Na początku 2019 roku agenci CBA zatrzymali w Warszawie Bartłomieja Misiewicza, byłego rzecznika Ministerstwa Obrony Narodowej i bliskiego współpracownika Antoniego Macierewicza. Misiewiczowi oraz Mariuszowi Antoniemu K. (były poseł PiS) Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu postawiła zarzuty przekroczenia uprawnień, powoływania się na wpływy w instytucji państwowej i podjęcia się pośrednictwa w załatwieniu określonych spraw dla korzyści majątkowej przekraczającej 90 tys. zł – przypomina "Gazeta Wyborcza".
Śledczy postawili też zarzuty członkowi zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej, dwójce pracowników tej spółki i pracownicy MON. Choć od zatrzymań minęły ponad dwa lata, prokuratura nie przedstawiła jeszcze aktu oskarżenia.
Dla opinii publicznej niejasna była rola, jaką w całej sprawie odgrywał wrocławski biznesmen. "Gazeta Wyborcza" we współpracy z Fundacją Reporterów i OKO.Press przeprowadziła śledztwo, by wyjaśnić rolę Tadajewskiego.
"GW" przekonuje, że był on bliskim przyjacielem Adama Hofmana i Roberta Pietryszyna. W 2017 roku założony przez Tadajewskiego fundusz starał się o 40 mln zł dotacji z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Chciał być dostawcą usług dla armii, ale aby uwiarygodnić się w konkursie o dotacje z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, potrzebował listów intencyjnych z poważnych instytucji.
Faktury za pośrednictwo
Według Wyborczej, ktoś miał skontaktować go z Bartłomiejem Misiewiczem, który zorganizował spotkanie z gen. Ryszardem Parafianowiczem, ówczesnym rektorem Akademii Sztuki Wojskowej.
"Gazeta Wyborcza" twierdzi, że Misiewicz aktywnie działał, by Tadajewski uzyskał poparcie rektora. Przytacza treść SMS-ów ponaglających, które wysyłał do rektora uczelni. Nie za darmo. 30 sierpnia miał napisać mail o następującej treści: "Pozwoliłem sobie już puścić ci na maila fv. Odzywaj się jak będziesz już dostępny". Na koniec listopada i grudnia 2017 oraz stycznia 2018 roku wysłał kolejne fakturę. Każda z nich miała opiewać na 6 tys. zł, czytamy w "GW".
Misiewicz załatwia Tadajewskiemu również inne spotkania, m.in. z ważnymi osobami z NATO StratCom (NATO Strategic Communications Centre of Excellence).
Gazeta skontaktowała się z Tadajewskim, by ustalić, czy faktycznie płacił Misiewiczowi za pomoc w docieraniu do interesujących go osób. Odesłał dziennikarzy do swojego pełnomocnika Macieja Zaborowskiego. Ten miał odpisać, że jego mocodawca "jest osobą prywatną i nie wyraża zgody na opisywanie przez media jego życia prywatnego".
Zaprzeczył, by w 2019 roku w siedzibie spółki należącej do niego CBA przeprowadziło przeszukanie. Co innego twierdzi CBA. "Przeszukania w dwóch wrocławskich spółkach, o które Pan pytał, zostały przeprowadzone na polecenie Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu i jedynie prokuratura jako gospodarz postępowania przygotowawczego może ewentualnie udzielić Panu więcej informacji” – wiadomość o takiej treści została do dziennikarzy skierowana przez Wydział Komunikacji Społecznej Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
"Gazecie Wyborczej", OKO.Press i Fundacji Reporterów nie udało się natomiast potwierdzić, czy w śledztwie dotyczącym Misiewicza analizowany jest wątek powoływania się przez niego na wpływy i podjęcia się pośrednictwa w dotarciu do władz Akademii Sztuki Wojennej. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu odmówił udzielenia tej informacji "z uwagi na dobro toczącego się postępowania, a także mając na uwadze tajemnicę śledztwa".
Bartłomiej Misiewicz zapowiada pozwy
Kilka godzin po publikacji "GW" głos zabrał Bartłomiej Misiewicz. We wpisie na Twitterze zapewnił, że nigdy nie pośredniczył odpłatnie w nawiązywaniu kontaktów z wysokimi rangą wojskowymi.
Zapowiedział złożenie do Prokuratora Generalnego zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa polegającego na wynoszeniu przez kogoś, kto ma odstęp do akt, informacji o ustaleniach prokuratury.