Nie milkną echa po trwałym zawieszeniu kont Donalda Trumpa na Facebooku i Twitterze. "Problematyczną" nazwała tę kwestię kanclerz Niemiec Angela Merkel, a rosyjski opozycjonista Aleksiej Nawalny użył określenia "niedopuszczalna cenzura".
Głos w tej sprawie zabrał też we wtorek premier Mateusz Morawiecki, choć nie wspomniał wprost nazwiska Trumpa. "Co nie jest zabronione, jest dozwolone. Także w internecie. Nie ma, i nie może być, zgody na cenzurę. Ani państwową – taką jak kiedyś w PRL, ani prywatną, taką jaką próbuje się wprowadzać dziś" - stwierdził we wpisie na Facebooku.
"Wolność słowa jest solą demokracji - dlatego musimy jej bronić. O tym, które poglądy są słuszne, a które nie, nie mogą decydować za nas algorytmy czy właściciele korporacyjnych gigantów. Polska będzie zawsze stała na straży demokratycznych wartości, w tym wolności słowa. Właściciele portali społecznościowych nie mogą działać ponad prawem" - napisał polski premier.
I zapowiedział: "Dlatego zrobimy wszystko, by określić ramy funkcjonowania Facebooka, Twittera, Instagrama i innych podobnych platform. W Polsce regulujemy to odpowiednimi przepisami krajowymi. Zaproponujemy także, aby podobne przepisy zaczęły obowiązywać w całej Unii Europejskiej".
"Media społecznościowe muszą służyć nam - społeczeństwu, a nie interesom ich potężnych właścicieli. Wszyscy ludzie mają prawo do wolności słowa. Polska będzie tego prawa bronić" - zadeklarował.
W swoim wpisie Morawiecki stwierdził też, że "cenzurowanie wolnego słowa, domena totalitarnych i autorytarnych reżimów, powraca dziś w formie nowego, komercyjnego mechanizmu zwalczania tych, którzy myślą inaczej".
Podkreślił też rolę internetowych gigantów, którzy traktują aktywność ludzi w sieci "tylko jako źródło zysku i wzmacniania globalnej dominacji".
Przypomnijmy: po zamieszkach na Kapitolu konto prezydenta USA na trwałe zablokowały m.in. Twitter i Facebook. Twitter tłumaczył, że zawieszenie konta Donalda Trumpa było spowodowane ryzykiem dalszej przemocy po szturmie na Kapitol w środę. W ocenie spółki tweety Trumpa naruszały regulamin serwisu i podżegały do przemocy. Giełda zareagowała na tę decyzję mocną przeceną akcji Twittera.
Dodatkowo Amazon, Apple i Google wycofały się ze współpracy z amerykańskim serwisem społecznościowym Parler. Powodem rezygnacji są zarzuty o to, że serwis służy do nawoływania do aktów przemocy.