Jak dowiedział się money.pl, Unia Europejska widzi, co dzieje się z cenami paliw w Polsce. - Przyglądamy się. Możemy rozpocząć postępowanie w tej sprawie. Komisja jest zobowiązana do ochrony konkurencji wewnątrz jednolitego rynku UE - słyszymy ze źródeł zbliżonych do Komisji Europejskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Orlen i problemy z Unią Europejską. Koncern odpowiada
Poprosiliśmy koncern, któremu przewodzi Daniel Obajtek, aby odniósł się do możliwych problemów z Komisją Europejską. Orlen zapewnia, że "w swoich decyzjach i działaniach zawsze kieruje się obowiązującymi regulacjami prawnymi, a także dbałością o interes klientów i stabilność rynku paliw".
Zapewniamy, że spółka działa transparentnie, dlatego zawsze współpracowaliśmy ze wszystkimi organami w ramach ich kompetencji. Trudno jednak odnosić się do spekulacji medialnych, których nie możemy w żaden sposób potwierdzić i które mogą wprowadzać w błąd opinię publiczną - czytamy w przesłanym do redakcji oświadczeniu.
Orlen jednocześnie podkreśla, że "polityka koncernu na rynku paliw zakłada stabilizację cen oraz zabezpieczenie dostaw paliwa dla odbiorców – zarówno w hurcie, jak i detalu".
Kłopot na rynku paliwowym
Z takim postawieniem sprawy nie do końca zgadza się jednak Unimot, firma notowana na giełdzie, która kilka miesięcy temu w związku fuzją Orlenu i Lotosu kupiła od tego pierwszego obszar logistyki paliw i asfaltu, skupionych w spółce Lotos Terminale.
- Mamy obecnie do czynienia z niejako dwoma rynkami paliw – światowym i krajowym. Ceny na światowym rynku rosną, ponadto osłabia się pozycja złotego w stosunku do dolara, co w sposób naturalny powinno przekładać się na wzrosty cen paliw na krajowych rynkach, w tym rynku polskim. Tymczasem gorący kalendarz wyborczy sprawia, że skłonność do podnoszenia cen na polskim rynku, zgodnie z parytetem importowym, czyli różnicą między ceną produktu na krajowym rynku hurtowym a kosztem sprowadzenia go z zagranicy, jest niewielka - mówi nam Adam Sikorski, prezes zarządu Unimot.
Według niego bardzo duża ostatnio różnica w cenach oleju napędowego w Polsce i na rynkach światowych powoduje, że import tego paliwa do kraju z zagranicy przestał się opłacać, a na dłuższą metę nie da się w taki sposób prowadzić działalności.
- Gdyby parytet importowy był zachowany (a należy pamiętać, że Polska musi importować około 1/3 paliw), ceny w hurcie, i tym samym na stacjach paliw, powinny być wyższe - podsumowuje Sikorski.
Sztuczne obniżanie cen w hurcie i detalu już doprowadziło do rozstrojenia rynku. Na części stacji Shell w kraju można zatankować maksymalnie 100 l oleju napędowego. "Wynika to z braków magazynowych" - usłyszeliśmy w jednym z punktów we Wrocławiu. Ograniczenia mają potrwać do odwołania. Zaburzenia w konkurencji widać jak na dłoni również w przygranicznych stacjach. Money.pl informowało jako pierwsze o przyjazdach Czechów, którzy tankują znacznie tańsze polskie paliwo do baków.
"W ostatnich dniach obserwujemy nieco ograniczoną dostępność paliwa w związku z dużym popytem krajowym, a zwłaszcza po stronie klientów biznesowych tankujących olej napędowy. Aktualnie jednak widzimy, że sytuacja z dostępnością paliw poprawia się, i dziś zdjęliśmy tymczasowe ograniczenia limitu tankowania diesla, które obowiązywały w niewielkiej części naszych stacji przez ostatnie dwa dni" - czytamy w oświadczeniu biura prasowego Shell Polska.
Możliwa gigantyczna kara dla Orlenu
Problem więc jest i - jak udało nam się dowiedzieć - bacznie przygląda się mu Komisja Europejska. Co więcej, posiada ona instrumenty, aby zobowiązać państwa członkowskie, bądź konkretne firmy, do przestrzegania zasad konkurencji.
- W UE obowiązują ścisłe przepisy dotyczące ochrony wolnej konkurencji i zgodnie z nimi niektóre praktyki są zakazane. Jeśli przedsiębiorstwa naruszą unijne reguły, mogą one zostać ukarane grzywną w wysokości sięgającej nawet 10 proc. swoich rocznych światowych obrotów - mówi w rozmowie z money.pl Kinga Grafa, zastępczyni dyrektora generalnego ds. europejskich Konfederacji Lewiatan.
Jak wysoka mogłaby być to kara? - Biorąc pod uwagę, że ubiegłoroczne przychody jednostkowe wyniosły 205 mld zł, potencjalna kara mogłaby sięgnąć nawet 20,5 mld zł - mówi w rozmowie z money.pl Dawid Czopek, zarządzający Polaris FIZ i ekspert rynku paliw.
Ale to nie wszystko. Kinga Grafa przekonuje także, że Komisji Europejskiej powierzono szereg ważnych uprawnień kontrolnych i decyzyjnych, takich jak przeprowadzanie kontroli przedsiębiorstw czy nakładanie kar pieniężnych na przedsiębiorstwa, które nie przestrzegają unijnych reguł konkurencji.
- W przypadku podejrzeń o łamanie reguł wolnej konkurencji KE może wszcząć dochodzenie mające na celu sprawdzenie, czy dane praktyki naruszają zasady konkurencji. Jeżeli KE stwierdzi naruszenie, może ona nakazać zaprzestanie wszelkich praktyk ograniczających konkurencję lub nałożyć karę pieniężną - tłumaczy nam ekspertka.
Daniel Obajtek może mieć problem
O tym, że Daniel Obajtek może mieć problem w związku z nierynkowym działaniem Orlenu, mówił w poniedziałkowym wywiadzie dla money.pl Paweł Olechnowicz, były prezes Lotosu.
- Z tego, co wiem, to unijne urzędy odpowiadające za pilnowanie konkurencyjności rynku już przyglądają się temu, co dzieje się w Polsce pod kątem nieprawidłowości na rynku paliw i wykorzystaniu tej sytuacji do celów politycznych. Podejrzewam, że niebawem Unia Europejska może uruchomić działania kontrolne w tym zakresie. A tam są fachowcy, których trudno zbyć sloganami - wyjaśniał.
- Kara finansowa dla firmy, prezesa i zarządu powinna być ogromna, bo to jest działalność na szkodę spółki - grzmiał Olechnowicz.
Tego samego zdania jest Janusz Steinhoff, były minister gospodarki, obecnie ekspert BCC. - Za działania Orlenu przyjdzie nam zapłacić wysoką cenę - ostrzega.
- Ceny paliw wzrosną najprawdopodobniej po wyborach i to wzrosną bardziej, niż mogłyby, gdyby Orlen nie działał w takt politycznych oczekiwań partii władzy. Jestem przekonany, że jeśli chodzi o rynek gazu, paliw czy energii w Polsce, cofnęliśmy się do okresu PRL-u. Mamy obecnie do czynienia z monopolistycznymi układami firm państwowych, które są ręcznie sterowane z centrali politycznej na Nowogrodzkiej - dodaje.
Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl