Polska gospodarka przeszła przez koronakryzys bez większych problemów. Załamanie było krótkotrwałe, a w tej chwili najważniejsze wskaźniki ekonomiczne pokazują, że wracamy na ścieżkę wzrostu sprzed pandemii. Bardzo dobrze wypadamy na tle większości europejskich krajów.
Rząd jednak nie ogranicza się do chwalenia sukcesami tylko do krajowego podwórka. Szykuje globalną akcję, która ma na celu zmianę złego wizerunku Polski na świecie. W najbliższym tygodniu w ponad 50 światowych mediach mają ukazać się teksty płatne o sile polskiej gospodarki w ramach najnowszej odsłony projektu "Opowiadamy Polskę światu".
Jednym z autorów tekstów jest premier Mateusz Morawiecki. Wiadomo, że będzie mówić o tym, że polski PKB już wrócił do poziomu sprzed pandemii i jesteśmy w czołówce państw OECD pod względem wzrostu wynagrodzeń.
- Jest naprawdę dobrze, ale warto sobie zadać pytanie, czy nie może być lepiej i dzięki czemu jesteśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy. Nasz polski sukces zawdzięczamy przede wszystkim obecności w Unii Europejskiej - podkreśla w rozmowie z Money.pl dr Błażej Podgórski, prodziekan Kolegium Finansów i Ekonomii Akademii Leona Koźmińskiego (ALK).
Wskazuje, że o tym już premier Morawiecki często nie wspomina. Dominuje bowiem narracja o sukcesie rządu, a UE stawiana jest przez obóz władzy głównie w negatywnym świetle.
- Gdybyśmy byli poza strukturami UE, gospodarka nie rozwijałaby się tak prężnie. Unia dorzuca do naszego budżetu ogromne pieniądze. W tym kontekście bardzo martwi blokowanie środków w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Do tego istotny jest dostęp do wspólnego rynku. Europejskie firmy mają u nas swoje montownie, zakłady produkcyjne, a to nam napędza koniunkturę - wskazuje dr Podgórski.
Problem cen, mieszkań i wynagrodzeń
W zagranicznych mediach nie pojawi się informacja o drożyźnie, która mocno doskwiera Polakom, bo bieżące zakupy obciążają domowe budżety w coraz większym stopniu. Ostatnie dane GUS pokazały, że ceny rosną w tempie prawie 6 proc., czyli najszybszym od 20 lat. A problem jest większy niż może się wydawać i prawdopodobnie ujawni się mocniej w przyszłości.
- Największa zmora naszej gospodarki, która dopiero się ujawni, to ilość pieniędzy, która została wydrukowana przez NBP w ramach walki z koronakryzysem. To jeszcze nie wpływa na inflację, bowiem w Polsce te środki są nadal w aktywach sektora bankowego. Jak zaczną wpływać do obiegu gospodarczego, to inflacja się nasili - ostrzega ekonomista ALK.
Rząd nie będzie się też chwalił sytuacją na rynku mieszkań w Polsce. Ceny lokali rosną w zawrotnym tempie. Na przestrzeni 15 lat Polska okazuje się krajem z największym wzrostem cen mieszkań w UE. M.in. dlatego, że w dużych miastach po prostu nie ma ich tyle, by zaspokoić całe zapotrzebowanie.
Ekspert HRE Investments Bartosz Turek w rozmowie z Money.pl ocenił, że dochodzenie do europejskiego standardu mieszkaniowego przy obecnym tempie zajmie nam co najmniej 10-20 lat. A jeśli weźmiemy pod uwagę powierzchnię mieszkań - nawet 30 lat.
Duża inflacja zjada ciężko wypracowane oszczędności Polaków, które - tak jak wskazuje premier Morawiecki - wynikają z szybko rosnących wynagrodzeń. Jednak to, że podwyżki płac są większe niż w innych krajach, wynika m.in. z faktu, że same zarobki są ciągle dużo niższe niż na Zachodzie.
Według danych Eurostatu, Polska, z wynagrodzeniami na poziomie 1/3 średniej państw ze strefy euro, znajduje się wśród krajów z najniższymi płacami. Jesteśmy też w drugiej połowie rankingu krajów UE pod względem płacy minimalnej.
PKB, dług i rating Polski
Premier chwali się, że Polska jest jednym z krajów, które najszybciej odrobiły straty z pandemii w PKB. Tu mamy podobny przypadek, jak z rosnącymi zarobkami. Statystyki się poprawiają i to w szybkim tempie, ale ciągle zamożność w naszym kraju (rozumiana jako PKB na mieszkańca) jest mniejsza niż średnia w UE. Większą wartość PKB na głowę mają m.in. takie kraje jak Litwa, Słowacja, Estonia, Czechy czy Słowenia.
Potężny jest za do dług publiczny w przeliczeniu na osobę. Od początku pandemii oficjalne zadłużenie Polski wzrosło o ponad 350 mld zł i na koniec pierwszego półrocza 2021 roku przekroczyło 1,4 bln zł. Na jednego Polaka wychodzi około 37 tys. złotych do spłaty.
A jest jeszcze drugi dług, ten nieoficjalny, o którym rząd w ogóle nie wspomina. Jest wypchnięty poza budżet do takich instytucji, jak Bank Gospodarstwa Krajowego, Polski Fundusz Rozwoju czy Krajowy Fundusz Drogowy. Aktualnie wynosi on 294,5 mld zł, w przyszłym roku wzrośnie do 347,4 mld zł, a w 2025 roku osiągnie on już wartość 409 mld zł - wynika z analizy dr. Sławomira Dudka, głównego ekonomisty FOR.
Kwestia zadłużenia i jego obsługi przez polskie państwo jest jednym z przewodnich tematów ocen ratingowych dokonywanych przez trzy największe światowe agencje: S&P, Moody's i Fitch. Nasz kraj ma obecnie ratingi "A2" i "A-". To szósty/siódmy wynik od góry na ponad dwadzieścia szczebli oceny.
To świadczy o dość dużej wiarygodności Polski w oczach inwestorów zagranicznych, ale bardzo daleko nam do najwyższej oceny - "AAA", którą mogą się pochwalić np. Dania, Niemcy, Holandia i Norwegia. A przed nami jest jeszcze cała masa innych krajów.
A ile projekt "Opowiadamy Polskę światu" będzie kosztować? Takiej informacji jego organizatorzy już nie podają.