Płace w Polsce w grudniu 2021 r. pobiły na głowę oczekiwania rynku. Wzrosły aż o 11,2 do ponad 6,6 tys. zł brutto, co oznacza, że realnie (z uwzględnieniem inflacji: 8,6 proc.) rosły w ostatnim miesiącu roku o 2,6 proc. Wynik był podbijany m.in. wypłatą premii rocznych. Zdaniem ekonomistów podobne wartości mamy widzieć przez cały 2022 r.
Wynagrodzenia w 2022 r. a spirala cenowo-płacowa
W komentarzu GUS wskazał jako przyczyny tak solidnego odczytu m.in. na wypłaty odpraw emerytalnych, a także wynagrodzeń za pracę w godzinach nadliczbowych. Ten ostatni element może odzwierciedlać trudności pracodawców w zapełnianiu wakatów oraz wydłużane godziny pracy w reakcji na zwiększone przez pandemię nieobecności pracowników.
Specjaliści rynku pracy są jednak pełni obaw. - To spore zagrożenie dla polskiej gospodarki - mówił w programie "Money. To się liczy" Andrzej Kubisiak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Co go tak zaniepokoiło? Chodzi o tzw. efekty drugiej rundy, czyli spiralę płacowo-cenową. Jak opisywaliśmy, jest to sytuacja, w której z przyczyn zewnętrznych - obecnie rosnących kosztów surowców i energii - firmy, by utrzymać rentowność, muszą albo ciąć koszty albo przerzucać je na klientów, ale przy jednoczesnym braku pracowników.
Wtedy firma nie może obniżyć płac, a jedynym rozwiązaniem jest przerzucenie tych kosztów na nas - konsumentów. Wówczas, widząc rosnące ceny, po jakimś czasie sami zaczynamy upominać się o jeszcze większe podwyżki, koszty znowu rosną, więc firmy ponownie przerzucają je na konsumentów - i od nowa. Nakręca się tzw. spirala płacowo-cenowa. To błędne koło, z którego bardzo trudno się wydostać i które rodzi niepokój wśród obserwatorów rynku.
– Jesteśmy jednym z tych rynków, które są narażone na powstanie spirali cenowo-płacowej. Przy wysokiej inflacji racjonalnym zachowaniem wśród pracowników, szczególnie przy wysokim popycie na pracę, jest presja płacowa, oczekiwanie podwyżek i szukanie lepszych możliwości na rynku – przekonywał.
Jego zdaniem 2022 r. będzie czasem wielkiej rotacji pracowniczej, bo podwyższona inflacja będzie tworzyła presję na to, żeby pracownicy poprawiali swoją sytuację dochodową. - Kluczowym wyzwaniem dla pracodawców będzie utrzymanie załogi - dodawał.
Nakręca się czy nie?
Podobnego zdania jest Kamil Łuczkowski z Banku Pekao. Według niego presję płacową podbija kontynuacja ożywienia gospodarczego przy stopniowo wyczerpującym się rezerwuarze pracowników.
- Rynek pracy jest naprawdę rozgrzany. Równocześnie przy obecnie mocno podwyższonej inflacji bardzo rośnie ryzyko rozkręcenia się na dobre spirali płacowo-cenowej. Dynamika płac realnych pozostaje na poziomie ok. 2 proc. rok do roku. Na dynamice płac mogła też zaważyć wcześniejsza wypłata premii dla pracowników, dla których efektywnie wzrosną podatki przez wprowadzony od nowego roku Polski Ład. To też czynnik, który będzie zwiększał zmienność prognoz dynamiki płac w najbliższym czasie - przewiduje.
Efektów drugiej rundy nie ma
Nieco innego zdania jest prof. Joanna Tyrowicz, ekonomistka z Uniwersytetu Warszawskiego i ośrodka Grape, kandydatka do Rady Polityki Pieniężnej z ramienia Senatu. Na spotkaniu z dziennikarzami na pytanie money.pl o spiralę odpowiedziała, że "na pewno należy się jej obawiać", ale na razie nie ma danych potwierdzających występowanie tego typu niebezpiecznych mechanizmów.
- Efekty drugiej rundy to zjawisko, gdy pracownicy, obserwując rosnące koszty życia, wnioskują o podwyżki niewspółmierne do wzrostu własnej wydajności. Gdyby to naprawdę zachodziło, sprzyjałoby dalszemu wzrostowi inflacji. Ale jestem sceptyczna, bo na razie nie ma podstaw, by wierzyć, że to zjawisko wystąpiło - przekonuje specjalistka rynku pracy.
Jak wylicza, PKB rośnie dość szybko. Podobnie jest z produkcją sprzedaną. - Inna sprawa, że na efekty drugiej rundy pewien wpływ będzie miał Polski Ład - w sposób, który niekoniecznie ma związek z wydajnością pracowników, a za to duży związek z ich pozycją negocjacyjną. Część pracowników, obawiając się spadku wynagrodzeń netto, może być w stanie wynegocjować podwyżki przekraczające wzrost ich wydajności. Ironizując: pogłębienie rozpiętości płac na skutek programu, którego celem było zwiększenie spójności społecznej, to naprawdę rzadka sztuka w polityce gospodarczej - przyznaje prof. Tyrowicz.
Ekspertka przywołuje również badania z czasów, gdy była jeszcze analityczką Narodowego Banku Polskiego:
Gdy jeszcze pracowałam w NBP, przedstawiliśmy analizy dotyczące podwyżek w Polsce. O ile w latach 90., gdy inflacja była jeszcze dość wysoka, doświadczaliśmy ich relatywnie często, o tyle przez ostatnie 20 lat - w warunkach relatywnie niskiej inflacji - częstotliwość podwyżek zasadniczo spadła. O ile mnie pamięć nie myli, przeciętny Polak dostawał podwyżkę raz na jakieś 2,5 roku, przy tym za 80 proc. wzrostu płac odpowiadały firmy zagraniczne, które stanowią 10 proc. przedsiębiorstw w kraju i które odpowiadają za 20 proc. zatrudnienia.
Prof. Tyrowicz wyjaśnia też, że - w przeciwieństwie do firm zagranicznych - firmy krajowe najczęściej nie mają polityki wynagrodzeń. Dlatego zwiększają płace ad hoc, często "wszystkie" naraz, gdy w przestrzeni publicznej pojawia się taki temat. Ekspertka zwraca również uwagę na problem związany z odpowiednim dopasowaniem danych do polityki monetarnej NBP.
- Ten rodzaj dysfunkcji na rynku pracy nie ułatwia prowadzenia polityki pieniężnej. Nie tylko dlatego, że trudno go przewidzieć, ale też dlatego, że mamy bardzo słabe źródła wiedzy na temat podwyżek na bieżąco, więc trudno go zobaczyć wtedy, kiedy wystąpił - kończy kandydatka do RPP.