nie ułatwiał. Każdą transakcję w ten sam sposób traktujemy. Mamy ponad tysiąc kontrahentów. Do mnie też dzwonią osobiście różni ludzie, akurat nie ten pan. Wszystkich przekierowujemy na jedną ścieżkę, transparentną - podkreślił Lukasz Szumowski w rozmowie z Beatą Lubecką.
- Jak się pojawiły wątpliwości, co do jakości różnego towaru w Polsce, nie tylko w Polsce, bo i w Europie, zaczęliśmy sprawdzać nasze zasoby. Okazuje się, że nie zawsze, nawet te maseczki, które mają certyfikat, spełniają normy - potwierdził minister. Dodał, że zakupione od przedsiębiorcy z Zakopanego nie spełniają norm, więc resort zażądał wymiany towaru na adekwatny. W przeciwnym przypadku zawiadomiona zostanie prokuratura.
- Żeby była jasność. Ja pana znam sprzed kilku lat, ze wspólnej jazdy na nartach - podkreślił Szumowski. Wytłumaczył, że znajomość ta ograniczyła się do instruktażu jazdy. W ocenie ministra w tym przypadku "pomocy było tyle", że brat szefa resortu zdrowia przekazał numer przedsiębiorcy do MZ.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl