Na Twitterze szefa MON Mariusza Błaszczaka można przeczytać, że Polacy, a szczególnie wojskowi, mają nie lada powód do radości. Wszystko w związku z długo oczekiwanymi śmigłowcami dla sił zbrojnych.
"AW101 dla Marynarki Wojennej coraz bliżej! Pierwszy z czterech zakupionych śmigłowców wykonał swój testowy lot na terenie fabryki w Yeovil" - napisał Błaszczak.
Pod wpisem pojawiły się komentarze krytykujące zarówno liczbę zamówionych maszyn (np. "Jeden na wschód, drugi na zachód, trzeci na północ, czwarty na południe"), jak i pytania: "dlaczego te śmigłowce nie są produkowane w Polsce?".
Wprawdzie MON zawarł z koncernem Leonardo - w Polsce to zakłady "PZL-Świdnik" - umowę offsetową o wartości niemal 400 mln zł, która poprzedza umowę główną, ale związkowcy spodziewali się większego udziału polskiego przemysłu przy kontrakcie wartym 1,65 mld zł.
- Bylibyśmy bardziej zadowoleni, gdyby te produkcje udało się przenieść do Polski, ale to nie jest możliwe przy 4 sztukach. Jako związkowcy nie mamy też żadnej wiedzy o kontrakcie. Próbowaliśmy się dowiedzieć, ale odpowiedzi zarządu były tak lakoniczne, że nie zasługują na cytowanie - mówi Zbigniew Kwiatkowski, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Sierpień'80 PZL Świdnik SA.
Miały być bardziej polskie?
Więcej światła na umowę rzuca Mariusz Cielma, ekspert wojskowy i naczelny branżowego magazynu "Nowa Technika Wojskowa".
- Te 400 mln zł to, jak często się zdarza przy takich kontraktach, może być koszt wiedzy dotyczącej serwisowania tych maszyn w zakładach lotniczych w Łodzi. Nie można na to patrzeć jak na gotówkę w portfelu - mówi Cielma.
Jak dodaje, PZL Świdnik należący do Leonardo jest elementem w łańcuchu dostaw koncernu, ale przy zakupie 4 maszyn nie ma mowy o rodzimej linii produkcyjnej.
- Resort nawet nie zadeklarował, że to początek, pierwszy etap zamówień i potem kupimy jeszcze 40 takich maszyn. Dlatego powstają one w innych zakładach koncernu - mówi Mariusz Cielma.
Tymczasem w kwietniu 2019 r., kiedy podpisywano umowę, minister mówił: "Bardzo cieszę się również, że przed Świdnikiem stoją perspektywy rozwoju, a zamówienia związane z modernizacją Wojska Polskiego są kierowane do zakładów produkujących w Polsce".
Czołgi z półki
O tę zapowiedź i ostateczną realizację kontraktu zapytaliśmy MON, ale do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Z prośbą o komentarz zwróciliśmy się również do zakładów "PZL-Świdnik", tu również czekamy na odpowiedź.
- Plan modernizacji armii z 2013 r. zakładał, że wojsko dostanie sprzęt, a przemysł zamówienia w offsecie. Mieliśmy budować polskie zdolności wytwórcze, ale tego nie można zrobić, jeśli się nie produkuje lub montuje w Polsce - mówi money.pl komandor rezerwy i ekspert wojskowy Maksymilian Dura.
W jego ocenie, kolejnym, nawet bardziej znaczącym kontraktem jest zakup 250 amerykańskich czołgów M1A2 Abrams za ok. 23 mld zł.
- To jest kupowanie jak z półki w sklepie. Bez żadnych korzyści dla naszej zbrojeniówki, a ta kompletnie leży. Trudno nawet opisać, co się dzieje. Dla mnie to osobista katastrofa - dodaje Dura.
Decyzja o zakupie spotkała się z ostrą reakcją związków z branży zbrojeniowej. W liście do prezydenta Dudy nie kryją zawodu i piszą o związanej z zakupami stagnacji w polskim przemyśle obronnym.
"Stracona szansa"
- Jeśli już kupujemy za tak olbrzymie pieniądze, to liczyliśmy na jakiekolwiek korzyści. Poradzilibyśmy sobie z zamówienie dla wojska, udziałem w produkcji, ale nikt nas o zdanie nie pytał - mówi szef związku w ZM Bumar Łabędy Zdzisław Goliszewski.
Jak dodaje, dwa lata temu PGZ uruchomił prace badawcze nad produkcją polskiego czołgu. - To koniec Bumaru. Dla polskiej zbrojeniówki to tragiczna wiadomość. Zamiast budować własny potencjał, ponownie uzależniamy się od dostaw z zewnątrz, a historia pokazuje, że w potrzebie zostajemy sami - mówi Goliszewski.
O ewentualny offset przy tej umowie również pytaliśmy MON. I w tym przypadku czekamy na odpowiedź.
- To stracona szansa. Polski podatnik wyda na to ponad 20 mld zł, a nasz przemysł nic z tego nie dostanie. Tymczasem w Egipcie, który też kupił te czołgi, powstała linia montażowa tych maszyn. Ktoś powie, że to nic wielkiego, ale dzięki łączeniu części w całość uzyskujemy pewne kompetencje, które przydadzą się w serwisie i naprawach - przekonuje Mariusz Cielma.
Wojsko "zgubiło" czołg. Dachował i tak już został
Jego zdaniem polski przemysł mógł uczestniczyć w tym kontrakcie. Mamy producentów dobrych systemów łączności, okablowanie, karabiny maszynowe do pojazdów wojskowych produkują w Zakładach Mechanicznych z Tarnowa.
- To część grupy PGZ, a ich karabiny są montowane w Rosomakach i były przebadane do czołgów Leopard 2, proponowano je również do innych maszyn posiadanych przez naszą armię. Rozumiem, że ten wydatek jest wykonywany dla bezpieczeństwa, ale bezpieczeństwo to też silny przemysł - podsumowuje Mariusz Cielma.