Jak już informowaliśmy w money.pl, szef MON Mariusz Błaszczak w obecności premiera podpisał umowę na cztery nowe śmigłowce Black Hawk dla Wojsk Specjalnych.
Zgodnie z zapowiedzią mają zostać wyprodukowane w polskich Zakładach Lotniczych w Mielcu. A do żołnierzy mogą trafić już w grudniu tego roku. Niestety ciągle nie wiemy jak wyposażone maszyny kupujemy, a w przypadku sił specjalnych to niezwykle istotne.
Na konferencji prasowej dowiedzieliśmy się tylko, że kosztować mają tyle co te kupione wcześniej dla policji. Rzecz jednak w tym, że wtedy również nie poinformowano opinii publicznej, ile to kosztowało.
To już stale stosowana praktyka MON. Ministerstwo zakupów dokonuje na drodze postępowania prowadzonego w trybie przewidzianym dla zamówień o podstawowym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa. W związku z tym negocjacje prowadzone są w trybie całkowitej poufności i bez przetargu. Pierwszy raz skorzystano z tej metody jeszcze za czasów Macierewicza w MON.
Tanie, ale drogie
Udało nam się jednak nieoficjalnie dowiedzieć, że koszt jednego śmigłowca był bardzo podobny do ceny jaką zapłacili w Mielcu Turcy. Oni swoje Black Hawki kupili za 20 mln dol. za sztukę. Zatem niewykluczone, że podpisany właśnie kontrakt może być wart w sumie 80 mln dol. czyli około 303 mln zł.
Cena wskazuje na to, że będą dość skromnie wyposażone, by nie powiedzieć kompletnie "gołe".
- Śmigłowce dla sił specjalnych to jedna z droższych maszyn na rynku. Szczególnie jeśli mają być wyposażone tak, jak te używane przez amerykańskich "specjalsów". Wtedy cena powinna oscylować w przedziale 40-50 mln dol. za egzemplarz - mówi money.pl Michał Likowski, ekspert wojskowy i redaktor naczelny branżowego magazynu "Raport WTO".
Jak dodaje, w atmosferze kompletnego utajnienia tego zakupu pojawiają się wśród obserwatorów różne teorie, co ostatecznie kupujemy i do czego te maszyny będą. Możliwe nawet, że będą to np. śmigłowce szkolne…
- Jeżeli mają pochodzić z Mielca, to nie będą miały dodatkowego wyposażenia montowanego dla amerykańskich żołnierzy. W takiej sytuacji pozostanie nam dokupować je w USA w późniejszym okresie. To może wpłynąć na podwyższenie kosztów - mówi Likowski.
Zatem coś, co początkowo wygląda na tanie rozwiązanie, może być dużo droższe od zakupu kompletnych śmigłowców. Słowacy, kiedy kupowali swoje Black Hawki, w całości dostarczyli im je Amerykanie.
Głowacki zauważa również, że może pojawić się koncepcja dozbrajania tych maszyn rodzimym sprzętem. - Mamy dobre kodowane radiostacje, karabiny maszynowe i to koniec. To zdecydowanie za mało, a żołnierze służb specjalnych będą chcieli najlepszego sprzętu, którego nie mamy - przekonuje.
Dzielenie zakupów
Pytaliśmy o szczegóły zamówienia w PZL Mielec, ale do czasu opublikowania tego artykułu, nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi. Warto też wiedzieć, że cała tajna operacja zakupu śmigłowców skończy się, kiedy będziemy maszyny dozbrajać w USA. Amerykanie opublikują wszystko. Co kupujemy i za ile.
To jeszcze nie koniec. Jak dodaje ekspert, w tym przypadku podzielono zakup 8 planowanych helikopterów na dwóch dostawców. Trzeba pamiętać że ten producent nie ma w ofercie morskiego śmigłowca, który spełniałby nasze wymagania. Zatem kolejne 4 morskie - prawdopodobnie - kupimy gdzie indziej.
Tymczasem dla nikogo znającego realia zakupów na rynku zbrojeniowym nie jest tajemnicą, że to najdroższa z opcji. Posiadanie uzbrojenia pochodzącego od wielu dostawców oznacza wyższe koszty zakupów, przygotowania obsługi, szkoleń, modernizacji, remontów. Jeszcze droższe jest dozbrajanie "gołych" maszyn.
W tym kontekście zakup Caracali (50 sztuk red.) byłby sensowniejszy. Już byśmy je mieli, można byłoby wymieniać sprzęt, który za chwile po prostu będzie musiał trafić na złom. Tymczasem pozostałe zakupy dzielimy na części, odkładamy w czasie i może się okazać, że nie będzie czym latać - mówi Bartosz Głowacki.
Wstydliwa historia kupowania śmigłowców
O tym jak minister Macierewicz mamił wojskowych kolejnymi zapowiedziami dotyczącymi śmigłowców, pisaliśmy już w money.pl. Ich lista jest naprawdę imponująca. Żadna z obietnic nie została dotrzymana.
W całej sprawie interesujący jest jeszcze wątek wyboru samego dostawcy. Między wierszami z zapowiedzi MON można było odczytać, że niemalże pewny kontraktu może być PZL Świdnik z europejskiej grupy Leonardo. W Świdniku też podkreślano wieloletnie związki firmy z MON.
- Dla nas najważniejsza jest polska armia. Nie tylko jeżeli chodzi o sprzedaż nowych maszyn, ale także o utrzymanie sprawności wszystkich 160 śmigłowców naszej produkcji służących wojsku, które ciągle serwisujemy - zapewniał ówczesny wiceprezes Leonardo Krzysztof Krystowski.
W branży nikt nie chce z otwartą przyłbicą komentować wyboru Mielca w tym kontekście. Wszyscy nasi rozmówcy podkreślają jednak, że tak jak w każdym innym biznesie, przegrywający rywalizację mają prawo czuć się nabici w butelkę.
- Może Świdnik dostanie zamówienia na 4 śmigłowce dla marynarki i wszyscy producenci mający swoje fabryki w Polsce będą zadowoleni - ironizuje Bartosz Głowacki. Pytaliśmy w Świdniku o ich reakcję na ten zakup, ale do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Kupić Amerykanów
Dla drugiego z naszych rozmówców nie ulega żadnej wątpliwości polityczny charakter tej decyzji. Trudno nie zauważyć, że wszystkie nasze ostatnie, drogie zakupy cieszą Amerykanów (Patrioty, systemy Himmars do Homarów)
.
- PZL Mielec też należy do spółek amerykańskich, a co więcej, do Black Hawków importujemy zza Atlantyku najważniejsze i najdroższe komponenty, układy napędowe i awionikę - mówi Michał Likowski.
W jego ocenie trzeba też zwrócić uwagę na uwarunkowania ekonomiczne.
- Mamy do czynienia z udzieleniem swoistej pomocy państwa zakładowi, którego sytuacja zależała do tej pory wyłącznie od zamówień zagranicznych. Zmieniły to zamówienia policji i wojska, oba sygnowane przez ministra Mariusza Błaszczaka - dodaje ekspert.
Warto również zwróci uwagę na to, że najnowszy zakup MON nie przynosi żadnych korzyści naszej zbrojeniówce. Zakłady w Mielcu nie są polskie, pracują tam Polacy - to prawda, ale nie dochodzi tam do żadnego transferu nowoczesnych technologii dla przemysłu.
- Nie ma tu obszaru, w którym mogłoby w ogóle dojść do takiego transferu. Sikorsky (amerykański producent śmigłowców, część koncernu Lockheed Martin) w Mielcu robi tylko struktury metalowe dla swoich maszyn. Nadal więc rzeźbią tam w metalu. W Świdniku tymczasem pracują już na kompozytach - mówi Grzegorz Sobczak.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl