W poniedziałek rano media obiegła informacja o dużej grupie migrantów, którzy planują przekroczyć granicę z Białorusi do Polski. Resort obrony narodowej poinformował, że służbom MSWiA i żołnierzom udało się zatrzymać pierwszą masową próbę sforsowania granicy. Obecnie migranci rozbili obóz w rejonie Kuźnicy i z godziny na godzinę jest ich coraz więcej, nawet 4 tys., jak informuje Straż Graniczna. Pilnują ich teraz służby białoruskie.
Sytuacja staje się jednak coraz bardziej napięta. Eskalacja kryzysu migracyjnego zmusiła nasze władze do zamknięcia przejścia granicznego w Kuźnicy. Pytanie brzmi, co dalej?
Opcja atomowa na reżim Łukaszenki
Eksperci podkreślają, że polski rząd, aby wywierać nacisk na reżim w Mińsku, może zamknąć granicę między Polską a Białorusią. To wiązałoby się z ustaniem handlu między dwoma krajami oraz zakazem przepływu ludności. Jednak to tego pomysłu należałoby podejść z największą ostrożnością.
- Łukaszenka jest samcem alfa i rozumie przede wszystkim argumenty siły. Łatwo się ze swoich decyzji nie wycofa i nadal będzie eskalować kryzys na granicy, co zmusza stronę polską do ostrych działań, jak np. zamknięcie przejścia granicznego w Kuźnicy - mówi w rozmowie z money.pl Kamil Kłysiński, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, specjalizujący się w polityce Białorusi, Ukrainy i Mołdawii.
Według niego rozwiązanie zamknięcia tranzytu na całej długości wschodniej granicy między Polską a Białorusią jest niezwykle skomplikowane i wiązałoby się pokonaniem niejednej przeszkody.
- Dla kogo dokładnie miałaby ona zostać zamknięta, które produkty, z jakich krajów mogłyby przez nią przejechać, a które nie? - zastanawia się Kłysiński.
- Chciałbym z całą stanowczością podkreślić, że takie decyzje mogłyby być podjęte tylko na poziomie UE. Wraz z partnerami ze Wspólnoty należałoby określić, czy dajemy reżimowi w Mińsku krótki sygnał ostrzegawczy i zamykamy granicę na konkretny okres, czy taka sytuacja miałaby się przedłużać, wpływając na konkretne obszary gospodarcze, co wiązałoby się z kosztami również po stronie UE - przestrzega.
Gospodarka Białorusi oparta na eksporcie
Taki pokaz siły mógłby dać krótkotrwały efekt. Choć gospodarka Białorusi ostatnio całkiem nieźle sobie radziła, wciąż jest dziesięciokrotnie mniejsza niż polska (60 mld dol. PKB wobec blisko 600 mld dol. PKB Polski; dane Banku Światowego).
W ciągu pierwszych trzech kwartałów Białoruś odnotowała wzrost PKB na poziomie 2,7 proc. To więcej, niż wynosiły wiosenne prognozy władz i międzynarodowych instytucji finansowych. Tak pozytywny wynik gospodarka osiągnęła mimo wprowadzonych w czerwcu sankcji sektorowych UE, wdrażanych równolegle restrykcji USA i strukturalnych problemów niewydolnego modelu nakazowo-rozdzielczego. Jest to z jednej strony efekt tzw. niskiej bazy, kiedy to w pierwszej połowie 2020 pandemia z całą siłą uderzyła w Mińsk.
Z drugiej, głównym źródłem wzrostu gospodarki w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy był eksport, który wzrósł do 28 mld dolarów, czyli o 36 proc. w stosunku do analogicznego okresu w 2020 r. W przypadku Rosji (czyli głównego partnera handlowego Białorusi), na którą przypada ponad połowa obrotów handlowych, poprawa nie pozwoliła na przełamanie notowanego od lat ujemnego salda. Wyniosło ono ok. 5 mld dolarów, co wynikało m.in. ze zwiększenia w I półroczu importu ropy naftowej w stosunku do mocno zredukowanego (w wyniku rosyjsko-białoruskich sporów o kształt dalszej integracji) poziomu z pierwszych miesięcy 2020 r.
- Korzystniejsza okazała się wymiana handlowa z UE – eksport do niej wzrósł o 96 proc., co pozwoliło zanotować dodatni bilans w wysokości 2,2 mld dolarów, o blisko 3 mld dolarów wyższy niż w 2020 r. W rezultacie łącznie ujemne saldo handlu zagranicznego w pierwszych trzech kwartałach br. wyniosło 1,5 mld dolarów i było o 900 mln dolarów niższe niż w analogicznym okresie ubiegłego roku - wylicza ekspert OSW.
Polska z Białorusią handluje przede wszystkim maszynami i liniami technologicznymi, produktami chemicznymi czy żywnościowymi. Nie jest jednak naszym głównym partnerem handlowym. Znajduje się w drugiej dwudziestce krajów pod względem obrotu, co nie jest wcale złym wynikiem.
Zablokowanie handlu? Nie tędy droga
- Blokowanie granicy to ostateczność, która byłaby dla nas dużym problemem - mówi nam z kolei Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej. Jego zdaniem to karałoby przedsiębiorstwa, nie wpływając zasadniczo na rozwiązanie konfliktu.
Ekspert zwraca uwagę na inną rzecz. - Co jako państwo polskie zrobiliśmy przez 30 lat, wiedząc, że za wschodnią granicą mamy autorytarny reżim i pełzające ryzyko polityczne? Czy przyszykowaliśmy się w jakikolwiek sposób, aby móc na nich gospodarczo naciskać? - pyta retorycznie.
- Można było np. naciskać za pomocą rezerw walutowych, czy obligacji, jak w przypadku Chin i USA. Ale my ich nie skupowaliśmy. Można było podpisać umowy na dostawy prądu z jedną z tamtejszych elektrowni, a obecnie zaprzestać skupowania energii, co wiązałoby się po stronie białoruskiej z pewnymi problemami - wymienia ekonomista.
Podsumowując, w jego opinii Polska nie zabezpieczyła się w żaden sposób na wypadek tego typu eskalacji konfliktu.
Pchniemy Białoruś w stronę Putina lub Chin?
Ale to nie koniec. Zablokowanie granic i ustanie handlu miałoby jeszcze jeden wymiar - gospodarczy zahaczający o geopolitykę.
- To pchnięcie Łukaszenki w ramiona Turcji lub Chin, które zacierają ręce, obserwując co się dzieje w naszej części świata - wyjaśnia w rozmowie z nami Kazimierz Zdunowski, prezes Polsko-Białoruskiej Izby Handlowo-Przemysłowej.
Wskazuje on, że już teraz obserwujemy trendy w handlu z Mińskiem wypychania polskich firm z tego rynku przez przedsiębiorców znad Bosforu. Opcja atomowa, jaką ma rząd PiS, tylko by ten problem pogłębiła.
Białoruś bliżej Rosji
Cała sprawa ma jeszcze jeden aspekt. Przypomnijmy, że 4 listopada tego roku na posiedzeniu Rady Najwyższej Państwa Związkowego Białorusi i Rosji (PZ) podpisano dokument "o głównych kierunkach realizacji postanowień traktatu o Ustanowieniu PZ na lata 2021–2023", który zawiera 28 programów integracyjnych, a także przyjęto doktrynę wojenną PZ.
Zdaniem Anny Marii Dyner z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych świadczy to o pogłębiającej się politycznej i gospodarczej zależności Białorusi od Rosji oraz przypieczętowuje rosyjską kontrolę wojskową nad tym państwem, co będzie niekorzystnie oddziaływało na środowisko bezpieczeństwa w regionie.
- Podpisanie pakietu dokumentów integracyjnych oznacza dalszy wzrost rosyjskich zdolności do wpływania na politykę wewnętrzną i zagraniczną Białorusi. Biorąc pod uwagę różnice potencjałów gospodarek obu państw, należy oczekiwać, że to Białoruś będzie zmuszona do przyjmowania rosyjskich rozwiązań prawnych, które ograniczą samodzielność prowadzenia polityki makroekonomicznej przez białoruski rząd. Może to oznaczać utrudnienia w handlu Polski z Białorusią - przekonuje ekspertka PISM.
Rząd Mateusza Morawieckiego musi więc rozważyć wszystkie za i przeciw, ale na pewno nie w pojedynkę, a już na forum unijnym, na którym od sześciu lat toczymy polityczną batalię, wykorzystywaną przede wszystkim na użytek wewnętrzny, co wcale nie polepsza naszej pozycji.