Jak pisze czwartkowa "Rzeczpospolita", w historii tego patrolowca jak w soczewce widać słabości i niekonsekwencje polskiego wyścigu zbrojeń.
Jak pisaliśmy, "Ślązak" miał być wielozadaniową korwetą o dużej sile ognia. Marynarze dostaną tylko patrolowiec. Zamiast 1,2 mld zł mógłby kosztować 600 mln.
Głośne zapowiedzi i niewielkie rezultaty to - jak przypomina gazeta - w polskiej armii nic nowego. "Rz" zwraca uwagę, że wielkie plany modernizacji wojska pojawiają się nierzadko przed wyborami, ale niewiele mają wspólnego z realiami.
Worek z obietnicami rozwiązał się także przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi. Szef MON Mariusz Błaszczak zapowiedział program modernizacji, w ramach którego rząd chce wydać na ten cel 524 mld zł w ciągu 15 lat. Dotychczas nikt jeszcze nie obiecał aż tyle.
Tyle tylko że codzienność w armii każe obawiać się tego, jak zostaną wykorzystane te środki. - Mam wrażenie, że polski wyścig zbrojeń, który pochłania miliardy, coraz mniej trzyma się wojskowych planów i realnych procedur. To nie służy podnoszeniu zdolności bojowych Sił Zbrojnych. Górę bierze raczej potrzeba spełnienia wyborczych obietnic - mówi "Rz" były wiceminister obrony w rządzie PO-PSL Czesław Mroczek.
Przykłady? Po zerwaniu rozmów z Francją w sprawie zakupu Caracali nadal nie mamy śmigłowców uderzeniowych. Pilnie potrzeba też trzech okrętów podwodnych nowej generacji. Zamiast nich kupujemy jednostki niemal muzealne.
Podobnie jest z czołgami. Na modernizację czekają wartościowe Leopardy, tymczasem MON bierze się za unowocześnianie niemal nieprzydatnych na współczesnym polu walki rosyjskich T-72.
Nawet wokół planów zakupu kolejnych baterii rakiet Patriot na razie zapadła cisza.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl