Pod koniec roku poznamy pierwsze prognozy dotyczące cen energii elektrycznej dla gospodarstw domowych na przyszły rok. Już dziś jednak możemy spodziewać się skokowego wzrostu kwot na rachunkach. Kilka miesięcy temu pisaliśmy w money.pl, że zakładając brak dodatkowych mechanizmów zamrażających ceny prądu, opłaty za energię mogą wzrosnąć ponad dwukrotnie w odniesieniu do obecnych limitów. Tymczasem według najnowszych szacunków ekspertów w grę mogą wchodzić nawet 70-proc. podwyżki cen energii.
Dr Aleksandra Gawlikowska-Fyk z Forum Energii w rozmowie z "Rzeczpospolitą" wyjaśnia, że jeśli w przyszłym roku nie będzie tarcz solidarnościowych czy mrożenia cen energii i wróci VAT na energię, sumarycznie jej cena wzrośnie o 70 proc. względem tej, którą płacimy obecnie. Ostrzegaliśmy przed takim scenariuszem w money.pl.
- Podstawą do szacowania cen będą umowy długoterminowe z dostawą na przyszły rok. Są one znacząco wyższe niż w 2021 roku na 2022 rok - dodaje ekspertka i przytacza wyliczenia. - Średnioważona cena kontraktu rocznego w 2021 roku na 2022 rok wynosiła 384,16 zł/MWh. Dla porównania cena kontraktu rocznego w 2022 roku na 2023 rok wynosiła już 1110,04 zł/MWh - tłumaczy.
Mimo rządowych tarcz ceny prądu podskoczyły
Rządowa tarcza zamroziła ceny prądu w 2023 r. na poziomie cen z roku ubiegłego. Zdaniem przedstawicieli rządu, bez tej osłony Polacy zapłaciliby za energię znacznie więcej. Tymczasem okazuje się, że zamrożenie cen wcale nie uchroniło Polaków przed wyższymi rachunkami.
Z najnowszych danych Agencji Rynku Energii wynika, że mimo rządowych tarcz, ceny prądu dla gospodarstw domowych podskoczyły o niemal 30 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem. Ten wzrost jest skutkiem m.in. podwyższenia stawki VAT z 5 do 23 proc. od bieżącego roku. Rząd tłumaczył podniesienie stawek presją ze strony Brukseli, co jednak Komisja Europejska zdementowała.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tymczasem regulowane ceny prądu wygasają z końcem roku. Z kolei rząd Zjednoczonej Prawicy, który je wprowadził, niebawem zakończy swoją kadencję. Co więc czeka nas w przyszłym roku?
Eksperci, którym zadaliśmy to pytanie, nie mają wątpliwości, że przed nowym rządem stoją ogromne wyzwania. - Decyzje biznesowe zastąpiono w ostatnim czasie ręcznym zarządzaniem. W momencie, kiedy państwo zastąpiło wolny rynek, trudno będzie przywrócić ekonomiczne mechanizmy - wskazuje money.pl Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP.
Janusz Steinhoff, były minister gospodarki, mówi jeszcze dosadniej.
Polityka obecnego rządu w kwestii cen gazu i energii elektrycznej polegała nie tylko na ręcznym sterowaniu rynkiem, ale także na niszczeniu konkurencji, co oznacza powrót do mechanizmów rodem z PRL. Polskie gospodarstwa domowe i przedsiębiorcy płacą dziś za taką politykę wysoką cenę w wyższych rachunkach - podkreśla.
Steinhoff zauważa, że w ostatnim czasie w polskiej elektroenergetyce mieliśmy do czynienia z wieloma mechanizmami wsparcia, które były bardzo kosztowne i w większym stopniu wspierały państwowe spółki energetyczne, niż indywidualnych odbiorców
- Ogromne zyski firm energetycznych, które odnotowały w ostatnim czasie, były głównie wynikiem ich dominującej pozycji na rynku i braku konkurencji, nie zaś efektem dobrego zarządzania, czy redukcji kosztów - ocenia.
Według niego nie można dłużej tolerować sytuacji, w której ponad 95 proc. rynku gazu należy do jednej państwowej firmy, czyli w tym wypadku do PGNiG.
- Na rynku gazu i energii powinna istnieć konkurencja. Przed nowym rządem stoi więc ogromne wyzwanie, związane z powrotem do konkurencyjnego rynku i przyspieszeniem transformacji energetycznej, w tym także rozwojem odnawialnych źródeł energii — mówi.
Nowy rząd powinien zająć się kwestią ubóstwa energetycznego
Andrzej Sikora, prezes Instytutu Studiów Energetycznych, również nie kryje, że nigdy nie był zwolennikiem wprowadzania regulowanych cen energii. - Przed nadchodzącą zimą, kluczowe będzie objęcie pomocą osób, których nie stać na pokrywanie rachunków za energię i ciepło. Nowy rząd powinien zająć się również pilnie kwestią zdefiniowania na nowo definicji ubóstwa energetycznego - podkreśla.
