Bony turystyczne o wartości 1000 zł mają przysługiwać pracownikom, zarabiającym mniej niż 5,2 tys. zł brutto miesięcznie. Pieniądze będzie można wydać tylko na wakacje w Polsce. Bon będzie miał postać tzw. karty przedpłaconej. Informowaliśmy o tym w ostatnich dniach w money.pl.
Państwo zapłaci 900 zł, czyli 90 proc. kwoty, a resztę dopłaci pracodawca. Program będzie wieloletni. W każdym kolejnym roku udział państwa w bonie będzie malał, a wzrastały dopłaty pracodawców. Firmy będą mogły odpisać wydatek od kosztów prowadzonej działalności. Z kolei dla pracowników, jak podał w środę wiceminister rozwoju Andrzej Gut-Mostowy, bon będzie nieopodatkowany.
To oznacza 1000 zł do wydania na wakacje. Postanowiliśmy sprawdzić, czy to dużo. I okazuje się, że nadmorskich kurortów raczej za te pieniądze nie podbijemy.
Jeśli wybierzemy się z całą rodziną, to 1000 zł rozejdzie się już po kilku dniach. Wystarczy, że przez 5 dni będziemy jeść w smażalni świeżą rybę z frytkami, a po południu wyskoczymy na gofra. Od czasu do czasu dzieci namówią jeszcze rodziców na lody kręcone.
Przy tradycyjnym modelu dwojga rodziców i dwójki dzieci taki dzień oznacza wydatek 200-250 złotych. Zestaw obiadowy to przynajmniej 35 zł za osobę. Do tego 15 zł trzeba zapłacić za gofra i 5-10 zł zostawić w lodziarni.
Mijają 4-5 dni i o tysiącu złotych możemy zapomnieć. A gdzie tu zakwaterowanie i dojazd?
No właśnie. Nawet jeśli założymy, że nad Bałtykiem gotujemy sami, to przecież jakoś na wybrzeże trzeba dotrzeć. Najszybciej i najwygodniej samochodem.
Dojazd z centralnej Polski to przynajmniej 350-400 km w jedną stronę. Czyli lekko licząc 70-80 litrów spalonego paliwa w dwie strony. Przy obecnych cenach oznacza to mniej więcej 300-350 złotych do wydania na stacjach benzynowych. Gdy jedziemy ze Śląska lub Małopolski - robi się 400-450 złotych.
Zakwaterowanie? Średniej jakości pokój dwuosobowy w szczycie sezonu to wydatek mniej więcej 150-200 złotych za noc. Oczywiście w jakimś w miarę popularnym kurorcie. Trzy noce i tysiąca nie ma.
To może zamiast upierać się na wyjazd nad morze, lepiej wybrać agroturystykę w górach? Sprawdziliśmy średnie ceny w Bieszczadach, na przykład w Ustrzykach Dolnych. Bez wyżywienia, sam nocleg. Koszt? Dla czteroosobowej rodziny to około 200 zł za noc. 1000+ wystarczy więc na 5 dni odpoczynku. Oczywiście nie wliczamy dojazdu czy wyżywienia.
Wielu Polaków na pewno zdecyduje się w tym roku zostać w domu. Ale i tutaj trzeba coś robić, szczególnie gdy ma się dzieci. Weźmy na przykład rodzinny wypad do ZOO na kilka godzin. Pod warunkiem, że ich działalność zostanie już wznowiona. Wybieramy jeden z najpopularniejszych i najlepszych ogrodów w Polsce - ten wrocławski.
Bilet rodzinny jest tańszy niż pojedyncze wejścia, ale przysługuje dopiero rodzinom 2+3. Zatem cena wyjścia dużej rodziny do ZOO to 170 zł. Sześć takich wyjść i 1020 złotych wypływa z kieszeni. Można ratować się całorocznym karnetem - wtedy cena spadnie do 480 złotych za całą rodzinę 2+3. Nasza przykładowa rodzina 2+2 musiałaby kupić dwa bilety normalne i dwa dla dzieci - razem 200 zł.
A może wypoczynek zorganizowany? Władze zapowiadają, że kolonie i obozy dla dzieci i młodzieży w te wakacje nie są wykluczone. Za wyjazd pociechy na 10 dni nad polskie morze trzeba zapłacić średnio około 2000 zł. To cena z wyżywieniem i opieką osoby dorosłej, zależna oczywiście od konkretnej oferty i miejsca wyjazdu.
Łatwo więc policzyć, że 1000+ wystarczy raptem na połowę takiego wyjazdu.
Wszystkie powyższe obliczenia zakładają, że bon turystyczny przysługuje jednemu z rodziców. W przypadku, gdy warunki spełniają oboje, szacunki należy podwoić. Oznacza to więc 10 obiadów nad morzem, 8 dni z dojazdem, 10 noclegów w Bieszczadach czy pełny, 10-dniowy obóz dla dziecka.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl