- Nie chcę spekulować, ale widziałem już prognozy, że dziennie może być nawet 140 tys. nowych zakażeń - ostrzegał premier Mateusz Morawiecki podczas piątkowej konferencji prasowej. W Polsce zaczęła się rozpędzać olbrzymia fala nowych zakażeń wariantem Omikron.
Zdaniem międzynarodowego interdyscyplinarnego zespołu naukowców zajmującego się modelowaniem epidemii COVID-19 z Politechniki Wrocławskiej na początku lutego możemy doświadczyć średnio ok. 100 tys. nowych zakażeń, a w pesymistycznym wariancie nawet ponad 120 tys.
Setki tysięcy osób wypadną z rynku pracy
Te liczby oznaczają, że w ciągu najbliższych tygodni z rynku pracy ubędą setki tysięcy osób, które zostaną zmuszone do przejścia na kwarantannę. Nieco ratując rynek pracy, premier zmniejszył kwarantannę z 10 do siedmiu dni.
Pierwsze objawy problemów z zatrudnieniem widzieliśmy już w piątkowych danych Głównego Urzędu Statystycznego. Przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło w grudniu o 0,5 proc. rdr wobec 0,7 proc. w poprzednim miesiącu, wyraźnie poniżej oczekiwań rynkowych zakładających wzrost o 0,7 proc. Grudzień przyniósł spadek zatrudnienia w porównaniu do poprzedniego miesiąca o 2,5 tys.
- Słaby odczyt należy zrzucić na karb rozpędzonej w grudniu IV fali pandemii koronawirusa i idącym za tym zaostrzeniu restrykcji pandemicznych czy bardzo wysokiej liczbie osób przebywających na kwarantannie - tłumaczą ekonomiści Banku Pekao.
Ich zdaniem z tych samych powodów początek 2022 r. na rynku pracy będzie trudny ze względu na jeszcze bardziej zaostrzającą się sytuację pandemiczną i prognozowane rekordowe liczby nowych zakażeń, co może wysłać ponad 1 mln Polaków na kwarantannę. To olbrzymie zagrożenie dla handlu czy budownictwa, gdzie nie można pracownika przerzucić na pracę zdalną.
- Będzie to szczególnie dotkliwe w sektorach, w których przejście na pracę zdalną jest utrudnione albo wręcz niemożliwe, jak np. produkcja w przemyśle, handel detaliczny, budownictwo czy część usług wymagających kontaktu z klientem. Mimo to popyt na pracę pozostaje silny, o czym świadczy historycznie wysoka liczba publikowanych ofert pracy. Na szybko zacieśniającym się rynku pracy firmy będą coraz częściej zderzać się z barierą podażowo-demograficzną. Zaczynają się piętrzyć problemy ze znalezieniem wykwalifikowanych pracowników, co będzie podgrzewać jeszcze bardziej presję płacową - szacują specjaliści banku.
"Niech się opamiętają"
Pracodawcy nie przebierają w słowach, żeby opisać obecną sytuację gospodarczą w Polsce i problemy z rynkiem pracy. - To, że brakuje pracowników, wiemy od lat. To, że mamy problemy z demografią, wiemy od lat. Teraz na te problemy strukturalne nałoży się pandemia. Skutki będą opłakane. Przedsiębiorcy będą mieli olbrzymie problemy z zerwanymi kanałami dostaw, ponieważ te kanały to również pracownicy - mówi w rozmowie z money.pl Zbigniew Żurek, ekspert ds. rynku pracy z Business Centre Club.
Jaką widzi receptę na to możliwe załamanie się rynku pracy? Po pierwsze, przypomina on o szczepieniach. Po drugie, apeluje do rządu o przesunięcie Polskiego Ładu o rok.
- Niech władza się opamięta. Już nie chodzi o ochronę miejsc pracy, ale całej gospodarki. Przedsiębiorcy powinni mieć czas, żeby skupić się na tym, co jest obecnie najważniejsze, np. naprawa łańcuchów dostaw, kwestie pracownicze, a nie dłubanie w chaotycznych przepisach - przekonuje.
Co z handlem?
Jednym z najbardziej narażonych sektorów na pandemiczne niedobory pracowników jest handel. Maciej Ptaszyński, wiceprezes Polskiej Izby Handlu w rozmowie z nami pociesza, że na razie nie widać sygnałów mówiących o tym, że przez pracowników przebywających na kwarantannie, są jakieś zakłócenia w funkcjonowaniu placówek handlowych.
- Proszę mi wierzyć, że handel jako sektor strategiczny, choćby przysłowiowo miał stanąć na głowie, zapewni Polakom produkty pierwszej potrzeby. Robimy tak nieprzerwanie i skutecznie od dwóch lat. Jednak rzeczywiście widzimy wzrost zakażeń, który może skutkować brakiem części załogi w placówkach handlowych - wyjaśnia.
Według niego każdy sklep będzie musiał opracować nowy grafik i dostosować się do obecnej sytuacji, ale Ptaszyński jest przekonany, że "i z tym sobie poradzimy i płynność zaopatrzenia zostanie zachowana".