Ekspert uważa także, że zarówno dane PSE, jak i ENTSO-E (Europejska Sieć Operatorów Systemów Przesyłowych - przyp. red.) pokazują, że zużycie energii spada. Obecnie jest ono nawet niższe niż w pandemii, co może oznaczać, że nieuchronnie wchodzimy w recesję gospodarczą.
- Na razie jeszcze nie wiadomo, jaka to będzie skala, ale za chwilę może się zacząć spadek PKB. To będzie duże wyzwanie dla nowego rządu, zwłaszcza że przełoży się to zarówno na sytuację firm, jak i gospodarstw domowych - podkreśla.
Mrożenie cen energii było leczeniem objawów, a nie choroby
Według Kamila Sobolewskiego z Pracodawców RP jednym z głównych powodów wzrostu cen energii w Polsce są wieloletnie zaniedbania inwestycyjne w energetyce. Ekspert wylicza, że tylko w 2022 r. luka inwestycyjna w tej dziedzinie wynosiła blisko 250 mld zł. Za te pieniądze można byłoby przeprowadzić zarówno modernizację sieci energetycznych, jak i zmodernizować ciepłownictwo, a także zainwestować środki w magazyny energii.
Reakcję polskiego rządu na wzrost cen energii po ataku Rosji na Ukrainę można porównać do przyłożenia okładu na głowę chorego, zamiast podania mu aspiryny, czy leku przeciwzapalnego. Mrożenie cen energii było więc tylko leczeniem objawów choroby, a nie jej przyczyn. Tymczasem źródłem naszych problemów są przede wszystkim zaszłości związane z wieloletnim brakiem inwestycji w energetyce - mówi Sobolewski.
To niejedyny błąd, który jego zdaniem w ostatnim czasie popełnił rząd Zjednoczonej Prawicy.
- W normalnej gospodarce rynkowej, cena prądu jest wypadkową mechanizmów rynkowych. Tymczasem rząd wprowadził odgórnie limity cenowe dla gospodarstw domowych do określonego poziomu zużycia, co miało niewiele wspólnego z rzeczywistym zużyciem energii. Te atrakcyjne pułapy cenowe zarówno dla rodzin, jak i małych firm, nie zachęcały do tego, aby oszczędzać energię - zaznacza.
Wyższe ceny mogą być dla konsumentów zachętą do oszczędzania, a dla firm energetycznych źródłem środków na budowę nowych mocy energetycznych. Tymczasem działania rządu wprowadzające odgórnie regulowane ceny miały odwrotny skutek. Rezultat takiej polityki jest opłakany, spółki energetyczne nie mają w tym momencie motywacji, ani odpowiednich środków do prowadzenia inwestycji.
- Nie ma także wątpliwości, że prowadzona do tej pory polityka rządu była krótkoterminowa i polegała głównie na kupieniu tzw. świętego spokoju społeczeństwa do października, czyli do wyborów. Rząd robił więc wszystko, aby pojawiające się problemy "zasypywać" pieniędzmi. Niestety, odbije się to w niedalekiej przyszłości nie tylko na kondycji poszczególnych firm, ale także całej gospodarce - ocenia Marek Kossowski, były prezes PGNiG.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Hurtowe ceny energii w Polsce są nadal wyższe niż średnia w UE
Przypomnijmy: unijne rozporządzenie umożliwiające częściowe zawieszenie rynku energii i wprowadzenie regulowanych cen prądu w praktyce na terenie UE miało obowiązywać tylko do 30 czerwca 2023 r. Polski rząd przedłużył jednak ten termin do końca tego roku.
Rozporządzenie UE w praktyce umożliwiło zawieszenie rynku energii, w momencie, gdy ceny energii w UE - w wyniku wojny w Ukrainie i kryzysu energetycznego - drastycznie rosły.
Tymczasem na początku czerwca tego roku KE opublikowała raport, z którego wynika, że wspomniane rozporządzenie spełniło swoje zadanie, bo w ciągu ostatniego półrocza hurtowe ceny energii wszędzie spadły. KE uznała także, że dalsze stosowanie limitu cen nie ma sensu, ponieważ rynek energii się stabilizuje, a przez ostatni okres ceny energii spadły.
Hurtowe ceny energii w Polsce kształtują się wciąż powyżej średniej UE. Według danych firmy Energy Solution, która przygotowała analizę średnich cen energii we wrześniu, ceny na rynku hurtowym w UE wynosiły średnio 94,50 euro za 1 MWh. Z kolei w Polsce było to 110,61 euro.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl