W jej regionie szkoły znikają na potęgę. W 2019 r. do Podlaskiego Kuratorium Oświaty wpłynęło 27 wniosków w sprawie zmian w działalności placówek edukacyjnych - czyli po prostu likwidacji lub przekształcenia w filię innej szkoły. Podstawówki, licea, technika, nawet bursa szkolna. Powód przeważnie ten sam: zbyt mała liczba uczniów i wysokie koszty utrzymania.
Kuratorium odrzuciło pięć wniosków. Zadecydowały o tym m.in. optymistyczne prognozy demograficzne i to, że placówki mają dobrą bazę dydaktyczną. Czyli jest światełko w tunelu dla małych szkół.
Warszawski problem obcy w Polsce powiatowej
- Ludzie, oświata to nie tylko stolica z przepełnionymi szkołami z powodu podwójnego rocznika. Na prowincji brak uczniów. Szkoły walczą o nich zaciekle. Podobnie jest z etatami – brak (…). Pracuję w szkole od 27 lat. Może więcej osób z mniejszych miast, miasteczek i wsi się wypowie? Zobaczymy, jak to faktycznie wygląda – napisał nauczyciel z Dolnego Śląska.
Z odpowiedzi wyłania się obraz nauczyciela "dorabiającego". Nauczyciel z Małopolski pisze, że ma propozycje pracy po cztery czy pięć godzin tygodniowo. Żeby uzbierać pensum, trzeba jeździć po co najmniej trzech szkołach. Pani Małgorzata z województwa śląskiego zaakceptowała sytuację i łączy pracę w dwóch szkołach. I uważa się za szczęściarę.
- Drzwi u dyrekcji podobno się nie zamykają, bo ludzie szukają pracy. W szkołach ponadgimnazjalnych nauczyciele tylko zacierają ręce na podwójny rocznik, bo będą mieć więcej pracy. Ofert pracy w związku z podwójnym rocznikiem brak – pisze na Facebooku.
Problemy dotyczą nie tylko małych ośrodków.
- Od 9 lat szukam w Lublinie pracy na stałe jako polonista. Dotąd pracowałam albo na zastępstwo, albo w szkołach prywatnych, gdzie za najniższą krajową miałam około 25 godzin przy tablicy. Praca w państwowej szkole na własnym etacie to jak dotąd niespełnione marzenie – opowiada pani Katarzyna.
Jeszcze inni komentujący zdają się mówić – nie pękajcie, w naszych miejscowościach łączenie etatów to luksus. Bo pracy dla nauczycieli zwyczajnie nie ma.
Daleko od metropolii podwójny rocznik to zbawienie
Kilkoro komentujących zwróciło uwagę, że podwójny rocznik, który jest zmorą dla szkół w dużych miastach, dla szkół średnich w mniejszych miastach jest wybawieniem – albo co najmniej odroczeniem likwidacji placówek.
Pani Ewa zauważa, że jej rodzinna Stalowa Wola na Podkarpaciu od lat się wyludnia, a co za tym idzie – następuje redukcja etatów nauczycielskich.
- Jak zaczynałam pracę w mojej szkole 10 lat temu, mieliśmy prawie dwa razy więcej uczniów niż obecnie. Ten podwójny rocznik uratował w szkołach średnich wiele etatów i rzeczywiście od jakiegoś czasu mówiono o likwidacji jednej ze szkół średnich, bo co roku mniej uczniów w powiecie. Nie ma u mnie problemu z podwójnym rocznikiem. Spokojnie jeszcze szkoły przyjęłyby więcej, dużo więcej. Pracy dla nauczycieli też nie ma, może dla zawodowców, reszta obija się od drzwi. Tak wygląda prowincja – pisze nauczycielka.
- Potwierdzam, u nas na Podkarpaciu brakowało godzin dla nauczycieli - dodatkowy rocznik stał się zbawieniem. Wszyscy zadowoleni. Szkoły jakoś to pomieściły, wiec opowiadanie o tym, jak jest złe to opowiadanie jedynie połowy prawdy – zauważa inna nauczycielka z regionu.
Nauczyciele na trzy godziny
Pani Barbara z leżącego nieopodal Szczecina Gryfina rozmawia ze mną w przerwie między obsługiwaniem klientów. Z wykształcenia jest biologiem, więc bez większego trudu zdobyła uprawnienia technika farmacji.
- Od 10 lat pracuje po 12 godzin dziennie. Po szkole biegnę do apteki – mówi.
Chciałaby utrzymywać się z nauczycielskiej pensji, ale od kilku lat balansuje na granicy pełnego etatu. Choć od 35 lat pracuje w dużym zespole szkół ogólnokształcących, to w zeszłym roku miała tylko 11 godzin biologii. W szkole są dwie nauczycielki tego przedmiotu, więc każda musiała zdobyć uprawnienia do nauczania jeszcze czegoś innego. Ona naucza wychowania do życia w rodzinie, koleżanka – wiedzy o kulturze. Połączenie egzotyczne, ale akurat taka była potrzeba, a nauczyciel WOK też nie wypełni tym przedmiotem pensum. Trzeba łączyć.
W tym roku o godziny będzie jeszcze trudniej, bo zniknęły klasy gimnazjalne. Szkoła uruchomi maksymalnie siedem klas pierwszych.
- Biologia jest tylko w pierwszej klasie. W starszych klasach zwiększona liczba zajęć będzie tylko w klasie z rozszerzeniem, ale to i tak dzieli się na nas dwie.
Szkoły położone w powiatach sąsiadujących z dużymi miastami przegrywają nie tylko z demografią, ale też chęcią młodzieży do jak najszybszego wyrwania się z domu.
Czy w tej sytuacji nie obawia się całkowitej likwidacji etatu? Nie, raczej ograniczania go do jakichś śmiesznych ułamków, na przykład 5/18 etatu.
- Nasz geograf łączy etaty w trzech szkołach. Praca nauczyciela jest specyficzna: w każdej szkole są inne zwyczaje, atmosfera. Relacje z dziećmi i innymi nauczycielami buduje się latami, tego się nie osiągnie biegając do różnych szkół – mówi z żalem.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl